***
Już od kilku dni rozmyślałam nad sprawą z Crissem i z dnia na dzień byłam coraz bliżej załamania. Bałam się wychodzić poza organizację, ale niestety od kiedy wyzdrowiałam zaczęły się misje, więc chcąc nie chcąc musiałam wyjść na zewnątrz.
Pierwszą misję jaką dostałam miałam wykonać z... Sasorim... Pein chyba robił mi to na złość, bo zauważył, że coś czuję do Akasuny, a wiedział, że z nim będzie mi bardzo ciężko.
Szliśmy przez las tradycyjnie nie odzywając się do siebie, ale mi oczywiście zaczęło to po jakimś czasie przeszkadzać, więc musiałam zacząć narzekać.
Sh: Daleko jeszcze?
Sa: Nawet nie zaczynaj - odpowiedział chłodno.
Sh: Chciałam jakoś zacząć rozmowę, a żeby ciebie do niej zmusić, muszę cię trochę podenerwować - odpowiedziałam z wyrzutem.
Sa: Nie mamy o czym rozmawiać - nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem.
Sh: A właśnie, że mamy - powiedziałam już poirytowana.
Akasuna spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
Sa: Jeśli chcesz rozmawiać o tym co jest między nami, to wiedz, że nie ma nic - odpowiedział swoim chłodnym tonem.
Normalnie bym odpuściła, ale tym razem nie wytrzymałam. Nie mogłam mu wiecznie dawać za wygraną.
Sh: Oboje wiemy, że jednak coś jest i nie możesz ciągle temu zaprzeczać. Gdyby tak nie było to byś olewał mnie jak resztę członków Akatsuki, a jednak ostatnio coś często się mną interesujesz. A poza tym... pocałowałeś mnie, z własnej nieprzymuszonej woli - wyrzuciłam wszystko z siebie i poczułam się jakoś lepiej. W końcu powiedziałam to, co zamierzałam powiedzieć już dawno.
Sasori milczał przez dłuższą chwilę, zapewne wymyślając jakąś chamską odpowiedź. Jednak po chwili spojrzał na mnie jakoś tak inaczej... Nie tak chłodno jak zawsze i powiedział:
Sa: Może i nie jesteś mi obojętna, ale nie widzę dla nas przyszłości. Nie zamierzam się pakować w jakieś głupie związki, a tym bardziej nie z taką osobą jak ty.
Sh: "Taką osobą jak ja"? Może bardziej to sprecyzuj - odpowiedziałam lekko zdziwiona, nie tyle tym sformułowaniem, co całą jego wypowiedzią.
Sa: Tobie po prostu co chwila podoba się ktoś inny. Teraz podobam ci się ja, a zaraz może ci się podobać Itachi. Nie jesteś dla mnie wystarczająco dojrzała - powiedział znowu wracając do swojego chłodnego tonu.
Na początku byłam zła, ale po chwili dotarło do mnie, że Sasori ma jednak rację... Nie dojrzałam do poważnego związku, a przez to tylko raniłam innych. Jednak jednego byłam pewna - uczucie do Peina nie zniknęło. Nadal go kochałam, a świadomość, że nie mogę z nim być nie dawała mi spokoju. Nasuwało się jednak kolejne pytanie, skoro kocham Peina, to czemu chcę być z Sasorim? Rozterki niczym z głupiego romansidła dla nastolatek...
Po paru godzinach spędzonych w ciszy doszliśmy do małej wioski, która wydawała mi się być jakoś dziwnie znajoma...
Sa: Mamy do załatwienia dwóch typów - odezwał się w końcu do mnie. - Ty zajmiesz się tym - dał mi zdjęcie jakiegoś mężczyzny - a ja drugim - powiedział i zniknął.
Zrezygnowana ruszyłam w poszukiwaniu faceta ze zdjęcia. Nie zajęło mi to dużo czasu, bo znalazłam go w pierwszym barze, do którego weszłam. Mężczyzna wydawał się być groźnym przeciwnikiem. Był dobrze zbudowany, wysoki, miał czarne włosy i wzrok, którym mógłby zabijać. Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę jak weszłam, a po płaszczu zapewne zorientował się, że należę do Akatsuki. Powiedział coś cicho do faceta stojącego obok, po czym wyjął swoją katanę. Oczekiwał na mój ruch, najwidoczniej nie był pewny czy przyszłam po niego. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi całej wioski (i ryzykować późniejszego kazania od Sasoriego) więc postanowiłam nie używać bomb. Uaktywniłam wektory, mając nadzieję, że zdążę załatwić gościa, zanim stracę nad sobą panowanie. Skierowałam niewidzialne dłonie w stronę mężczyzny i gdy byłam już o krok od zabicia go, moje wektory po prostu zniknęły. Byłam całkowicie zdezorientowana, wektory były moją najsilniejszą i niezawodną bronią, a teraz tak po prostu zniknęły.
Nagle poczułam silne uderzenie w klatkę piersiową, po czym odrzuciło mnie na kilka metrów i uderzyłam w ścianę. Wstałam szybko i spojrzałam na mojego napastnika. Nogi zaczęły się pode mną uginać, gdy przed sobą zobaczyłam Crissa... Nagle dotarło do mnie, że to przez niego moje wektory zniknęły.
Była ciemna i zimna noc. To była TA noc... W końcu postanowiłam, że skończę z tym, nie będę już dla niego pracować.
Cała obolała po "karze", którą od niego dostałam za to, że nie udało mi się uratować jednego z jego ludzi podczas przemytu towaru, wstałam z łóżka i zaczęłam w pośpiechu pakować wszystkie rzeczy. Bałam się tak bardzo jak jeszcze nigdy w całym moim życiu. Wiedziałam, że czeka mnie walka na śmierć i życie, ale to ryzyko i tak było dla mnie bez znaczenia. Wolałam umrzeć niż pracować dalej dla Crissa.
Zarzuciłam torbę na ramię i wyskoczyłam przez okno. Biegłam najszybciej jak mogłam do wyjścia z wioski. Przez chwilę miałam nadzieję, że mi się uda, gdy nagle drogę zagrodził mi sam Criss. Nic nie powiedział, nigdy nie lubił wyjaśniać sobie rzeczy, które wydawały mu się oczywiste. Spojrzał na mnie tylko morderczym wzrokiem, po czym w mgnieniu oka znalazł się przy mnie. Był tak szybki, jak żaden człowiek, z którym kiedykolwiek w życiu walczyłam. To była jego niesamowita zdolność, która przerażała wszystkich shinobi. Nawet klan Uchiha miał problemy z nadążaniem za nim.
Byłam pewna, że już umieram, ale nie czułam bólu. Otworzyłam oczy i po prostu nie mogłam uwierzyć. Centymetr od mojego brzucha Criss trzymał katanę, a jedyne co powstrzymywało go od zabicia mnie, to ręka kruczowłosej dziewczyny zaciśnięta na mieczu.
- Uciekaj! - krzyknęła do mnie.
Nie myśląc długo uaktywniłam wektory i korzystając z okazji, że Criss jest zdezorientowany uderzyłam go niewidzialną dłonią tak, że odleciał na kilka metrów. Kiedy miałam go rozszarpać wektorami na strzępy, one nagle zniknęły. Ogarnęła mnie panika, bo Criss zaczął się podnosić. Kruczowłosa pociągnęła mnie za rękę i zaczęłyśmy biec w stronę wyjścia z wioski. Byłam pewna, że nam się nie uda, ale nagle na Crissa rzuciła się wataha wilków.
Wspomnienie tamtej nocy obudziło we mnie jeszcze większe przerażenie. W myślach powtarzałam sobie, że nie jestem już tą samą słabą dziewczyną, że należę do Akatsuki i nie mogę się bać. Jednak to "o dziwo" nie pomogło. W jednej chwili Criss pojawił się obok mnie, wyszeptał mi do ucha "jesteś moja", po czym zrobiło mi się ciemno przed oczami i straciłam przytomność.
Pierwszą misję jaką dostałam miałam wykonać z... Sasorim... Pein chyba robił mi to na złość, bo zauważył, że coś czuję do Akasuny, a wiedział, że z nim będzie mi bardzo ciężko.
Szliśmy przez las tradycyjnie nie odzywając się do siebie, ale mi oczywiście zaczęło to po jakimś czasie przeszkadzać, więc musiałam zacząć narzekać.
Sh: Daleko jeszcze?
Sa: Nawet nie zaczynaj - odpowiedział chłodno.
Sh: Chciałam jakoś zacząć rozmowę, a żeby ciebie do niej zmusić, muszę cię trochę podenerwować - odpowiedziałam z wyrzutem.
Sa: Nie mamy o czym rozmawiać - nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem.
Sh: A właśnie, że mamy - powiedziałam już poirytowana.
Akasuna spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
Sa: Jeśli chcesz rozmawiać o tym co jest między nami, to wiedz, że nie ma nic - odpowiedział swoim chłodnym tonem.
Normalnie bym odpuściła, ale tym razem nie wytrzymałam. Nie mogłam mu wiecznie dawać za wygraną.
Sh: Oboje wiemy, że jednak coś jest i nie możesz ciągle temu zaprzeczać. Gdyby tak nie było to byś olewał mnie jak resztę członków Akatsuki, a jednak ostatnio coś często się mną interesujesz. A poza tym... pocałowałeś mnie, z własnej nieprzymuszonej woli - wyrzuciłam wszystko z siebie i poczułam się jakoś lepiej. W końcu powiedziałam to, co zamierzałam powiedzieć już dawno.
Sasori milczał przez dłuższą chwilę, zapewne wymyślając jakąś chamską odpowiedź. Jednak po chwili spojrzał na mnie jakoś tak inaczej... Nie tak chłodno jak zawsze i powiedział:
Sa: Może i nie jesteś mi obojętna, ale nie widzę dla nas przyszłości. Nie zamierzam się pakować w jakieś głupie związki, a tym bardziej nie z taką osobą jak ty.
Sh: "Taką osobą jak ja"? Może bardziej to sprecyzuj - odpowiedziałam lekko zdziwiona, nie tyle tym sformułowaniem, co całą jego wypowiedzią.
Sa: Tobie po prostu co chwila podoba się ktoś inny. Teraz podobam ci się ja, a zaraz może ci się podobać Itachi. Nie jesteś dla mnie wystarczająco dojrzała - powiedział znowu wracając do swojego chłodnego tonu.
Na początku byłam zła, ale po chwili dotarło do mnie, że Sasori ma jednak rację... Nie dojrzałam do poważnego związku, a przez to tylko raniłam innych. Jednak jednego byłam pewna - uczucie do Peina nie zniknęło. Nadal go kochałam, a świadomość, że nie mogę z nim być nie dawała mi spokoju. Nasuwało się jednak kolejne pytanie, skoro kocham Peina, to czemu chcę być z Sasorim? Rozterki niczym z głupiego romansidła dla nastolatek...
Po paru godzinach spędzonych w ciszy doszliśmy do małej wioski, która wydawała mi się być jakoś dziwnie znajoma...
Sa: Mamy do załatwienia dwóch typów - odezwał się w końcu do mnie. - Ty zajmiesz się tym - dał mi zdjęcie jakiegoś mężczyzny - a ja drugim - powiedział i zniknął.
Zrezygnowana ruszyłam w poszukiwaniu faceta ze zdjęcia. Nie zajęło mi to dużo czasu, bo znalazłam go w pierwszym barze, do którego weszłam. Mężczyzna wydawał się być groźnym przeciwnikiem. Był dobrze zbudowany, wysoki, miał czarne włosy i wzrok, którym mógłby zabijać. Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę jak weszłam, a po płaszczu zapewne zorientował się, że należę do Akatsuki. Powiedział coś cicho do faceta stojącego obok, po czym wyjął swoją katanę. Oczekiwał na mój ruch, najwidoczniej nie był pewny czy przyszłam po niego. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi całej wioski (i ryzykować późniejszego kazania od Sasoriego) więc postanowiłam nie używać bomb. Uaktywniłam wektory, mając nadzieję, że zdążę załatwić gościa, zanim stracę nad sobą panowanie. Skierowałam niewidzialne dłonie w stronę mężczyzny i gdy byłam już o krok od zabicia go, moje wektory po prostu zniknęły. Byłam całkowicie zdezorientowana, wektory były moją najsilniejszą i niezawodną bronią, a teraz tak po prostu zniknęły.
Nagle poczułam silne uderzenie w klatkę piersiową, po czym odrzuciło mnie na kilka metrów i uderzyłam w ścianę. Wstałam szybko i spojrzałam na mojego napastnika. Nogi zaczęły się pode mną uginać, gdy przed sobą zobaczyłam Crissa... Nagle dotarło do mnie, że to przez niego moje wektory zniknęły.
Była ciemna i zimna noc. To była TA noc... W końcu postanowiłam, że skończę z tym, nie będę już dla niego pracować.
Cała obolała po "karze", którą od niego dostałam za to, że nie udało mi się uratować jednego z jego ludzi podczas przemytu towaru, wstałam z łóżka i zaczęłam w pośpiechu pakować wszystkie rzeczy. Bałam się tak bardzo jak jeszcze nigdy w całym moim życiu. Wiedziałam, że czeka mnie walka na śmierć i życie, ale to ryzyko i tak było dla mnie bez znaczenia. Wolałam umrzeć niż pracować dalej dla Crissa.
Zarzuciłam torbę na ramię i wyskoczyłam przez okno. Biegłam najszybciej jak mogłam do wyjścia z wioski. Przez chwilę miałam nadzieję, że mi się uda, gdy nagle drogę zagrodził mi sam Criss. Nic nie powiedział, nigdy nie lubił wyjaśniać sobie rzeczy, które wydawały mu się oczywiste. Spojrzał na mnie tylko morderczym wzrokiem, po czym w mgnieniu oka znalazł się przy mnie. Był tak szybki, jak żaden człowiek, z którym kiedykolwiek w życiu walczyłam. To była jego niesamowita zdolność, która przerażała wszystkich shinobi. Nawet klan Uchiha miał problemy z nadążaniem za nim.
Byłam pewna, że już umieram, ale nie czułam bólu. Otworzyłam oczy i po prostu nie mogłam uwierzyć. Centymetr od mojego brzucha Criss trzymał katanę, a jedyne co powstrzymywało go od zabicia mnie, to ręka kruczowłosej dziewczyny zaciśnięta na mieczu.
- Uciekaj! - krzyknęła do mnie.
Nie myśląc długo uaktywniłam wektory i korzystając z okazji, że Criss jest zdezorientowany uderzyłam go niewidzialną dłonią tak, że odleciał na kilka metrów. Kiedy miałam go rozszarpać wektorami na strzępy, one nagle zniknęły. Ogarnęła mnie panika, bo Criss zaczął się podnosić. Kruczowłosa pociągnęła mnie za rękę i zaczęłyśmy biec w stronę wyjścia z wioski. Byłam pewna, że nam się nie uda, ale nagle na Crissa rzuciła się wataha wilków.
Wspomnienie tamtej nocy obudziło we mnie jeszcze większe przerażenie. W myślach powtarzałam sobie, że nie jestem już tą samą słabą dziewczyną, że należę do Akatsuki i nie mogę się bać. Jednak to "o dziwo" nie pomogło. W jednej chwili Criss pojawił się obok mnie, wyszeptał mi do ucha "jesteś moja", po czym zrobiło mi się ciemno przed oczami i straciłam przytomność.
Wilk:Długo Cię nie było, fajnie że napisałaś choć szkoda że krótko... Ale zawsze lepiej niż gdyby nic ^^ Cóż, Sasori zaskakuje zmianą w osobowości a Shiru ma rozterki... to chyba u niej normalne. *coś wiesza mi się na ramieniu*
OdpowiedzUsuńMizore: Co piszesz?
W:Komentarz.
M:A-chan wróciła?!
W:Moje uszy... tak wróciła choć niewiele napisała.
M:*evil smile* Ja chcę poznać dalsze losy jogurtu!
W:Ciszej... Cóż, ogółem wszystko mi się podoba i czekam *mordercze spojrzenie na mojej osobie* ekhem... czekamy na kontynuacje.
Pozdrawiam Wilk Tenshi i reszta paczki.
Niniejszym moja skromna osoba nominuję Cię do Liebster Award. Resztę znajdziesz tu http://prawda-zrodzona-z-mroku.blogspot.com/2015/01/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńOoo? Robi się coraz ciekawiej... ehh, czy Shiru zawsze musi się w coś wpakować? Jak Kim! O! Obie cały czas się w coś pakują! W każdym razie rozdział bardzo ciekawy. Shiru! Pisz częściej! A właśnie... panie Wilku, chyba się trochę pomyliłeś. To Shiru wróciła, nie A-chan. A skoro mowa o A-chan... heheh, wiąż z niecierpliwością czekam na moje zamówienie! *szaleńczy błysk w oku* Pamiętaj o tym o co prosiłam! I napisz szybciutko heheheh!
OdpowiedzUsuń