INFO

W zakładce "zamówienia", którą znajdziecie po prawej stronie bloga, możecie składać zamówienia na wasze one-shoty, tak jak to do tej pory robiliście w komentarzach. Różnica będzie jedynie taka, że łatwiej będzie i nam i wam to wszystko ogarnąć i zobaczyć kto, co i ile zamawiał.
Wraz z waszymi zamówieniami powstanie w tamtym miejscu lista, na której będziecie mogli sprawdzić aktualny stan waszego zamówienia. Zachęcam do zaglądnięcia tam.

niedziela, 22 kwietnia 2018

Prompt - one-shot: „A potem się dziwią, skąd u mnie nerwica”

„A potem się dziwią, skąd u mnie nerwica”

Tak, wiem, nie było mnie wieki. Rozdziału jak nie było, tak nie ma - co jest całkowicie moją winą, bo teraz ja piszę, ale niestety wyszło, jak wyszło. Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy, żeby go szybko napisać. Wróciłam do pisania i staram się to robić regularnie, nawet jeśli mają to być krótkie teksty. 
Tekst napisany pod wyzwanie na Grupę Pisania Kreatywnego, na tydzień 87. Temat możecie śmiało znaleźć na blogu grupy - link na moim profilu, w obserwowanych, lub tu

Uwaga, audycja zawiera lokowanie produktu. Wszelkie wymienione tytuły są zmyślone. Pojawiające się postacie z pewnego znanego animca są w wersji jednego z opowiadań – mogą więc występować odstępstwa od znanych wam faktów i cech. Zostaliście ostrzeżeni. Enjoyjcie!


Słyszeli jak Stefano jąka się, próbując wyznać prawdę Mari. Dziewczyna nie wierzyła mu, odkąd zobaczyła go kilka dni wcześniej z obcą jej kobietą, wyraźnie zbliżonych do siebie. Nawet jeśli wszyscy znali prawdę, Mari nie dała się przekonać i zdzieliła go w twarz. Deidara i Hidan, niczym zawodowy chórek, wydali z siebie głośne „uuu”, Kimiko przewróciła oczami, a A-chan zaczęła chichotać.
- Dobrze mu tak, zasłużył – powiedziała Shiru, mrużąc oczy.
- No wiesz? Ona nawet nie dała mu wyjaśnić! – Obruszył się Hidan.
- Mari! Ale ja cię kocham! Wysłuchaj mnie! – Wszyscy zamarli i skierowali ponownie wzrok na Stefano i Mari – To wszystko dla ciebie! – Stefano nagle ukląkł na jedno kolano i zaczął grzebać w swojej marynarce. – Nie tak to miało wyglądać, ale musisz znać prawdę…  – Przerwał, żeby wziąć głęboki oddech, po czym uniósł głowę i spojrzał zszokowanej Mari prosto w oczy. – To nie może się tak skończyć, nie przez takie nieporozumienie. Ta kobieta miała mi pomóc wszystko zaplanować – mówił wyjmując z wewnętrznej kieszeni marynarki małe, czerwone pudełeczko i nie przerywając kontaktu wzrokowego, uchylił wieczko, ukazując srebrny pierścionek z dużym, czerwonym kamieniem. – Mari Espinoza, czy wyjdziesz za mnie?
Mari milczała, wpatrując się w pierścionek jak zaklęta, wciąż niedowierzając własnym oczom i uszom.
A-chan nagle obróciła się w stronę blondyna, siedzącego obok niej.
- Ej, Deidara. – Szturchnęła go, kiedy nie zareagował i wpatrywał się w parę przed nim. – Deidara!
- Ci! – Chłopak machnął na nią, całkowicie skupiając swoją uwagę na tym, co działo się przed nim.
A-chan niezrażona reakcją blondyna, złapała ze stolika pustą plastikową butelkę i wyjęła zabezpieczenie spod nakrętki. W tym samym czasie Mari zaczęła szlochać.
- Oh, Stefano! Ja… - zaczęła, ale z jej gardła wydobył się kolejny szloch – Wierz mi, nie jestem dziewczyną, której chcesz dać ten pierścionek. – Wszyscy wciągnęli powietrze, całkowicie zaskoczeni takim obrotem spraw. Ale to Stefano był tym, który wyglądał jakby kolejny raz dostał w twarz. Mari wykorzystała ten krótki moment, by względnie doprowadzić się do porządku. Otarła łzy i próbując uspokoić kolejne ataki płaczu, przybrała na twarz chłodną maskę. – Teraz wstań z kolan. Ośmieszasz się tylko.
- Mari… - zaczął cicho mężczyzna, nie mogąc złapać tchu. – Dlaczego? Przecież…
- Zdradziłam cię z innym! – wykrzyknęła Mari.
- Gdybyśmy byli w nieco innym miejscu, zamówiłbym popcorn – mruknął Kakuzu, za co oberwał w głowę od oburzonej Arissy. Wszyscy spoglądali to na Mari, to na mężczyznę, który wciąż przed nią klęczał. Wszyscy z jednym wyjątkiem.
- Deidara – zaczęła ponownie A-chan, kompletnie ignorując tragedię, która działa się kilka metrów dalej. – Miało to wyglądać inaczej, ale… musisz znać prawdę. Nie mogę tego dłużej ukrywać. – powiedziała poważnie, a blondyn odwrócił się w jej kierunku z mieszaniną irytacji i zdezorientowania na twarzy – To nie może tak dalej trwać… czy wyjdziesz za mnie? – powiedziała, wyciągając w jego stronę złożone ze sobą ręce.
- Że co?! – zawołał nienaturalnie wysokim głosem Itachi, siedzący po drugiej stronie dziewczyny.
Pijący wodę Hidan zakrztusił się, Hoshi prawdopodobnie zgniotła w ręce szklaną butelkę, ale nikt nie zwrócił na to większej uwagi.
A-chan powoli uniosła jedną dłoń, jakby uchylając wieczko i ukazując mały kawałek okrągłego plastiku, który niewiele wcześniej znajdował się pod zakrętką wody. Cała sytuacja mogłaby uchodzić za żart, gdyby nie poważna i zbolała mina na twarzy dziewczyny.
- Tak naprawdę to ciebie kocham, Deidara. A teraz, gdy Itachi mnie zdradził…
- Co?! – wykrzyknęła oburzona Kimiko, podskakując na swoim krześle.
- Właśnie! Co?! – zawtórował jej równie zaskoczony Itachi.
- A-chan… - zaczął Deidara, patrząc jej w oczy. – Ja… Nie jestem…
I w tym momencie rozległ się huk, głośne przekleństwo i dźwięk upadających na podłogę zakupów. Chwilę później wszyscy usłyszeli tak znany im głos.
- Kto tu, do cholery jasnej, postawił te buty?! Zaraz… czemu tu jest tyle butów?
Szybkie kroki, niosące się echem po korytarzu, poprzedziły gwałtowne otwarcie drzwi do pomieszczenia, w którym znajdowali się wszyscy. Pain, w całej swojej rudej, okolczykowanej okazałości, patrzył na nich morderczym wzrokiem.
- Wiedziałem, że to wy… - urwał, kiedy zobaczył A-chan, klęczącą na kanapie, zwróconą w stronę Deidary. – Co wy kurna odpierdalacie? Zaraz… czy wy oglądacie „Mari Lopez”? – Pain zmrużył oczy, wpatrując się w telewizor, na którym wyświetlana była właśnie scena z telenoweli. Zszokowana twarz Stefano pokazywana była na zmianę z chłodną miną Mari i oburzonymi twarzami poszczególnych osób, obecnych w filmie, które były świadkami oświadczyn.
- Pain… - zaczął Itachi głosem, jakby miał zaraz zemdleć.
- Liderze! – Poprawił go automatycznie rudy, po czym wbił ponownie swój morderczy wzrok w A-chan i Deidarę. – Co się tu dzieje?! Mówiłem, żeby nie ruszać mojej kolekcji! Ani nie wchodzić mi do domu! Skąd wzięliście klucze?!
- Szefunciu, bądź naszym księdzem! – zawołała A-chan, łapiąc Deidarę za dłoń i wsuwając mu na palec plastikowe kółko.
- Czy to jest… - zaczął Pain, po czym omiótł wzrokiem cały pokój i notując szybko walające się po podłodze butelki po różnego rodzaju alkoholach, zaczął rozumieć całą sytuację. – Won z mojego mieszkania, wy pijaki jedne!
Brzmiało to bardziej jak ryk zwierzęcia, niż zwykły krzyk, ale skutecznie podziałał na większość zgrai znajdującej się w pokoju. Hoshi dalej patrzyła na A-chan i wyglądała jakby zastanawiała się, czy zabić ją wzrokiem za oświadczenie się jej chłopakowi, czy bić brawo za kolejne wyprowadzanie Paina z równowagi. A to drugie nie było już takie łatwe, odkąd rudzielec zaczął chodzić na terapię i pić ziółka uspokajające.
- Ale Szefuńcu! Tylko ty masz Samsunga z 4k! – zawołała A-chan, jedną ręką trzymając dłoń Deidary, a drugą wskazując na telewizor, na którym teraz pokazywano matkę Mari, która jednak jeszcze nie wiedziała, że jest jej matką.
- Pain… - powtórzył Itachi.
- Uspokój się Uchiha! Twoja dziewczyna jest równie pijana, co cała reszta z was! Koniec tych wygłupów! Wynocha! Bo poszczuję was Zetsu!
A-chan złapała mocniej blondyna i przeskoczyła przez kanapę. Biegnąc w stronę drzwi, potknęła się o butelkę i zaczęła chichotać. Itachi wydał z siebie zduszony jęk, kiedy Hoshi złapała go za ramię i pociągnęła w stronę wyjścia. Deidara zatrzymał się i obrócił w stronę Lidera.
- Możemy chociaż dokończyć odcinek? – zapytał, zerkając na ekran ogromnego telewizora, zajmującego pół ściany. Stafeno właśnie miał coś powiedzieć.
- Won! – zawył Pain. Deidara zdążył tylko pijacko unieść jedną wolną rękę, nim został wyciągnięty z pokoju. – A potem się dziwią, skąd u mnie nerwica. – mruknął zbolałym głosem Pain, masując sobie skronie. – Zerknął na ekran, gdzie właśnie do Stefano dotarło, co powiedziała Mari. – Nie martw się Stefano, w sto dwudziestym siódmym odcinku, zrozumiesz, że Mari wcale cię nie zdradziła – powiedział, podchodząc do kanapy ustawionej naprzeciw telewizora i zrzuciwszy z niej kilka pustych butelek, rozsiadł się wygodnie i podkręcił głośność – Twoi rodzice zmusili ją, żeby z tobą zerwała. Niedługo wszystko się wyjaśni, kiedy jej pochodzenie wyjdzie na jaw. Cierpliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz