Oto i kontynuacja! Ta... Może pomińmy część wstępną (powitanie), której od dawna nie umieszczamy (trza to zmienić) i przejdźmy do rozdziału.
PS. Tytułu nie komentuję nawet, bo zaczynam się śmiać jak głupia...
Enjoy~!
PS. Tytułu nie komentuję nawet, bo zaczynam się śmiać jak głupia...
Enjoy~!
***
Mija już trzeci dzień, odkąd „poznałam” to miejsce. Ostatecznie dochodzę do wniosku, ze ludzie tu mieszkający są nienormalni. I co gorsza… najwyraźniej są samobójcami. Dlaczego tak uważam?
Otóż po ostatecznym doprowadzeniu tego miejsca do „normalności” i stanu używalności, do wcześniejszego zaśmieconego salonu, wpadł jakiś rudowłosy samobójca o niezwykłych oczach. Na dodatek z mnóstwem złomu czy innego metalu, który szkodzi zdrowi, na twarzy. Mężczyzna, a może raczej chłopiec, zaczął wrzeszczeć niemiłosiernie. Zmarszczyłam lekko brwi, a gdy padły słowa obrażające mnie, zaczęłam tracić cierpliwość. O co tak się oburzył? Z jego „wypowiedzi”, o jakże niezwykłym zabarwieniu, zdążyłam wywnioskować iż problemem był nowy wygląd tego, pożal się szatanie, budynku mieszkalnego znajdującego się w… skale! Tak w sakle… No, ale może przejdźmy do tego z czym miał DOKŁADNIE problem. Choć przyznaję, że do tej pory nie rozumiem, co złego jest w zmianie na lepsze? No bo komu by się nie podobało mieszkanie w domu, rodem z horroru o wampirach? Przecież salon w czarnych kolorach z bordowymi dodatkami, takimi jak zasłony na oknach, wyglądał naprawdę dobrze! Podłoga była z ciemnego kamienia, a na niej bordowy dywan z krwistymi wzorami. Przynajmniej nie widać ewentualnych śladów wina czy krwi. Eleganckie, Ładne i praktyczne! No i przy kominku było tak przyjemnie ciepło… I co z tego, że był on ozdobiony „rzeźbami” imitującymi ludzkie kości? Różnego rodzaju… Ja wiem, że ta zmiana ze starych foteli i sof, mogła być też drastyczna, no ale te nowe krzesła wyglądające jakby były zrobione z kości i czarnego metalu były przecież równie miękkie! A już na pewno bardziej gustowne! A czerwona „poduszka” znajdująca się na ich oparciach i siedzeniach, pasowała do wystroju. No, a lampa to była jeszcze wspanialsza! A raczej żyrandol… elegancki i upiorny. Wyglądał jak zrobiony z czaszek i ozdobiony szlachetnymi kamieniami! Choć może nie tylko wyglądał… Ale światło dawał dobre! Przy jednej ze ścian postawiłam nawet regał z książkami!
Kuchnia zresztą była w podobnym stylu. Zresztą reszta pomieszczeń „publicznych” również. No i teraz pytanie: co w tym było złe bądź niegustowne?! Otóż nic… Toteż po jakichś 10 minutach ranienia moich biednych uszu, przez tego rudego samobójcę, straciłam cierpliwość. Tak! Już pierwszego dnia… Dałam mu odpowiednią nauczkę i wysłałam na „zabawy” wśród wspaniałych stworzeń, jakimi są węże.
Obecnie siedziałam w salonie na moim wspaniałym, upiornym krześle, wyglądającym niczym upiorny tron. Przede mną stał brunet o czerwonych oczach. Parę razy w ciągu tych dni, padały sugestie i aluzję, że jesteśmy/byliśmy razem, ale ja nic takiego nie pamiętałam. I co dziwniejsze te słowa nie były wypowiadane przez niego, a przez inne osoby z tego „zgromadzenia głupich żywych wciąż trupów” – w skrócie ZGŻWT – zwanych inaczej „irytująco rozbestwionymi anty-życiowymi samotnikami” – w skrócie IRAK.
Raz nawet jakiś debil pojawił się koło mojego nowego domku i zrobił niezły hałas. Ci z IRAK-u chyba chcieli coś z nim/nimi zrobić, ale marnie im to szło, więc postanowiłam się zlitować i im pomóc. No co? Te hałasy przeszkadzały mi w czytaniu! Jak się okazało później, owym napastnikiem byli „analfabeci nie bardzo urodziwi”, znani również jako ANBU. Chyba dupy wołowe ich wychowały… Nawet się nie wysiliłam, a oni już ryczeli! No toż to skandal!
Nie mniej jednak Wróćmy do rzeczywistości. Uchiha Itachi (tak, zapamiętałam jak ma na imię i na nazwisko) stał przede mną ciskając przekleństwa pod adresem swoich współtowarzyszy. Już wyjaśniam. Otóż został przez nich oddelegowany aby mogli zamawiać coś do jedzenia.
A: Ale przecież ja im nie zabroniłam.
I: Może i nie, ale dostawca jak zobaczył siedzibę z zewnątrz i te walające się trupy pod drzwiami to zwiał. Uprzątnęliśmy to, ale jak drugi przyszedł i otworzyliśmy drzwi to ten też zwiał, widząc wystrój. A atmosfera dookoła jest przerażająca! Od tej pory jak chcemy coś zamówić to już nawet mówią, że nam nie przyślą nikogo!
A: A co ja na to poradzę?
I: Dużo? Możesz trochę to zmie… – chłopak przerwał, przypominając sobie „pierwszy dzień” - Albo ty mogłabyś coś zrobić czy załatwić i podać do jedzenia… *niepewna mina*
A: Ja mam wam gotować? Chyba żartujesz! *drwiący uśmiech* Ale załatwić zawsze coś się da…
I: S-serio?! *nadzieja*
A: Ależ oczywiście! *fałszywy uśmiech* Ta dam! – machnęłam ręką, a przede mną pojawiła się spora kupka zwłok – Życzę smacznego!
I: o_O
D: A-chan! *wyskakuje zza drzwi* Co ci szkodzi przywołać nam trochę NORMALNEGO jedzenia?! Korona ci przecież z głowy nie spadnie! *lekko zirytowany*
Aka: O_O samobójca…
Zdziwiłam się trochę, ale już po chwili uśmiechnęłam się promiennie i zeskoczyłam z mojego dotychczasowego siedziska. Okręciłam się wokół własnej osi i stanęłam przed blondynem. Przysunęłam swoją twarz do jego tak, że dzieliło nas kilka centymetrów i uśmiechnęłam się przebiegle. Chłopak wyraźnie się zdenerwował i przełknął nerwowo ślinę jakby oczekując zagłady, ale dalej uparcie się we mnie wpatrywał. Zachichotałam i powiedziałam wesołym głosem
A: A dostanę buzi? – zapytałam szczerze i prosto z mostu uśmiechając się słodko
Deidara najwyraźniej się speszył i zdziwił, bo zaczerwienił się lekko, a Akasie patrzyli na nas z szokiem. W tym Uchiha. A ja dalej oczekiwałam odpowiedzi. W końcu chłopak odzyskał rezon.
D: Przestań żartować. Jak chcesz buzi to idź do Uchihy!
A: Ale ja chcę od ciebie! *dalej uśmiech dziecka*
Blondyn westchnął głęboko ze zrezygnowaniem, ale po chwili miał minę jakby coś mu przyszło do głowy. Chwycił jedną dłonią mój policzek, a drugą odgarnął włosy. Następnie… pocałował w czoło, które odsłonił odgarniając włosy. Uśmiechnął się szeroko niczym zwycięzca i oparł ręce na biodrach.
D: Zadowolona? *zwycięski uśmiech*
No nie powiem… Zdziwił mnie. Ale pozytywnie! Najpierw lekko zdziwiona, szybko się uśmiechnęłam i zachichotałam. Następnie machnąłem ręką, a stół w kuchni pokrył się wystawnym jedzeniem, na drogich talerzach. A mi po głowie chodziło „oni-san”.
A: Smacznego! ^^
Ostatecznie IRAK wręcz rzuciło się na jedzenie. Wyglądało to tak okropnie, że aż byłam tym zdegustowana do tego stopnie, że postanowiłam się położyć. Może nie wszyscy byli tak obrzydliwi, ale to wystarczyło.
Obudziłam się koło godziny… 3 w nocy. Właściwie to była 2:55. Ważne jednak było to, że w łóżku, które stało obok mojego leżał Uchiha. Bez koszulki. I trzeba było przyznać, że wyglądał nawet, nawet. I tak – wstawiłem drugie łóżko. Mimo wszystko nie przypominam sobie naszego związku i… póki co jest dla mnie obcy. A dodając o tego, że stare łóżko nie było w moim stylu i dość nie wygodne było… wstawiłam sobie drugie, a stare dałam brunetowi. Tak więc ostatecznie czułam się jak mroczna księżniczka ze strażą obok. Dlaczego księżniczka? Bo łóżko było ogroooomneee~! Z wspaniałymi zdobieniami i baldachimem! Utrzymane w czarno-grafitowej tonacji z dodatkami bordo. Mmm… oj tak! Zdecydowanie w moim guście i pasujące do reszty!
Wstałam bezszelestnie i postanowiłam się przejść. Naszła mnie niewysłowiona ochota, żeby tak wejść do pokoju Pana Karpia, bądź Pana Lalki i trochę postraszyć… Na samą myśl się uśmiechałam jak głupia! Już po chwili stałam pod drzwiami mojej ofiary. Nim jednak zdążyłem wejść do środka, ktoś pojawił się za mną. Uśmiechnęłam się tylko mrocznie.
?: Co ty tu robisz?
A: Ah! Pein~! Dobrze cię widzieć! *słodki uśmiech i złowroga aura*
P: Zadałem ci pytanie.
A: A ja na nie, nie odpowiedziałam ^^. A co TY tutaj robisz? Ładnie to tak straszyć niewinne niewiasty po nocy? *smile*
P: „Niewinne”? Nie kpij! Ty i niewinność?! Dobry żart! I jeszcze „niewiasta”?! Głupota!
A: Jesteś nieuprzejmy… *sztuczna zawiedziona mina*
P: *wzdycha* Więc? Co tu robisz?
A: Stoję i rozmawiam z tobą? *niewinny uśmiech*
P: A-chan… *srogi wzrok*
A: Słucham ja Cię ^^.
Tak, dowiedziałam się, że zwracają się do mnie w ten sposób. Choć to raczej dziwne, że sama go nie znałam, prawda? No, ale to się zmieniło. Skąd wiedziałam, że nie kłamali? Heh… Ja to po prostu WIEDZIEAŁAM i już!
P: *wzdycha* Mniejsza o to… Wracaj lepiej do pokoju.
A: A ty? – wyjątkowo nie zrobiłam złośliwiej, czy pogardliwej miny.
P: Mam robotę papierkową… *wzdycha*
I w tym momencie coś mi się zaświeciło nad główką. Ten jakże wspaniały pomysł mógł powstać tylko w mojej genialnej głowy. Uśmiechnęłam się słodko i zawołałam do rudzielca wesołym głosem.
A: Pomogę Ci!
P: Ty?! Mi?! Co to za podstęp? >_<
A: Jak podstęp?! – udałam oburzenie – To ja Ci chcę tu pomóc, a ty mówisz takie rzeczy! No dzięki…
P: Yyy… Nie no, jak chcesz to możesz pomóc… *zrobiło mu się głupio*
A: Serio?! Dzięki! ^^ - uśmiechnęłam się zwycięsko i ruszyłam żwawo przed siebie.
P: *do siebie* Coś mi się zdaję, że będę żałował tej decyzji… *głośniej* A-chan! Czekaj!
A: Nie czekaj, tylko pospiesz się, pospiesz! No już! Szybciutko! W przeciwieństwie do mnie, nie masz przed sobą wieczności. – zachichotałam
P: Ty…!
A: No ja, ja! Szybko! Raz, dwa!
Już po chwili oboje wypełnialiśmy papiery. Dziwne, że robiłam to osobiście? Może trochę, ale ostatnimi czasy, wszystko co mnie dotyczy jest dziwne. Po jakiejś godzinie głowa Wiewióra wylądowała na papierach. Innymi słowy usnął… Westchnęłam cierpiętniczo i pstryknęłam palcami. Chłopak zniknął i pojawił się w pokoju obok, na swoim łóżku. Dokończyłam wypełnianie dokumentów i ładnie je złożyłam oraz posegregowałam. Część pochowałam do odpowiednich teczek, a resztę zostawiłam na biurku. Czemu dokończyłam? A jakoś tak! Musiałam zabić czas, bo trochę mi się nudziło. A mój plan mogłam zacząć dopiero o szóstej. Ludzie zarówno o zmierzchu, jak i o świcie są najmniej czujni. Uśmiechnęłam się diabelnie i zaczęłam przygotowania. Na szóstą wszystko było gotowe. Parę rannych ptaszków zapewne za niedługo miało się pobudzić. Zatarłam ręce chichocząc niczym jakiś chochlik i czekałam na moje pierwsze ofiary. W drzwiach od salonu pojawił się zaspany Kakuzu. Szybko znalazłam się przed nim i wcisnęłam mu do ręki pewien patyk. Następnie machnęłam ręką, a brązowowłosego otoczyła ciemna mgła. Gdy się rozwiała Kazio ubrany był w… strój wróżki, a patyk, który mu wcisnęłam był „różdżką”. Ten chyba wciąż nie bardzo kojarzył co właśnie miało miejsce, więc zamknęłam go w zakrzywieniu przestrzeni, gdzie czas płynął inaczej. Później pod drzwiami stanęła Hoshi i DeiDei. Z iście szatańskim uśmiechem zatrzasnęłam im drzwi przed nosem. To ich chyba trochę rozbudziło. Ale! Co ważniejsze! Przed ich oczami, przyklejona do drzwi, znajdowała się kartka z zadaniem. Zaśmiałam się, kiedy usłyszałam głośne „co?!?!?!” w wykonaniu ich obojga. W końcu jednak drzwi się otworzyły, więc zapewne wypełnili zadanie. Hehe… Cóż… inaczej by się drzwiczki nie otwarły! Czemu? Zaklęłam ja! Ot co! Ich buzie były caaaałee~ zarumienione! Czerwieniutkie buraczki! Hihi… Machnęłam ręką, a Ci ze zdezorientowanymi minami, siedzieli na kanapie. Kolejna ofiarą padła Kimcia, którą potraktowałam jak Mr. Skarbonkę. Jednak! Ją wcisnęłam w dość skąpy strój kelnerki! Hihi… Kiedy pojawił się Hidan postawiłam ją przed nim, a ten dostał krwotoku. Korzystając z okazji, że nie byli w stanie się uspokoić (Kim była cała czerwona), związałam ich razem. Hehe… I to nie plecami! Patrzyli sobie prościutko w oczka! Nyah~!
Następnie przyszła kolej na Sushi! Gdy Pan Niebieski się pojawił, podcięłam go i… zawinęłam w dywan! Niczym prawdziwe Sushi! Kiedy przyszedł Zetsu, wsadziłam go do doniczki i uśpiłam, a Tobiego… W sumie to nic mu nie zrobiłam.
Następnie moim oczom ukazał się Uchiha, którego… wcisnęłam w strój… uwa! „boskiego wojownika”! (http://zapodaj.net/aa4e5ce47bf9c.jpg.html - taki jak ma ten czerwonowłosy na samym dole) Mm… Wyglądał doprawdy bosko! Ciężko było mi oderwać wzrok od jego klatki piersiowej, która był tylko częściowo zasłonięta. I wtedy pojawili się Senshi i Arissa. Oboje zostali przebrani za… uwaga, uwaga! Króliczki wielkanocne! Z koszyczkami ^^. Przywołałam Kazia, a gdy w drzwiach pojawiła się Konan, została wcielona w rolę Dziadka Mroza! Nawet jej brzuch poduszkami zrobiłam! Kiedy wszystko to do niej dotarło, rozpoczęła się druga część mojego planu. A mianowicie, jak przewidziałam, niebiesko włosa wszczęła awanturę. No a przynajmniej zaczęła się dość głośno „wypowiadać” na ten temat. W drzwiach praktycznie w tym samym czasie zjawiła się Shiru, a zaraz po niej Pein. Oboje wciąż zaspani. Już chciałam wcielić moje dalsze plany w życie, gdy wpadł mi do głowy znacznie lepszy pomysł niż miałam. Blondynka została „przebrana” w strój kąpielowy, a Pein… hi hi… dostał kilka zwierzęcych atrybutów! A mianowicie: uszy rudego kota, ogon i nawet mu wąsy dorysowałam! A do tego obróżka! I już kolejni chcieli się awanturować, gdy zaczęłam dalej wcielać plan w życie. Chwyciłam Dei’a i Hoshi pod ręce i zaczęłam ciągnąć za sobą. Przede mną pojawił się niejaki Guren, który miał ich zabrać w pewne miejsce. I wtedy… mój plan uległ dalszym modyfikacjom. Zachichotałam…
A: Guren! Zmiana planów!
Gu: Haaaiiii… *zero entuzjazmu*
Popchnęłam samego Deidarę w stronę Demonicznego Boga, a Ho wylądowała na moim ramieniu. Pognaliśmy hen, hen daleko domyślając się reakcji IRAK, tudzież ZGŻWT. Hehe…
Szybko znaleźliśmy się w… piwnicy! Która, nawiasem mówiąc, wyglądała doprawdy wspaniale! A może to był składzik? No w każdym bądź razie coś w ten deseń. W jednym kącie krew, w drugim jakieś słoiki z dziwnym czymś zalanym… chyba formaliną. Bądź inną substancją o podobnym działaniu. Pod ścianą leżał kawałek upierniczonej krwią bluzki i jakiś but. Również w czerwonej posoce. Centrum, a raczej miejscem najbardziej rzucającym się w oczy, było stare, drewniane biurko i krzesło. Na blacie znajdowały się przeróżne narzędzia służące do różnych celów. Ich gama rozciągała się od tych chirurgicznych, do takich, które mogłyby rozwalić ścianę, jakby się człowiek postarał.
Rzuciłam przelotne spojrzenie w stronę Deidary oraz Hoshi. Owa dwójka wyglądała jakby zaraz miała umrzeć z przerażenia.
Zachichotałam i pokręciłam głową. Podeszłam do drewnianego mebla i szuflady wyciągnęłam małe pudełko. No… wielkości zwykłego talerza. Otworzyłam je i ostrożnie wyciągnęłam zawiniątko. Z doprawdy przerażającym uśmiechem szaleńca popatrzyłam na moje ofiary. W ciągu kilki sekund pojawiłam się przed nimi i chwyciłam ich za ręce. Ci chcieli odskoczyć, ale nie pozwoliłam im na to.
Odsunęłam się na bezpieczną odległość patrząc zadowolona na efekt mojej pracy, a para przede mną miała… dość dziwny wyraz twarzy. Popatrzyli na siebie w niezrozumieniu, ale kiedy spojrzeli na swoje dłonie… mieli jeszcze lepsze miny! Otóż ich wskazujące palce złączone były specjalnym materiałem. Spróbowali się odsunąć i uwolnić, ale szybko zrozumieli, że to nic nie da. Materiał tylko się zacieśniał. Zachichotałam i czmychnęłam obok nich razem z Gurenem. Choć ten po chwili zniknął po prostu w płomieniach. Dei i Ho pobiegli za mną. Ciężko im było robić to w równym tempie, więc blondyn wziął sprawy w swoje ręce. Dosłownie. Chwycił białowłosą na ręce i pognał za mną. Na zakręcie zrobiłam pewną sztuczkę i tuż za mną otworzyłam portal. Jego wylot znajdował się w pewnym miłym miejscu poza granicami siedziby. Oczywiści moje ofiary wpadły w pułapkę, a ja byłam z siebie wielce zadowolona. Zamknęłam portal i swoje kroki skierowałam w stronę mojego pokoju z zamiarem wzięcia długiej, orzeźwiającej kąpieli i całkowicie zapominając o obecnej sytuacji jaka panowała w IRAK. I to reakcji spowodowanej przeze mnie. No, ale cóż… higiena ważniejsza! Tehe! Ale trzeba przyznać, że to było doprawdy wspaniałe! Przywołałam obraz niedawnego wyglądu moich ofiar i zaśmiałam się do swoich myśli. Wspominałam o tym, że wszystko było nagrywane? Nie? To mówię teraz!
Szybko znalazłam się niedaleko mojego pokoju. Będąc wciąż za rogiem, wychyliłam się lekko, a przed drzwiami zobaczyłam wściekłych i czatujących IRAK. Chyba tylko Itachiego brakowało. Choć może się gdzieś ukrył. Tak – to było nadzwyczaj oczywiste zachowanie ze strony ZGŻWT. Skorzystałam, więc z niekonwencjonalnych metod. Innymi słowy znalazłam się w pokoju, nie wchodząc przez drzwi, a przez moje wspaniałe „tunele”. Weszłam do łazienki i odkręciłam wodę. Spojrzałam w lustro i zachichotałam. Zrzuciłam z siebie ubrania i zanurzyłam się w wannie prawie pełnej ciepłej wody. Siedziałam tam już spory czas i relaksowałam się. Nie przewidziałam tylko jednego. A mianowicie, że IRAK postanowi wpakować mi się do pokoju siłą. Nim jednak dostali się do łazienki, siedzibą zatrzęsło. I z całą pewnością nie było to spowodowane przez któreś z „wybuchowego rodzeństwa” czy nawet Tobiego. Nim jednak zdążyłam zareagować w jakikolwiek sposób ścianą za mną rozpadła się. Chwyciłam ręcznik i szybko się nim owinęłam. Przede mną rozpościerał się jakże ciekawy widok w postaci irytujących shinobi… uwaga, uwaga! Kto był na tyle głupi?! Otóż Kumo! Wrr… Zmarszczyłam groźnie brwi. I w tym momencie w moją stronę poleciał grad Kunai i innych broni. Jakimś dziwnym sposobem uniknęłam ich co do jednego, robiąc przy tym tak dziwne pozy i trzymając ręcznik, jakbym normalnie tańczyła jakiś dziwny taniec. Nieznanym im sposobem znalazłam się na górze budynku siedziby i jak jakaś sierota stałam w tym ręczniku i ociekałam wodą. Znowu w moją stronę poleciały grad pocisków i jutsu. Pozwoliłam pierwszym z nich uderzyć trochę przede mną i wznieść drobne tumany kurzy, a korzystając z owej zasłony dymnej czmychnęłam bokiem. Zeskoczyłam z tej dziwacznej skały, która robiła nam za siedzibę i… wylądowałam na czymś wyjątkowo miękkim, a nie tak jak planowałam na ziemi. I to coś wydało z siebie jęk. Popatrzyłam na moją podusie i zobaczyłam… Uchihę! I miałam jakieś takie dziwne uczucie, że… to już było? Takie… deja-vu? Lekko zakręciło mi się w głowie, ale wciąż miałam zszokowaną minę. Podobnie jak brunet przede mną. W głowie zaczęły mi się pojawiać jakieś obrazy. Jednak tą chwilę oczywiście musiało coś przerwać. A tym czymś było jutsu wiatru lecące w naszą stronę. Itachi złapał mnie na ręce i odskoczył unikając ataku. Już po chwili byliśmy w środku walki. Choć w moim wykonaniu to trochę dziwnie wyglądało. Szczególnie gdy cały czas musiałam przytrzymywać ręcznik. Uchiha się nade mną zlitował i zarzucił na mnie swój płaszcz. Walka trwała, a kilku shinobi z Kumo… chyba naprawdę dobrze się bawiło patrząc na moją prawie nagą osobę. Myślałam, że im zaraz jebnę, kiedy ci zaczęli rzucać doprawy nieeleganckim tekstami. I nawet przyrównywać mnie do… panny lekkich obyczajów! I to zatrudnioną przez IRAK! I te… propozycje! No że słucham ja co?! Już się chciałam na nich wyżyć, ale… Ostatecznie Uchiha mnie uprzedził i z wyjątkowo wkurwioną miną pozabijał tych zboczeńców. Posłałam mnie wdzięczne spojrzenie, ale zaraz musiałam uskoczyć przed lecącą w moją stronę kulą ognią. I to wzmocnioną fuutonem! Ale nie miałam z tym większych problemów. W końcu to ja!
Szybko pozbyliśmy się wrogich ninja. A przynajmniej większości. W sumie to zostało tylko 3. Uchiha przebił jednego na wylot, ja drugiego, a Rudy pozbył się trzeciego. Niestety… nie zauważyłam ostatniego z shinobi. W sumie to nikt go nie zauważył. Dotarło to do nas dopiero, gdy ten pojawi się kilka metrów przede mną. Odskoczyłam w stronę jeszcze stojącej, aczkolwiek lekko podniszczonej siedziby z tą dziurą w ścianie i posłałam w stronę wroga jutsu typu katon. No co? jeszcze tego by brakowało żeby mi ręcznik spadł od wybuchu. Oczywiście, że nie! Dlatego właśnie wolałam się odsunąć. Chwilę później nastąpił wybuch. Tylko, że ten wybuch doszedł mnie z zupełnie innej strony niż przypuszczałam. Co prawda ogień strawił mój cel, jednak i nade mną doszło do tej specyficznej reakcji chemicznej. Z tym, że spowodowanej wybuchową notką przyczepioną do rzuconego wcześniej kunai. Pierwsza moja myśl to: Czemu tego nie zauważyłam wcześniej? A dopiero jako drugi pojawił się odruch by się wydostać z pola rażenia wybuchu i uniknąć obrażeń. Ale wtedy było już za późno. Skała, pod którą stałam, rozpadła się i gruz oraz ogień zaczął spadać prosto na mnie. Zrobiłam krok do przodu, jednak poczułam ból w głowie, a później była tylko ciemność. Z całą pewnością wszystko trwało ledwo ułamek sekundy. W końcu ile może trwać spadanie kamieni i wybuch? No raczej niedługo. Szczególnie, że doszło do tego ledwo nad moją głową. I nastąpiła ciemność…
Tik, tak! Tik, tak! Słyszę jak zegar wybija swój rytm. Tik, tak… coraz ciszej i ciszej. Aż w końcu zatrzymuje się. Cisza… Pustka… tylko to mnie otacza. Nie czuję nic. Patrzę na swoje ręce i nic nie wiedzę. Tak jakby nie istniały. I choć wiem, że istnieję, to zaczynam myśleć, że tak nie jest. Powolutku moje ciało zaczyna odczuwać chłód. Czy to jest wieczny spokój? Wieczny sen? Ja… kim ja jestem? Demonem. Czy demony mogą zaznać wiecznego spokoju? Nie, to jest ich przekleństwo. Zawsze będą pamiętać.
Słyszę muzykę. [http://www.youtube.com/watch?v=yj_wyw6Xrq4] Taką nostalgiczną. Cicho pobrzmiewającą. Jakież to dziwne uczucie. Wokół mnie zaczynają wirować płatki śniegu. Stoję bosymi stopami na środku zmrożonego jeziora i chwytam za dłoń przerażonego chłopca. Posyłam mu ciepły uśmiech i delikatnym ruchem ciągnę na brzeg. W momencie gdy znajdujemy się na zmrożonym przez mróz gruncie, lód który pokrywał jezioro pęka. Malec przytula się do mnie w niemym przerażeniu, a ja tylko gładzę go po włosach. Słyszę szepty dookoła. Większość z nich mówiła jakie to mieliśmy szczęście, lub że to było dziwne. Przesądni ludzie spoglądają na mnie jakbym odpowiadała za to, że lód tak długo wytrzymał. Patrzą na mnie z niechęcią. Nie przejmuję się tym jednak. Pochylam się lekko i składam na głowie chłopca lekki pocałunek. Dość sporą grupką idziemy w stronę wioski. Naszej wioski. Idę boso, jednak nie czuję tego zimna. Wiele dorosłych osób spogląda na mnie podejrzliwie. Dociera do mnie nawet ciche słowo „czarownica”. Nie zwracam na to większej uwagi. Kiedy tylko znajduję się na miejscu w moją stroną biegnie mała dziewczynka o ciemnozielonych oczach i ciemnych włosach. Staje przede mną w za dużych na nią zori.
-Przepraszam, że przeze mnie musiałaś chodzić boso. – robi skruszoną minę
-Nic się nie stało Kaede. – odpowiadam ciepłym głosem
Ludzie mijają nas z niechętnymi spojrzeniami. I wtedy sceneria się zmienia. Mój, dotąd czysty, strój kapłanki, teraz jest pokryty przez niezliczoną ilość krwi. Klęczę na ziemi trzymając w rękach martwe ciało Kaede. Obok leży jej młodszy brat – Miharu – również cały we krwi. Patrzę na to zszokowana. Obwiniam się w myślach, że gdybym tylko dzień wcześniej zareagowała inaczej… nie miałaby miejsca ta katastrofa. Gdybym tylko przemyślała swoje działania i słowa. Czuję jak po moich policzkach spływają łzy, a w moim sercu rodzi się nienawiść do wszystkich ludzi.
[http://www.youtube.com/watch?v=zNbaMolFSck&feature=player_embedded] Sceneria znowu się zmienia. Jednak na czas niewiele odległy od poprzedniego. Tym razem stoją przed moim dotychczasowym domem pochłanianym przez płomienie. Moje oczy żarzą się czerwienią. Wiem to. Czuję gniew. Poprzysięgam zemstę. Szybkim krokiem idę w stronę lasu. Czuję zapach dymu i słyszę śpiewy. Jedno z kimon, w których chodziłam jest wrzucane do ognia przez ludzi. Stoją w kręgu. Chwilę później broczę w ogromnej kałuży krwi, która wypływa z ich martwych ciała. Wszyscy, którzy przyczynili się do TEGO nie żyją.
Wracam ponownie do miejsca, gdzie zostawiłam zimne ciała Kaede i Miharu. Chowam ich ciała w ziemi pod moim spalonym już domem. Stawiam nagrobek. I obiecuję sobie, że już nigdy nie pozwolę by coś takiego miało miejsce. Biorę oddech i zamykam powoli oczy.
[Tu można wyłączyć muzykę]
Kiedy ponownie uchylam powieki widzę wpatrujące się we mnie kilka zmartwionych twarzy. Rozpoznaję ich – moją nową rodziną. Na policzkach czuję łzy. Patrzę na Uchihę.
A: Itachi… kotku…
Chłopak robi zdziwioną minę i jakby pełną ulgi.
I: Pamiętasz? – pyta
Nie odpowiadam, ale on wie to po moim spojrzeniu. Wspomnienia z ostatnich kilku dni zamazują chwilowo obraz snu sprzed chwili. Snu, w którym było moje poprzednie życie. Moje poprzednie wcielenie, moja przeszłość. Uchiha przytula mnie a reszta osób wpatrująca się we mnie uśmiecha się lekko. Wróciłam – myślę – Już nie jestem sama. Te osoby są silne. Nie musze się martwić, że ta sytuacja się powtórzy. A tym bardziej, że moje nieprzemyślane działania sprowadzą na nich śmierć. Tak… mam nadzieję, że nie dojdzie do tego. Nie chcę by tak było. Nie pozwolę na to. To moja nowa… rodzina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz