Siedziałam tak już w pokoju z tydzień i nadal mnie wszystko bolało. Po wydarzeniach w Wąwozie Mizukage cud, że w ogóle jeszcze żyję... A-chan mnie trochę podleczyła, ale nadal jest ze mną źle. Z członkami Akatsuki miałam nikły kontakt, bo w ogóle nie opuszczałam pokoju. Jedynie Kisame mnie czasami odwiedzał, pewnie przez wyrzuty sumienia...
Nagle do mojego pokoju bez pukania wparował nie kto inny, jak mój kochany pan Akasuna.
Sa: A ty dalej tu siedzisz? - rzucił od niechcenia po czym usiadł na krześle.
Sh: Ledwo się ruszam, więc nie mam raczej nic innego do roboty - odparłam lekko zirytowana.
Sa: Robisz z siebie sierotę jak zwykle
Sh: A ty jak zwykle miły... Jeśli przyszedłeś tu tylko po to, żeby mnie jeszcze bardziej dobijać, to lepiej stąd wyjdź bo nie mam nastroju - obrzuciłam chłopaka wściekłym spojrzeniem.
Sa: Chyba nie myślałaś, że przyszedłem tutaj bo mi ciebie szkoda - uśmiechnął się kpiąco.
Sh: Przez chwilę miałam taką nadzieję - odruchowo odwróciłam wzrok.
Sasori chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi, bo zamilknął na dłuższą chwilę.
Sa: Jeśli chodzi ci o... - nie dokończył bo mu przerwałam.
Sh: Zapomnij. Wiem, że nie pocałowałeś mnie dlatego, że ci na mnie zależy. Właściwie nie wiem dlaczego to zrobiłeś i chyba wolę nie wiedzieć - powiedziałam po czym spuściłam wzrok.
Sa: Masz rację, nie zależy mi na tobie - odparł jakby nigdy nic, ale dla mnie to był cios prosto w serce. Przez chwilę miałam nadzieję, że zaprzeczy...
Sh: Dobij mnie jeszcze...
Sasori spojrzał na mnie zdziwiony, a ja starałam się ukryć smutek, co zapewne mi nie wyszło.
Sa: Czyli tobie zależy - powiedział i spojrzał mi prosto w oczy.
Sh: A myślałeś, że daję się tak każdemu facetowi? - głos zaczynał mi się łamać, wiedziałam, że długo tej rozmowy nie wytrzymam.
Akasuna tylko uśmiechnął się tym swoim kpiącym uśmieszkiem po czym wstał z krzesła nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
Sa: Mógłbym powiedzieć, że mi ciebie szkoda i, że w końcu znajdziesz faceta, który cię będzie kochał, ale oboje wiemy, że musiałbym skłamać - rzucił na pożegnanie i wyszedł z pokoju.
Przywykłam do tego, że Sasori jest chamski w stosunku do wszystkich w tym i do mnie, ale coraz bardziej bałam się tego, że zaczynam coś do niego czuć. Sama nie wiem jak to możliwe, że zaczął mnie obchodzić ktoś taki jak on. To jest nienormalne...
Mimo wszystko z całych sił usiłowałam się nie załamać, żeby nie przepłakać reszty dnia w łóżku. Nadszedł dzień, żebym w końcu wyszła z pokoju, bo samotność za bardzo dawała mi się we znaki.
Cała obolała poszłam do łazienki się ogarnąć. Po jakiejś godzinie, kiedy wyglądałam już w miarę jak człowiek, ruszyłam w stronę salonu, z którego jak zwykle dobiegały jakieś wrzaski.
Ka: Zaraz mnie szlag trafi! - miotał się jak opętany po salonie.
Sh: Co się stało?
Wszyscy odruchowo zwrócili wzrok w moją stronę, po czym zapadła krępująca cisza. Spojrzałam tylko przelotem na Peina, który siedział na kanapie i palił papierosa. Jego widok sprawił, że poczułam się jakoś lepiej. Świadomość, że żyje i że ma się dobrze była dla mnie bardzo kojąca. Nawet jeśli już mnie nie kochał, to byłam szczęśliwa, że mogłam mu pomóc.
Kiedy oderwałam od niego wzrok ponowiłam moje pytanie.
Sh: Może mi ktoś wyjaśnić co się dzieje?
Ka: Jak to co?! Kim polazła na jakiś głupi, niebezpieczny trening, a nasz kochany pan Uchiha jej w tym pomógł, chociaż doskonale wiedział, że jestem temu przeciwny! - wykrzyczał.
I: Gdybyś chociaż spróbował ją zrozumieć...
Ka: Ty już się głupio nie tłumacz!
Sh: Jak to Kim poszła na NIEBEZPIECZNY trening?! Gdzie, jak, po co, z kim?! - udzieliła mi się wściekłość Kakuzu.
Brat Kim wrzeszcząc wytłumaczył mi całą sytuację, a ja poczułam nieodpartą chęć rzucenia się na Uchihę, jednak miał szczęście, bo ledwo się ruszałam. Razem z Kakuzu zaczęliśmy się drzeć na Itachiego, jednak po jakimś czasie Pein nie wytrzymał i nas uciszył.
P: Dajcie mu, do cholery, w końcu spokój - stanął w obronie Uchihy.
Kakuzu obrażony wyszedł z salonu, a ja dalej napastowałam Itachiego.
P: Shiru uspokój się - odciągnął mnie od chłopaka.
Sh: Ale.. - nie dane mi było dokończyć.
P: Żadne "ale". Mam dosyć twoich wrzasków. Zamiast rzucać się na Uchihę powinnaś odpoczywać.
Westchnęłam tylko i odpuściłam sobie naskakiwanie na Itachiego. Z kim jak z kim, ale z Peinem nie miałam najmniejszej ochoty się kłócić.
Wszyscy wrócili do swoich wcześniejszych zajęć, a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Zwróciłam wzrok na Sasoriego, który właśnie rozmawiał z A-chan. Ja chyba jestem jakaś nienormalna, bo poczułam się nagle zazdrosna. Tak właśnie - zazdrosna.
D: SHIRU! - wyrwał mnie z zamyślenia głos mojego braciszka.
Sh: Czemu się na mnie drzesz? - spytałam zirytowana.
D: Bo mówię do ciebie, a ty nie reagujesz.
Sh: Zamyśliłam się.
D: Chyba raczej zagapiłaś na Sasoriego - w jego głosie wyczułam zdenerwowanie.
Sh: Kpisz sobie - odpowiedziałam zakłopotana.
D: Dobrze cię znam i wiem co się święci... Ale domyślam się, że i tak sama z siebie nic mi nie powiesz, więc nie będę cię z tym męczył - wzruszył ramionami.
Zmierzyłam go tylko spojrzeniem i czekałam, aż przejdzie do konkretów.
D: Skoro już zaczęłaś mnie słuchać, to mam do ciebie sprawę.
Sh: Jaką? - zdziwiłam się. Nie codziennie Deidara ma do mnie "sprawę".
Brat spojrzał na mnie znacząco, po czym oboje wyszliśmy z pomieszczenia. Widziałam, że Dei jest bardzo skrępowany, więc przytuliłam go mocno do siebie.
Sh: Braciszku, przecież wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko - pogłaskałam go po włosach.
D: Skąd u ciebie taki przypływ miłości do mnie? - spytał zdziwiony.
Sh: Tydzień bez ciebie to jak wieczność, mimo wszystko jesteś moim bratem i muszę cię jakoś tam kochać - odsunęłam się od niego. - Tyle miłości starczy ci na miesiąc - uśmiechnęłam się.
Deidara widocznie poczuł się pewniej, bo zrobił poważną minę i zaczął mówić:
D: Wiesz dobrze, że nie lubię się wtrącać w twoje prywatne sprawy, ale ta niestety też w jakimś stopniu dotyczy mnie...
Sh: Nie rozumiem... - byłam całkowicie zdezorientowana.
D: Chodzi mi o Crissa...
Zamurowało mnie. Patrzyłam na Deidarę z nadzieją, że na jego twarzy zaraz pojawi się uśmiech i oznajmi mi, że żartował, po czym oboje wybuchniemy śmiechem, ale tak się nie stało. Patrzył na mnie całkowicie poważny, a ja nie wiedziałam nawet co mu odpowiedzieć.
D: Kręcił się ostatnio w pobliżu i słyszałem jak wypytywał o ciebie Hidana
Sh: I on powiedział mu coś?! - poczułam jak się we mnie gotuje.
D: Wystarczająco dużo, żeby Criss teraz bez problemu cię znalazł...
Sh: Muszę stąd uciekać, jak najdalej! - byłam cała roztrzęsiona. Chciałam pobiec do pokoju, spakować najpotrzebniejsze rzeczy i uciec.
Deidara przytulił mnie do siebie.
D: Tutaj jesteś bezpieczna ani ja, ani reszta Akatsuki nie pozwolimy cię skrzywdzić - mówił spokojnie tuląc mnie do siebie.
Sh: Ale ja nie chcę być znowu waszym problemem - z moich oczu popłynęły łzy.
Deidara już chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu nie kto inny jak nasz kochany i zawsze taktowny pan Akasuna, który właśnie wszedł do pomieszczenia.
Sa: Cóż za wzruszająca scena - powiedział tym swoim chłodnym tonem. - Czyżbyś mała miała przed nami jakieś kolejne tajemnice? - zakpił.
D: Sasori no danna... - zaczął, ale nie dane mu było dokończyć.
Sa: Nie wtrącaj się Deidara, rozmawiam z Shiru.
Wiedziałam, że Dei nie postawi się Sasoriemu, bo darzył go zbyt dużym szacunkiem. Tak bardzo chciałam mieć wsparcie w Akasunie, ale wiedziałam, że on może tylko pogorszyć moją sytuację.
Sh: Zostaw nas samych - zwróciłam się do brata, a on rzucił mi tylko współczujące spojrzenie i wyszedł.
Sa: Więc jak, wyjaśnisz mi o co chodzi? - uśmiechnął się drwiąco.
Sh: Najpierw ty mi coś wyjaśnisz.
Akasuna spojrzał na mnie zdziwiony. Nie wiem co kierowało mną w tamtej chwili, zazdrość czy może złość, ale po prostu nie wytrzymałam.
Sh: Widziałam cię dzisiaj z A-chan - zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem.
Sa: Ty chyba nie myślisz, że mogłoby mnie z nią coś łączyć - chyba pierwszy raz w życiu widziałam Akasunę tak zdezorientowanego.
Sh: Ja sama już nie wiem co mam o tobie myśleć, wiem tylko, że mogę się spodziewać wszystkiego - głos zaczynał mi się łamać.
Sa: Ona mnie nie interesuje, miała do mnie sprawę i tyle. A poza tym nie wiem po co w ogóle ci się tłumaczę.
Westchnęłam tylko, ale mimo wszystko jego słowa trochę mnie uspokoiły. Nie mam pojęcia czemu podejrzewałam A-chan i Sasoriego o romans czy coś, chyba zaczynałam tracić zmysły. Wszystko toczyło się zbyt szybko, a niektóre sprawy zaszły za daleko, może to dlatego zaczynałam się zachowywać jak psychicznie chora.
Sa: To teraz ty mi powiedz o co chodzi - wyrwał mnie z zamyślenia.
Sh: A czemu cię to interesuje?
Sa: Przestań się ze mną droczyć i odpowiedz na pytanie - był już wyraźnie rozdrażniony.
Sh: Ściga mnie taki jeden... Nic nadzwyczajnego - odpowiedziałam niby od niechcenia.
Sa: I dlatego aż tak się tym przejęłaś?
Sh: Tak...
Sa: Nie kłam - podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. - Kim on jest?
Nie wytrzymałam i po prostu wtuliłam się w chłopaka. Czułam się przy nim taka bezpieczna, a tego teraz potrzebowałam najbardziej.
Sasori tylko westchnął i przytulił mnie. Kiedy już się trochę uspokoiłam odpowiedziałam Akasunie na pytanie.
Sh: Criss jest dilerem narkotyków... - wtuliłam się mocniej w chłopaka. - Ja... Pracowałam kiedyś dla niego
Sa: Należysz do Akatsuki, a boisz się jakiegoś dilera?
Sh: To nie jest "jakiś diler"... Boi się jego cala Iwagakure... A on chce mnie teraz zabić.
Sasori najwidoczniej zauważył, że ciężko jest mi o tym mówić, więc nie pytał więcej. Chociaż z drugiej strony może poczuł, że po prostu za bardzo się do mnie zbliżył?
Odsunęłam się od niego i wytarłam łzy.
Sa: Tylko nie myśl sobie za dużo - i wszystko wróciło do normalności.
Sh: Spokojnie, już się przyzwyczaiłam - odpowiedziałam smutno.
Akasuna zmierzył mnie tylko swoim chłodnym spojrzeniem i wyszedł z pomieszczenia.
Kiedy już trochę ochłonęłam wróciłam do salonu. Musiałam przemyśleć wszystko na spokojnie i co najważniejsze, zastanowić się, czy powinnam mówić o tym Peinowi. Nie wiedziałam co Criss szykuje, może chce mnie dorwać kiedy będę sama, a może szykuje armię i zaatakuje organizację? Wszystko było jak zawsze przeciwko mnie...
Nagle do mojego pokoju bez pukania wparował nie kto inny, jak mój kochany pan Akasuna.
Sa: A ty dalej tu siedzisz? - rzucił od niechcenia po czym usiadł na krześle.
Sh: Ledwo się ruszam, więc nie mam raczej nic innego do roboty - odparłam lekko zirytowana.
Sa: Robisz z siebie sierotę jak zwykle
Sh: A ty jak zwykle miły... Jeśli przyszedłeś tu tylko po to, żeby mnie jeszcze bardziej dobijać, to lepiej stąd wyjdź bo nie mam nastroju - obrzuciłam chłopaka wściekłym spojrzeniem.
Sa: Chyba nie myślałaś, że przyszedłem tutaj bo mi ciebie szkoda - uśmiechnął się kpiąco.
Sh: Przez chwilę miałam taką nadzieję - odruchowo odwróciłam wzrok.
Sasori chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi, bo zamilknął na dłuższą chwilę.
Sa: Jeśli chodzi ci o... - nie dokończył bo mu przerwałam.
Sh: Zapomnij. Wiem, że nie pocałowałeś mnie dlatego, że ci na mnie zależy. Właściwie nie wiem dlaczego to zrobiłeś i chyba wolę nie wiedzieć - powiedziałam po czym spuściłam wzrok.
Sa: Masz rację, nie zależy mi na tobie - odparł jakby nigdy nic, ale dla mnie to był cios prosto w serce. Przez chwilę miałam nadzieję, że zaprzeczy...
Sh: Dobij mnie jeszcze...
Sasori spojrzał na mnie zdziwiony, a ja starałam się ukryć smutek, co zapewne mi nie wyszło.
Sa: Czyli tobie zależy - powiedział i spojrzał mi prosto w oczy.
Sh: A myślałeś, że daję się tak każdemu facetowi? - głos zaczynał mi się łamać, wiedziałam, że długo tej rozmowy nie wytrzymam.
Akasuna tylko uśmiechnął się tym swoim kpiącym uśmieszkiem po czym wstał z krzesła nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
Sa: Mógłbym powiedzieć, że mi ciebie szkoda i, że w końcu znajdziesz faceta, który cię będzie kochał, ale oboje wiemy, że musiałbym skłamać - rzucił na pożegnanie i wyszedł z pokoju.
Przywykłam do tego, że Sasori jest chamski w stosunku do wszystkich w tym i do mnie, ale coraz bardziej bałam się tego, że zaczynam coś do niego czuć. Sama nie wiem jak to możliwe, że zaczął mnie obchodzić ktoś taki jak on. To jest nienormalne...
Mimo wszystko z całych sił usiłowałam się nie załamać, żeby nie przepłakać reszty dnia w łóżku. Nadszedł dzień, żebym w końcu wyszła z pokoju, bo samotność za bardzo dawała mi się we znaki.
Cała obolała poszłam do łazienki się ogarnąć. Po jakiejś godzinie, kiedy wyglądałam już w miarę jak człowiek, ruszyłam w stronę salonu, z którego jak zwykle dobiegały jakieś wrzaski.
Ka: Zaraz mnie szlag trafi! - miotał się jak opętany po salonie.
Sh: Co się stało?
Wszyscy odruchowo zwrócili wzrok w moją stronę, po czym zapadła krępująca cisza. Spojrzałam tylko przelotem na Peina, który siedział na kanapie i palił papierosa. Jego widok sprawił, że poczułam się jakoś lepiej. Świadomość, że żyje i że ma się dobrze była dla mnie bardzo kojąca. Nawet jeśli już mnie nie kochał, to byłam szczęśliwa, że mogłam mu pomóc.
Kiedy oderwałam od niego wzrok ponowiłam moje pytanie.
Sh: Może mi ktoś wyjaśnić co się dzieje?
Ka: Jak to co?! Kim polazła na jakiś głupi, niebezpieczny trening, a nasz kochany pan Uchiha jej w tym pomógł, chociaż doskonale wiedział, że jestem temu przeciwny! - wykrzyczał.
I: Gdybyś chociaż spróbował ją zrozumieć...
Ka: Ty już się głupio nie tłumacz!
Sh: Jak to Kim poszła na NIEBEZPIECZNY trening?! Gdzie, jak, po co, z kim?! - udzieliła mi się wściekłość Kakuzu.
Brat Kim wrzeszcząc wytłumaczył mi całą sytuację, a ja poczułam nieodpartą chęć rzucenia się na Uchihę, jednak miał szczęście, bo ledwo się ruszałam. Razem z Kakuzu zaczęliśmy się drzeć na Itachiego, jednak po jakimś czasie Pein nie wytrzymał i nas uciszył.
P: Dajcie mu, do cholery, w końcu spokój - stanął w obronie Uchihy.
Kakuzu obrażony wyszedł z salonu, a ja dalej napastowałam Itachiego.
P: Shiru uspokój się - odciągnął mnie od chłopaka.
Sh: Ale.. - nie dane mi było dokończyć.
P: Żadne "ale". Mam dosyć twoich wrzasków. Zamiast rzucać się na Uchihę powinnaś odpoczywać.
Westchnęłam tylko i odpuściłam sobie naskakiwanie na Itachiego. Z kim jak z kim, ale z Peinem nie miałam najmniejszej ochoty się kłócić.
Wszyscy wrócili do swoich wcześniejszych zajęć, a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Zwróciłam wzrok na Sasoriego, który właśnie rozmawiał z A-chan. Ja chyba jestem jakaś nienormalna, bo poczułam się nagle zazdrosna. Tak właśnie - zazdrosna.
D: SHIRU! - wyrwał mnie z zamyślenia głos mojego braciszka.
Sh: Czemu się na mnie drzesz? - spytałam zirytowana.
D: Bo mówię do ciebie, a ty nie reagujesz.
Sh: Zamyśliłam się.
D: Chyba raczej zagapiłaś na Sasoriego - w jego głosie wyczułam zdenerwowanie.
Sh: Kpisz sobie - odpowiedziałam zakłopotana.
D: Dobrze cię znam i wiem co się święci... Ale domyślam się, że i tak sama z siebie nic mi nie powiesz, więc nie będę cię z tym męczył - wzruszył ramionami.
Zmierzyłam go tylko spojrzeniem i czekałam, aż przejdzie do konkretów.
D: Skoro już zaczęłaś mnie słuchać, to mam do ciebie sprawę.
Sh: Jaką? - zdziwiłam się. Nie codziennie Deidara ma do mnie "sprawę".
Brat spojrzał na mnie znacząco, po czym oboje wyszliśmy z pomieszczenia. Widziałam, że Dei jest bardzo skrępowany, więc przytuliłam go mocno do siebie.
Sh: Braciszku, przecież wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko - pogłaskałam go po włosach.
D: Skąd u ciebie taki przypływ miłości do mnie? - spytał zdziwiony.
Sh: Tydzień bez ciebie to jak wieczność, mimo wszystko jesteś moim bratem i muszę cię jakoś tam kochać - odsunęłam się od niego. - Tyle miłości starczy ci na miesiąc - uśmiechnęłam się.
Deidara widocznie poczuł się pewniej, bo zrobił poważną minę i zaczął mówić:
D: Wiesz dobrze, że nie lubię się wtrącać w twoje prywatne sprawy, ale ta niestety też w jakimś stopniu dotyczy mnie...
Sh: Nie rozumiem... - byłam całkowicie zdezorientowana.
D: Chodzi mi o Crissa...
Zamurowało mnie. Patrzyłam na Deidarę z nadzieją, że na jego twarzy zaraz pojawi się uśmiech i oznajmi mi, że żartował, po czym oboje wybuchniemy śmiechem, ale tak się nie stało. Patrzył na mnie całkowicie poważny, a ja nie wiedziałam nawet co mu odpowiedzieć.
D: Kręcił się ostatnio w pobliżu i słyszałem jak wypytywał o ciebie Hidana
Sh: I on powiedział mu coś?! - poczułam jak się we mnie gotuje.
D: Wystarczająco dużo, żeby Criss teraz bez problemu cię znalazł...
Sh: Muszę stąd uciekać, jak najdalej! - byłam cała roztrzęsiona. Chciałam pobiec do pokoju, spakować najpotrzebniejsze rzeczy i uciec.
Deidara przytulił mnie do siebie.
D: Tutaj jesteś bezpieczna ani ja, ani reszta Akatsuki nie pozwolimy cię skrzywdzić - mówił spokojnie tuląc mnie do siebie.
Sh: Ale ja nie chcę być znowu waszym problemem - z moich oczu popłynęły łzy.
Deidara już chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu nie kto inny jak nasz kochany i zawsze taktowny pan Akasuna, który właśnie wszedł do pomieszczenia.
Sa: Cóż za wzruszająca scena - powiedział tym swoim chłodnym tonem. - Czyżbyś mała miała przed nami jakieś kolejne tajemnice? - zakpił.
D: Sasori no danna... - zaczął, ale nie dane mu było dokończyć.
Sa: Nie wtrącaj się Deidara, rozmawiam z Shiru.
Wiedziałam, że Dei nie postawi się Sasoriemu, bo darzył go zbyt dużym szacunkiem. Tak bardzo chciałam mieć wsparcie w Akasunie, ale wiedziałam, że on może tylko pogorszyć moją sytuację.
Sh: Zostaw nas samych - zwróciłam się do brata, a on rzucił mi tylko współczujące spojrzenie i wyszedł.
Sa: Więc jak, wyjaśnisz mi o co chodzi? - uśmiechnął się drwiąco.
Sh: Najpierw ty mi coś wyjaśnisz.
Akasuna spojrzał na mnie zdziwiony. Nie wiem co kierowało mną w tamtej chwili, zazdrość czy może złość, ale po prostu nie wytrzymałam.
Sh: Widziałam cię dzisiaj z A-chan - zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem.
Sa: Ty chyba nie myślisz, że mogłoby mnie z nią coś łączyć - chyba pierwszy raz w życiu widziałam Akasunę tak zdezorientowanego.
Sh: Ja sama już nie wiem co mam o tobie myśleć, wiem tylko, że mogę się spodziewać wszystkiego - głos zaczynał mi się łamać.
Sa: Ona mnie nie interesuje, miała do mnie sprawę i tyle. A poza tym nie wiem po co w ogóle ci się tłumaczę.
Westchnęłam tylko, ale mimo wszystko jego słowa trochę mnie uspokoiły. Nie mam pojęcia czemu podejrzewałam A-chan i Sasoriego o romans czy coś, chyba zaczynałam tracić zmysły. Wszystko toczyło się zbyt szybko, a niektóre sprawy zaszły za daleko, może to dlatego zaczynałam się zachowywać jak psychicznie chora.
Sa: To teraz ty mi powiedz o co chodzi - wyrwał mnie z zamyślenia.
Sh: A czemu cię to interesuje?
Sa: Przestań się ze mną droczyć i odpowiedz na pytanie - był już wyraźnie rozdrażniony.
Sh: Ściga mnie taki jeden... Nic nadzwyczajnego - odpowiedziałam niby od niechcenia.
Sa: I dlatego aż tak się tym przejęłaś?
Sh: Tak...
Sa: Nie kłam - podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. - Kim on jest?
Nie wytrzymałam i po prostu wtuliłam się w chłopaka. Czułam się przy nim taka bezpieczna, a tego teraz potrzebowałam najbardziej.
Sasori tylko westchnął i przytulił mnie. Kiedy już się trochę uspokoiłam odpowiedziałam Akasunie na pytanie.
Sh: Criss jest dilerem narkotyków... - wtuliłam się mocniej w chłopaka. - Ja... Pracowałam kiedyś dla niego
Sa: Należysz do Akatsuki, a boisz się jakiegoś dilera?
Sh: To nie jest "jakiś diler"... Boi się jego cala Iwagakure... A on chce mnie teraz zabić.
Sasori najwidoczniej zauważył, że ciężko jest mi o tym mówić, więc nie pytał więcej. Chociaż z drugiej strony może poczuł, że po prostu za bardzo się do mnie zbliżył?
Odsunęłam się od niego i wytarłam łzy.
Sa: Tylko nie myśl sobie za dużo - i wszystko wróciło do normalności.
Sh: Spokojnie, już się przyzwyczaiłam - odpowiedziałam smutno.
Akasuna zmierzył mnie tylko swoim chłodnym spojrzeniem i wyszedł z pomieszczenia.
Kiedy już trochę ochłonęłam wróciłam do salonu. Musiałam przemyśleć wszystko na spokojnie i co najważniejsze, zastanowić się, czy powinnam mówić o tym Peinowi. Nie wiedziałam co Criss szykuje, może chce mnie dorwać kiedy będę sama, a może szykuje armię i zaatakuje organizację? Wszystko było jak zawsze przeciwko mnie...
***
No to tak... co do rozdziału się nie wypowiem... noo..
A teraz ważniejsze sprawy. Nadal możecie zgłaszać paringi, o których chcielibyście poczytać, a my postaramy się coś naskrobać c:
To może ja zaczne. Czemu tak krótko? O co chodzi z tym Crissem? I kiedy wróci Kim? Tak, wiem marudzę. Ale i tak podoba mi się ta notka. Jest ShiruxSasori ^^. Bardzo dziekuje :D
OdpowiedzUsuńPowodzenia i weny życzę
Sheiwa