„A
potem się dziwią, skąd u mnie nerwica”
Tak, wiem, nie było mnie wieki.
Rozdziału jak nie było, tak nie ma - co jest całkowicie moją winą, bo teraz ja
piszę, ale niestety wyszło, jak wyszło. Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy,
żeby go szybko napisać. Wróciłam do pisania i staram się to robić regularnie,
nawet jeśli mają to być krótkie teksty.
Tekst napisany pod wyzwanie na
Grupę Pisania Kreatywnego, na tydzień 87. Temat możecie śmiało znaleźć na blogu
grupy - link na moim profilu, w obserwowanych, lub tu.
Uwaga, audycja zawiera lokowanie
produktu. Wszelkie wymienione tytuły są zmyślone. Pojawiające się postacie z
pewnego znanego animca są w wersji jednego z opowiadań – mogą więc występować
odstępstwa od znanych wam faktów i cech. Zostaliście ostrzeżeni. Enjoyjcie!
Słyszeli jak Stefano jąka się, próbując wyznać
prawdę Mari. Dziewczyna nie wierzyła mu, odkąd zobaczyła go kilka dni wcześniej
z obcą jej kobietą, wyraźnie zbliżonych do siebie. Nawet jeśli wszyscy znali
prawdę, Mari nie dała się przekonać i zdzieliła go w twarz. Deidara i Hidan,
niczym zawodowy chórek, wydali z siebie głośne „uuu”, Kimiko przewróciła
oczami, a A-chan zaczęła chichotać.
- Dobrze mu tak, zasłużył –
powiedziała Shiru, mrużąc oczy.
- No wiesz? Ona nawet nie dała mu wyjaśnić! –
Obruszył się Hidan.
- Mari! Ale ja cię kocham! Wysłuchaj mnie! –
Wszyscy zamarli i skierowali ponownie wzrok na Stefano i Mari – To wszystko dla
ciebie! – Stefano nagle ukląkł na jedno kolano i zaczął grzebać w swojej
marynarce. – Nie tak to miało wyglądać, ale musisz znać prawdę… –
Przerwał, żeby wziąć głęboki oddech, po czym uniósł głowę i spojrzał
zszokowanej Mari prosto w oczy. – To nie może się tak skończyć, nie przez takie
nieporozumienie. Ta kobieta miała mi pomóc wszystko zaplanować – mówił wyjmując
z wewnętrznej kieszeni marynarki małe, czerwone pudełeczko i nie przerywając
kontaktu wzrokowego, uchylił wieczko, ukazując srebrny pierścionek z dużym,
czerwonym kamieniem. – Mari Espinoza, czy wyjdziesz za mnie?
Mari milczała, wpatrując się w pierścionek jak
zaklęta, wciąż niedowierzając własnym oczom i uszom.
A-chan nagle obróciła się w stronę blondyna,
siedzącego obok niej.
- Ej, Deidara. – Szturchnęła go, kiedy nie
zareagował i wpatrywał się w parę przed nim. – Deidara!
- Ci! – Chłopak machnął na nią, całkowicie
skupiając swoją uwagę na tym, co działo się przed nim.
A-chan niezrażona reakcją blondyna, złapała ze
stolika pustą plastikową butelkę i wyjęła zabezpieczenie spod nakrętki. W tym
samym czasie Mari zaczęła szlochać.
- Oh, Stefano! Ja… - zaczęła, ale z jej gardła
wydobył się kolejny szloch – Wierz mi, nie jestem dziewczyną, której chcesz dać
ten pierścionek. – Wszyscy wciągnęli powietrze, całkowicie zaskoczeni takim
obrotem spraw. Ale to Stefano był tym, który wyglądał jakby kolejny raz dostał
w twarz. Mari wykorzystała ten krótki moment, by względnie doprowadzić się do
porządku. Otarła łzy i próbując uspokoić kolejne ataki płaczu, przybrała na
twarz chłodną maskę. – Teraz wstań z kolan. Ośmieszasz się tylko.
- Mari… - zaczął cicho mężczyzna, nie mogąc złapać
tchu. – Dlaczego? Przecież…
- Zdradziłam cię z innym! – wykrzyknęła Mari.
- Gdybyśmy byli w nieco innym miejscu, zamówiłbym
popcorn – mruknął Kakuzu, za co oberwał w głowę od oburzonej Arissy. Wszyscy
spoglądali to na Mari, to na mężczyznę, który wciąż przed nią klęczał. Wszyscy
z jednym wyjątkiem.
- Deidara – zaczęła ponownie A-chan, kompletnie
ignorując tragedię, która działa się kilka metrów dalej. – Miało to wyglądać
inaczej, ale… musisz znać prawdę. Nie mogę tego dłużej ukrywać. – powiedziała
poważnie, a blondyn odwrócił się w jej kierunku z mieszaniną irytacji i
zdezorientowania na twarzy – To nie może tak dalej trwać… czy wyjdziesz za
mnie? – powiedziała, wyciągając w jego stronę złożone ze sobą ręce.
- Że co?! – zawołał nienaturalnie wysokim głosem
Itachi, siedzący po drugiej stronie dziewczyny.
Pijący wodę Hidan zakrztusił się, Hoshi
prawdopodobnie zgniotła w ręce szklaną butelkę, ale nikt nie zwrócił na to
większej uwagi.
A-chan powoli uniosła jedną dłoń, jakby uchylając
wieczko i ukazując mały kawałek okrągłego plastiku, który niewiele wcześniej
znajdował się pod zakrętką wody. Cała sytuacja mogłaby uchodzić za żart, gdyby
nie poważna i zbolała mina na twarzy dziewczyny.
- Tak naprawdę to ciebie kocham, Deidara. A teraz,
gdy Itachi mnie zdradził…
- Co?! – wykrzyknęła oburzona Kimiko, podskakując
na swoim krześle.
- Właśnie! Co?! – zawtórował jej równie zaskoczony
Itachi.
- A-chan… - zaczął Deidara, patrząc jej w oczy. –
Ja… Nie jestem…
I w tym momencie rozległ się huk, głośne
przekleństwo i dźwięk upadających na podłogę zakupów. Chwilę później wszyscy
usłyszeli tak znany im głos.
- Kto tu, do cholery jasnej, postawił te buty?!
Zaraz… czemu tu jest tyle butów?
Szybkie kroki, niosące się echem po korytarzu,
poprzedziły gwałtowne otwarcie drzwi do pomieszczenia, w którym znajdowali się
wszyscy. Pain, w całej swojej rudej, okolczykowanej okazałości, patrzył na nich
morderczym wzrokiem.
- Wiedziałem, że to wy… - urwał, kiedy zobaczył
A-chan, klęczącą na kanapie, zwróconą w stronę Deidary. – Co wy kurna
odpierdalacie? Zaraz… czy wy oglądacie „Mari Lopez”? – Pain zmrużył oczy,
wpatrując się w telewizor, na którym wyświetlana była właśnie scena z
telenoweli. Zszokowana twarz Stefano pokazywana była na zmianę z chłodną miną
Mari i oburzonymi twarzami poszczególnych osób, obecnych w filmie, które były
świadkami oświadczyn.
- Pain… - zaczął Itachi głosem, jakby miał zaraz
zemdleć.
- Liderze! – Poprawił go automatycznie rudy, po
czym wbił ponownie swój morderczy wzrok w A-chan i Deidarę. – Co się tu
dzieje?! Mówiłem, żeby nie ruszać mojej kolekcji! Ani nie wchodzić mi do domu!
Skąd wzięliście klucze?!
- Szefunciu, bądź naszym księdzem! – zawołała
A-chan, łapiąc Deidarę za dłoń i wsuwając mu na palec plastikowe kółko.
- Czy to jest… - zaczął Pain, po czym omiótł
wzrokiem cały pokój i notując szybko walające się po podłodze butelki po
różnego rodzaju alkoholach, zaczął rozumieć całą sytuację. – Won z mojego
mieszkania, wy pijaki jedne!
Brzmiało to bardziej jak ryk zwierzęcia, niż zwykły
krzyk, ale skutecznie podziałał na większość zgrai znajdującej się w pokoju.
Hoshi dalej patrzyła na A-chan i wyglądała jakby zastanawiała się, czy zabić ją
wzrokiem za oświadczenie się jej chłopakowi, czy bić brawo za kolejne
wyprowadzanie Paina z równowagi. A to drugie nie było już takie łatwe, odkąd
rudzielec zaczął chodzić na terapię i pić ziółka uspokajające.
- Ale Szefuńcu! Tylko ty masz Samsunga z 4k! –
zawołała A-chan, jedną ręką trzymając dłoń Deidary, a drugą wskazując na
telewizor, na którym teraz pokazywano matkę Mari, która jednak jeszcze nie
wiedziała, że jest jej matką.
- Pain… - powtórzył Itachi.
- Uspokój się Uchiha! Twoja dziewczyna jest równie
pijana, co cała reszta z was! Koniec tych wygłupów! Wynocha! Bo poszczuję was
Zetsu!
A-chan złapała mocniej blondyna i przeskoczyła
przez kanapę. Biegnąc w stronę drzwi, potknęła się o butelkę i zaczęła
chichotać. Itachi wydał z siebie zduszony jęk, kiedy Hoshi złapała go za ramię
i pociągnęła w stronę wyjścia. Deidara zatrzymał się i obrócił w stronę Lidera.
- Możemy chociaż dokończyć odcinek? – zapytał,
zerkając na ekran ogromnego telewizora, zajmującego pół ściany. Stafeno właśnie
miał coś powiedzieć.
- Won! – zawył Pain. Deidara zdążył tylko pijacko
unieść jedną wolną rękę, nim został wyciągnięty z pokoju. – A potem się dziwią,
skąd u mnie nerwica. – mruknął zbolałym głosem Pain, masując sobie skronie. –
Zerknął na ekran, gdzie właśnie do Stefano dotarło, co powiedziała Mari. – Nie
martw się Stefano, w sto dwudziestym siódmym odcinku, zrozumiesz, że Mari wcale
cię nie zdradziła – powiedział, podchodząc do kanapy ustawionej naprzeciw
telewizora i zrzuciwszy z niej kilka pustych butelek, rozsiadł się wygodnie i
podkręcił głośność – Twoi rodzice zmusili ją, żeby z tobą zerwała. Niedługo
wszystko się wyjaśni, kiedy jej pochodzenie wyjdzie na jaw. Cierpliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz