Nie słyszałam nic, nic do mnie nie docierało. Cały czas
nie mogłam pogodzić się z tym, że Damon nie żyje. I przez kogo?! Przeze mnie!
Uratował mnie i poświęcił się dla mnie! To wszystko moja wina! Obwiniałam sią tak
nie wiem ile, aż w końcu ktoś położył mi rękę na głowie. Spojrzałam w górę i
zobaczyłam A-chan z... dość dziwną miną. Ta kucnęła przede mną i otarła mi łzy
kciukiem. Uśmiechnęła się trochę krzywo i odezwała się ciepłym głosem.
A: Pewnie będę później żałowała tej decyzji, ale nie mogę patrzeć na ciebie w takim stanie. Jeśli... jeśli chcesz... mogę spróbować go uratować
A: Pewnie będę później żałowała tej decyzji, ale nie mogę patrzeć na ciebie w takim stanie. Jeśli... jeśli chcesz... mogę spróbować go uratować
Spojrzałam na nią z szokiem i przez chwile nie wiedziałam co
powiedzieć. Po kilku sekundach jednak patrzyłam na nią smutnym wzrokiem, a łzy
nadal spływały mi po policzkach
K: Uratować? Jak…?
Przecież on nie żyje…
A: Kim…
zapominasz, że jestem demonem. Póki, jego ciało jest ciepłe, a w żyłach dalej
krąży krew mogę spróbować go uratować. Mogę spróbować przywrócić go do życia.
K: Przywrócić
go…? Możesz zrobić coś takiego?
A: Mogę… ale
nie będzie to łatwe… i nie ma 100% szans na to, że mi się uda… jednak szansa
zawsze jest… jeśli tylko chcesz mogę spróbować…
Spojrzałam na nią zbolałym wzrokiem i szepnęłam cicho.
K: A-chan…
spróbuj…
A: W takim
razie odsuń się.
Zrobiłam to co A-chan mi kazała, a ona uklęknęła obok
ciała blondyna i zamknęła oczy. Wzięła głęboki oddech i wyciągnęła ręce nad
jego ciałem. Jej włosy zaczęły się unosić do góry niczym opętane. W tym
momencie A-chan gwałtownie otworzyła oczy, które okazały się być całkowicie
białe. Wokół niej i Damona zaczęła unosić się biała mgła. A-chan ponownie
zamknęła oczy i wzniosła ręce jeszcze wyżej. Siedziała w takiej pozycji nawet
nie wiem ile, ale dla mnie trwało to bardzo długo. Nagle jedna ręka
czarnowłosej zadrżała a ona sama lekko przechyliła się w prawą stronę.
Zacisnęła pięść jednej ręki i uniosła ją jeszcze wyżej. Wtedy mgła otaczająca
ich zmieniła barwę na czerwony, a obok A-chan rozległ się mały wybuch. Wtedy
mgła zniknęła, a czarnowłosa gwałtownie opuściła ręce w dół, wzięła kilka
głębokich oddechów, a później spojrzała na mnie z lekkim smutkiem
A: Przepraszam
Kim, ale… nie udało mi się. On… jest coś z czym nie chce się pogodzić, ale nie
wiem co to jest. By udało mi się go ożywić musiałby przejść przez całą swoją
przeszłość, zaakceptować swoje błędy i się nie poddać. A jest coś z czym on nie
może się pogodzić i… nie udało mi się przywrócić go do życia.
Podeszłam do niej i uklęknęłam przed nią. Uśmiechnęłam
się leciutko, choć łzy ciekły po moich policzkach niczym strumień
K: Ale
próbowałaś… dziękuje, że próbowałaś.
Jednak po chwili uśmiech zniknął z mojej twarzy. Moje barki
zadrżały, a ja nie mogłam zapanować nad szlochem który wydobył się mojego gardła. Przetarłam oczy, ale nic to
nie dało. Łzy dalej spływały po moich policzkach. A-chan patrzyła na mnie przez
chwilkę, a później z zaciętą miną odwróciła się z powrotem w stronę Damona
A: Spróbuję
jeszcze raz!
K: Ale…
mówiłaś, że nie możesz go przywrócić do życia jeśli nie zaakceptuje swoich
błędów…
A: Zaakceptuje
je! A jak nie to dam mu mentalnego kopa!
A-chan ponownie wzniosła ręce nad ciałem Damona. Wszystko
zaczęło się od początku. Jednak gdy mgła znowu zaczęła robić się czerwona
A-chan opuściła ręce i dotknęła nimi czoła blondyna. Przez chwilę nic się nie
działo. Panowała idealne cisza. Nagle mgła wystrzeliła do góry, a później
rozprysła się zielonymi iskrami i zniknęła. Czarnowłosa szybko odsunęła się od
blondyna, a on… gwałtownie podniósł się do siadu i zaczął kaszleć. Nie mogłam
uwierzyć własnym oczom. Udało jej się! Damon rozejrzał się ze zdziwieniem
Da: Ja… żyje?
K: Tak! – Nie
czekając na nic więcej rzuciłam mu się na szyję i przytuliłam mocno. Po moich
policzkach ciekły łzy, ale teraz były to łzy radości. Damon nadal był
oszołomiony i nie wiedział co się dzieje.
Da: Ale… jak?
K: Dzięki
A-chan.- Puściłam blondyna i odwróciłam
się do czarnowłosej. Uśmiechnęłam się do niej z nieopisaną wdzięcznością.
Wyglądała na lekko zmęczoną, ale uśmiechnęła się do mnie. Damon spojrzał na nią
z szokiem i powiedział
Da: Ty mnie
uratowałaś?
Ona spojrzała na niego niezbyt przyjemnym wzrokiem i
powiedziała
A: Nie myśl,
że zrobiłam to dla ciebie. To dla Kim. Nie mogłam już patrzeć jak rozpacza po
tobie.
Damon przybrał skruszony wyraz twarzy i powiedział cicho
Da:
Przepraszam, za to co mówiłem i robiłem wcześniej. Oceniłem was z góry nic o
was nie wiedząc. Przepraszam…
A: Na
przeprosiny będziesz miał czas później. Teraz trzeba cię uleczyć, bo znowu
trzeba będzie cię do życia przywracać.
A-chan z pomocą Hoshi opatrzyła mu ranę i założyła
prowizoryczny opatrunek, ale to wystarczy na bardzo krótko. Zabraliśmy go do
naszej siedziby gdzie zajęto się jego raną jak należy. Oczywiście jak można się
było tego spodziewać większość członków Akatsuki nie patrzyła na niego zbyt
przychylnym wzrokiem. Najbardziej przygnębiało mnie to Arissa, Senshi i Kakuzu,
traktowali go najbardziej chłodno ze wszystkich. A wszystko dlatego, że zawiódł
ich zaufanie. Ja jednak nie umiałam się na niego gniewać. Zbyt mi na nim
zależało. Jedynym który traktował go trochę lepiej niż reszta był Deidara.
Myślę, że to dzięki temu, że Damon go uratował. Cała reszta tolerowała obecność
Damona tylko ze względu na mnie. Ale jestem pewna, że gdy tylko wydobrzeje, nie
pozwolą mu to zostać dłużej. Teraz,
kiedy Damon się zmienił widziałam, że trochę go to przygnębia.
Da: Kim… ja
naprawdę żałuje tego co zrobiłem i mówiłem. Byłem takim idiotą, że nie
zauważyłem, że obrażam i zniechęcam do siebie twoich przyjaciół. – W tym
momencie mocno ścisnął kołdrę którą był przykryty i powiedział załamanym głosem
– W dodatku… przez to wszystko straciłem zaufanie i przyjaźń Arissy, Senshiego
i Kakuzu…
Byliśmy oboje w sali szpitalnej. Od walki z Julio minęło
już kilka dni. Siedziałam na krześle obok łózka Damona. Uśmiechnęłam się do
niego i powiedziałam.
K: Oni ci
wybaczą. Jestem pewna. Nie wiem kiedy… ale wybaczą. Ja wiem, że żałujesz tego
co zrobiłeś i oni też to zobaczą.
Zmieniłeś się i nawet nie wiesz jak bardzo się z tego cieszę.
Damon uśmiechnął się do mnie lekko i powiedział
Da: Cieszę
się, że nawet mimo tego wszystkiego co robiłem ty nadal mnie nie
znienawidziłaś.
K: Było blisko…
ale na szczęście teraz jesteś sobą. Tym prawdziwym sobą.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło, a on odwzajemnił gest.
Nagle usłyszałam ciche chrząknięcie. Odwróciłam się i spojrzałam w stronę drzwi podobnie jak
Damon. O framugę opierał się Hidan i patrzyła na blondyna w dość nieprzyjemny
sposób. Jednak Damon nie spojrzał na niego lepiej. Przez chwile mierzyli się
wzrokiem, a ja tylko westchnęłam cicho. Po chwili białowłosy spojrzał na mnie.
H: Kim, mogę z
tobą porozmawiać?
Przytaknęłam i w stałam z krzesła. Rzuciłam jeszcze
Damonowi szybkie spojrzenie i wyszłam na korytarz zamykając za sobą drzwi.
K: Coś się
stało?
H: Kim, czy ty
musisz cały czas z nim siedzieć? Sama…?
Uśmiechnęłam się i przechyliłam lekko głowę
K: Czyżbyś był
zazdrosny?
H: Wcale nie jestem…
- Nie patrzył na mnie. Westchnęłam i powiedziałam
K: Hidan… nie
oszukasz mnie. Naprawdę nie masz się o co mar…
W tym momencie zostałam uciszona przez długi pocałunek
jaki złożył na moich ustach białowłosy. Złapał mnie w pasie i przyciągnął do
siebie. Gdy w końcu mnie puścił uśmiechnął się do mnie słodko i powiedział
H: No dobra…
może jestem trochę zazdrosny…
Uśmiechnęłam się i przytuliłam go
K: To słodkie.
Ale naprawdę nie masz powodów by być zazdrosnym. Damon to tylko mój przyjaciel
i nic więcej – W tym momencie spojrzałam w te jego cudne fioletowe oczy i
uśmiechnęłam się jeszcze szerzej – To ciebie kocham i nic tego nie zmieni.
Hidan posłał mi uśmiech i przytulił mnie mocno. W jego
ramionach było mi tak dobrze, tak ciepło. Mogłabym tak wiecznie. Jednak nagle
rozległ się głośny huk, a zaraz potem czyjś krzyk. Spojrzeliśmy w stronę z
której dobiegał hałas i wtedy w naszą stronę poleciało coś dużego spowitego
chmurą dymu. Hidan padł na ziemię ciągnąć mnie za sobą, co skończyło się tym,
że wylądowałam na podłodze, a białowłosy nade mną. Momentalnie zrobiłam się
cała czerwona. Hidan spojrzał na mnie rumieniąc się przy tym lekko, jednak szybko
jego wzrok przeniósł się na „to coś” co w nas leciało, a później rozpłaszczyło
się na ścianie. Tym czymś, albo raczej tym kimś okazał się Tobi cały pokryty
sadzą i z… kosą Hidana w ręce. Na dodatek jedno jej ostrze było złamane.
Białowłosy wstał szybko i posłał zamaskowanemu spojrzenie godne bazyliszka
H: Moja
kosa!!! Tobi!!! Zabije cię!!!
Tobi zwiał z wrzaskiem, a Hidan pognał za nim. Ja
parsknęłam śmiechem i wstałam, nadal jednak czując, że moja twarz jest czerwona.
Wróciłam do sali szpitalnej i zamknęłam za sobą drzwi. Damon spojrzał na mnie
dość… dziwnym wzrokiem i spytał
Da: Coś się
stało? Słyszałem jakieś hałasy.
Uśmiechnęłam się trochę krzywko gdyż w głowie nadal
miałam sytuację z przed chwili i powiedziałam
K: Nie, to nic
takiego. Tu cały czas coś się dzieje. – po tych słowach usiadłam na krześle
obok łózka blondyna
Da: Cały czas
coś się dzieje? Więc… jesteś pewna, że nic ci tu nie grozi?
Spojrzałam na niego smutna i powiedziałam
K: Znowu?
Znowu zaczynasz?
Da: Ale Kim…
ja nie mówię, że oni specjalnie chcieliby ci coś zrobić, ale przez przypadek…
mogłoby ci się coś stać.
K: Nic mi tu
nie grozi! Rozumiesz!?
Da: Tak,
rozumiem… ale mimo wszystko… martwię się o ciebie
Jego obawy w sumie mogły być słuszne. Tutaj cały czas się
dzieje coś niebezpiecznego. Wyroby kuchenne Tobiego same w sobie niebezpieczne,
gdy Deidara i Sasori się kłócą o „sztukę” lepiej się schować bo w ruch idą
ostre narzędzia. A-chan nie raz ma jakieś zwariowane pomysły, przed którymi
lepiej się kryć. Pain gdy się wkurzy to ratuj się kto może! Zetsu bez przerwy
próbuje kogoś pożreć, a Konan mogłaby się godzinami kłócić z Senshim właściwie
o byle co. Hoshi nie raz wymachuje swoją kosą przez co niektórzy mało co nie
stracili głów. Hidan i Kakuzu gdy się ze sobą kłócą, co ostatnio zdarza się
coraz częściej, są jeszcze bardziej nieprzewidywalni niż nasi dwaj „artyści” Shiru
podobnie jak Deidara nie raz coś wysadza, a Arissa potrafi być naprawdę
złośliwa jeśli tylko zechce. Kisame gdy w ręce ma ten swój miecz, to wali nim
gdzie popadnie, a Itachi… on chyba jako jedyny nie ma dziwnych odchyłów. Chyba
że chodzi o A-chan, wtedy on jest zdolny do wszystkiego. A ja… ja gdy się
zdenerwuję też potrafię być niebezpieczna. Ale nie powiem o tym wszystkim
Damonowi. Zamartwiał by się, kłóciłby się ze mną, że to jest niebezpiecznie i
próbowałby mnie zabrać z Aka, a tu… jest mój dom i moja rodzina. Kocham to
miejsce z całego serca i za nic bym go nie opuściła
K: Naprawdę
nie musisz się martwić.
Damon spojrzał na mnie smutny wzrokiem i już otwierał
usta by coś powiedzieć, jednak nagle rozległ się głośny huk, tak że aż się
wszystko za trzęsło.
K: Co oni do
jasnej cholery znowu wyprawiają!?
Odwróciłam się szybko i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je
i wyjrzałam na zewnątrz. I wtedy przez korytarz przeleciał Tobi, a później
rozpłaszczył się na ścianie. Deja vu? Po kilku sekundach usłyszałam głos Hidana
H: To cię
nauczy by nie ruszać moich rzeczy!
Spojrzałam w bok i zobaczyłam białowłosego, który aż
trząsł się ze złości
K: No dobra,
Hidan uspokój się, myślę że Tobi już zrozumiał!
H: Ale ten
parszywiec zniszczył moją kose! Moją broń! Nie miał prawa jej ruszać!
K: Ehh…
Westchnęłam i podeszłam do białowłosego. Chwyciłam go za
bluzkę i pociągnęłam w dół tak bym mogła go pocałować. Szok jaki w tym momencie
pojawił się na jego twarzy był nie do opisania. Po chwili puściłam go i
uśmiechnęłam się ciepło
K: I co,
lepiej ci teraz?
On uśmiechnął się do mnie słodko i powiedział
H: Jeśli
zawsze będziesz mnie uspokajać w taki sposób to chyba częściej muszę się
denerwować
Zaśmiałam się i spojrzałam na niego unosząc jedną brew.
K: Nie licz na
to.
Po tych słowach odwróciłam się i weszłam z powrotem do
sali szpitalnej zamykając za sobą drzwi. Damon spojrzał na mnie czujnie i
spytał
Da: Co się
stało?
Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się
K: Nic.
Mówiłam ci, że tutaj cały czas coś się dzieje.
***
Po kilku dniach Damon był już w pełni sił i nadszedł czas
pożegnania. Choć nikt nie powiedział mi tego wprost to ja i tak wiedziałam,
że członkowie Akatsuki nie życzą sobie
by mój blondwłosy przyjaciel został tu dłużej. Ja i Damon staliśmy naprzeciwko
siebie przed siedzibą, a blondyn był już gotowy do drogi. Żadne z nas się nie
odzywało, żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć na pożegnanie. Podniosłam
smutny wzrok a wiatr rozwiewał moje długie włosy. Damon uśmiechnął się lekko,
chociaż dostrzegłam w jego oczach smutek.
Da: Więc… czas
się pożegnać…
Nie odezwałam się. Czułam, że gdybym tylko spróbowała
głos odmówiłby mi posłuszeństwa. Damon podszedł do mnie i przytulił mnie
szepcząc mi przy tym do ucha
Da: Nie martw
się… niedługo znowu się spotkamy. Obiecuję ci.
Blondyn puścił mnie i uśmiechnął się do mnie, a później
odwrócił się i ruszył przed siebie. Szedł szybko nie oglądając się za siebie.
Dla niego jak i dla mnie to pożegnanie było trudne. Stałam tak patrząc się
przed siebie nawet wtedy gdy blondyn zniknął mi już z oczu. Po kilkunastu
minutach westchnęłam i wróciłam do siedziby. Byłam smutna. Rozumiem, że
większość Akatsuki nie lubi Damona i szczerze to im się nie dziwię, bo sama
byłam bliska znienawidzenia go, ale teraz… gdy się zmienił… gdy znowu jest
prawdziwym sobą… chciałabym spędzić z nim trochę więcej czasu. Westchnęłam po
raz drugi i weszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i oparłam ręce na
kolach. Naprawdę jest mi smutno. Podniosłam powoli głowę i mój wzrok padł na
dużą szafę stojącą w kącie pokoju. Przypominałam sobie co kiedyś do niej
włożyłam, jednak szybko pokręciłam głową. Jednak ta myśl nie dawała mi spokoju.
W końcu zeszłam z łóżka i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i kucnęłam przed
nią. Sięgnęłam w głąb szafki i po chwili wyciągnęłam średniej wielkości
futerał. Otworzyłam go i uśmiechnęłam się lekko. Moim oczom ukazały się piękne
skrzypce. Ehh… ileż to czasu ja na nich nie grałam? Wyciągnęłam instrument i
usiadłam na łóżku. Chwilę zajęło mi nim udało mi się odpowiednio nastroić
skrzypce. Gdy były już gotowe do gry wstałam i zamknęłam oczy. Zaczęłam grać
melodię Lindsey Stirling – „Spontaneous Me” Skupiłam się tylko i wyłącznie na
tej melodii. Nic innego się teraz dla mnie nie liczyło. Sama nawet nie wiem
kiedy moje ciało zaczęło poruszać się w rytm granej przeze mnie muzyki. A ja
cały czas z zamkniętymi oczami dałam się ponieść dźwiękom mojego ukochanego
instrumentu. Gdy wybrzmiały ostatnie nuty utworu westchnęłam głęboko i
uśmiechnęłam się lekko, a później otworzyłam oczy. To co zobaczyłam wywołało u
mnie taki szok, że aż cofnęłam się o krok, a skrzypce i smyczek upadły na
ziemię. Otóż w otwartych drzwiach mojego pokoju stali Hidan i A-chan, a za nimi
Hoshi i Deidara. Wszyscy patrzyli na mnie ze sporym zdziwieniem Momentalnie
zrobiłam się czerwona aż po same uszy i jąkając się spytałam cicho
K: D… długo
t…tu tak stoicie?
H: Mniej
więcej odkąd zaczęłaś grać – powiedziała nadal patrząc na mnie z szokiem.
K: Ahh! Jaki
wstyd! – Zakryłam twarz dłońmi. Nie lubię gdy ktoś obserwuje gdy gram.
Strasznie mnie to krępuje!
A: Wstyd!?
Żartujesz!? Przecież to było świetne!
K: T… tylko
tak mówisz…
D: Nie! Kim
nie wiedziałem że ty na skrzypcach umiesz grać! I w dodatku tak dobrze!
K: *Patrzy się
w dół* Właściwie… na gitarze i flecie też umiem grać… i trochę na perkusji… i
pianinie… i kilku innych instrumentach…
D, A, H, Ho:
*szok* O.O
K: Yyy… co?
Czemu tak na mnie patrzycie? *czerwona jak burak*
H: Kim… Nie
wiedziałem, że ty taka uzdolniona jesteś! O.o
K: Yyy… no…
gra na instrumentach zawsze jakoś tak łatwo mi przychodziła… nie wiem czemu…
A: Zagraj coś
jeszcze! *.*
K: Yyy…
*jeszcze bardziej czerwona*
D: Zagraj!
*szeroki uśmiech*
K: Uhh… -
podniosłam skrzypce z ziemi i oparłam je o ramie kładąc brodę na podbródku, a
później przyłożyłam smyczek do instrumentu. Spojrzałam na nich. Patrzyli na mnie
wyczekująco. Westchnęłam i zamknęłam oczy. Zagrałam kilka koślawych nut, a
później opuściłam ręce i spojrzałam na nich zbolałym wzrokiem
K: Nie mogę!
Nie mogę kiedy tak na mnie patrzycie!
Oni spojrzeli po sobie i… odwrócili się do mnie tyłem
Ho: Teraz się
nie patrzymy! ^^
K: Ale ja i
tak się stresuje! >.<
Odwrócili się do mnie przodem, a A-chan zrobiła krok w
moją stronę
A: Ale nie
masz czym! Naprawdę świetnie grasz! ^^
K: W moim
mniemaniu moja gra jest co najwyżej przeciętna…
H: Zbyt surowo
się oceniasz! W życiu nie słyszałem żeby ktoś tak pięknie grał na skrzypcach!
*uśmiech*
K: Yh!
*czerwona niczym burak* Przesadzasz…
H: Nie
przesadzam! Taka prawda! *większy uśmiech*
K: Uh…
*bardziej czerwona* No dobrze… ale… moglibyście zostawić mnie samą? Jestem
zmęczona…
Ho: Pewnie!
Nie ma spawy! Ale jeszcze kiedyś chcemy posłuchać jak grasz! ^^
Po chwili już ich nie było. Zamknęłam drzwi i opadłam na
łóżko. Westchnęłam głęboko i spojrzałam w sufit. Zamknęłam na chwilę oczy,
jednak po chwili je otworzyłam. Wstałam i podeszłam do okna. Wyskoczyłam przez
nie i wylądowałam na gałęzi drzewa, a później na ziemi.
Ku: I gdzie ty
znowu idziesz? =_= - Spytała zbolałym głosem
K: Wyluzuj.
Idę się tylko przejść…
Po tych słowach ruszyłam powolnym krokiem przed siebie.
Jednak po chwili znudził mi się taki powolny marsz. Zmieniłam się w wilka i
szybkim tempem ruszyłam przed siebie. Biegłam tak z zamkniętymi oczami, jednak
nie musiałam widzieć. Moje zmysły były wyostrzone, wiedziałam że nie wpadnę na żadną przeszkodę. Nawet nie
wiem ile czasu biegłam. Gdy w końcu się zatrzymałam, otworzyłam oczy i ujrzałam
przed sobą małą polankę. Położyłam się w cieniu drzew i położyłam pysk na
łapach. Zamknęłam oczy i po chwili zasnęłam
***
Zmarszczyłam nos czując jakiś obcy zapach w pobliżu.
Usłyszałam też jakieś głosy. Otworzyłam jedno oko i zauważyłam po drugiej
stronie polany ludzi. A ściślej rzecz biorąc byli to shinobi z Konohy. Drużyna
Kakashiego… w której skład wchodził sakryfikant dziewięio-ogoniastego Naruto
Uzumaki, ta wykurzająca różowa dziewczyna Sakura i ten blady chłopak, którego
imienia nie pamiętam. Najwidoczniej mnie nie zauważyli. A gdyby nawet tak było
nie było mowy o tym by odkryli że jestem człowiekiem, chyba że sama bym tego
chciała. Więc nawet się nie ruszając obserwowałam ich. Nagle Naruto spojrzał w
moją stronę. Zmarszczył brwi i przyłożył rękę do czoła by osłonić oczy przed
słońcem. Zobaczyłam, że mówi coś do sowich towarzyszy, a później idzie w moją
stronę. Zamknęłam więc oczy udając że nadal śpię i czekałam. Usłyszałam ich w
pewnej odległości od siebie
Naru: Patrzcie
to wilk! Jaki on duży! Ej, Sai czemu tak dziwnie się na niego gapisz?
Sai: Nigdy
jeszcze nie widziałem wilka o ta śnieżnobiałej sierści. I w dodatku ta czarna
sierść na głowie… On jest niezwykły
Saku:
Chłopaki… on? Na pierwszy rzut oka widać, że to ona, a nie on. I nie drzyjcie
się tak, bo ją obudzicie.
Naru: Ale
właściwie… co tu robi wilk? Pierwszy raz widzę jakiegoś w tej okolicy
Saku: Może
zabłądziła? Może powinniśmy coś z tym zrobić? Wilk o tak pięknej sierści raczej
nie żyje w tych okolicach.
Naru:
Żartujesz? Jak ją obudzimy to się na nasz rzuci!
Hmm… cóż za kusząca
propozycja.
Kaka: Sakura
ma racje…. Ten wilk na pewno nie jest stąd…
Dostrzegłam w jego głosie podejrzliwość. Czas się
zbierać. Otworzyłam oczy i powoli wstałam z ziemi. Konoszanie cofnęli się o
kilka kroków. Ja tylko obrzuciłam ich obojętnym spojrzeniem i odwróciłam się z
zamiarem odejścia.
Kaka: Sai…
zatrzymaj ją… w tym wilku jest coś dziwnego… - szepnął, ale ja i tak to
usłyszałam. W końcu mam wyczulony słuch. Odwróciłam się do nich przodem i
zrobiłam kilka kroków w ich stronę groźnie przy tym powarkując i pokazując rząd
ostrych kłów.
K: Nawet nie
próbuj… - warknęłam. Oni spojrzeli na mnie zdziwieni, a ja kontynuowałam – Nie
mam ochoty z wami walczyć. Więc zostawcie mnie w spokoju, zapomnijcie o tym, że
mnie widzieliście.
Odwróciłam się z zamiarem odejścia, lecz czułam, że nie
pójdzie tak łatwo. I niestety miałam rację.
Kaka: Sai…
W tym momencie Sai wyciągnął zwój i szybko coś na nim
namalował. Wypełzło z niego mnóstwo
atramentowych węży, które rzuciły się na mnie by mnie unieruchomić. Ja jednak
część z nich przygniotłam łapą, a drugą część złapałam w zęby. Węże zniknęły, a
ja spojrzałam na nich z gniewem
K: Mówiłam
już… nie chcę walczyć. Po za tym, co takiego zrobiłam, że chcecie mnie
zatrzymać?
Kaka: Umiesz
mówić i jesteś dość niezwykłym wilkiem. Po za tym w tych okolicach nie spotyka
się wilków, więc zapewne czegoś tu szukasz.
Westchnęłam i powiedziałam
K: Nie
zgadłeś. Niczego tu nie szukam.
Kaka: Więc co
tu robisz?
K: Cóż zanim
się tu zjawiliście to spałam. Nic więcej. O ile wiem spanie nie jest
przestępstwem.
W tym momencie dostrzegłam, że Sai znowu próbuje
wyciągnąć zwój. Miałam ich już dość. W mgnieniu oka skoczyłam na niego i
zacisnęłam zęby na jego nadgarstku. Pędzel wypadł mu z ręki, a on sam syknął z
bólu. Ja nawet nie czekając na reakcje reszty zeskoczyłam z niego i pobiegłam
przed siebie. W formie wilka raczej nie poradzę sobie z nimi wszystkimi, a
jakoś nie zbyt chcę by dowiedzieli się że jestem człowiekiem i zobaczyli jak
wyglądam naprawdę. Obejrzałam się za siebie, ale nikogo nie dostrzegłam.
Spojrzałam w górę, ale tam także nikogo nie było. Gdy z powrotem odwróciłam się
do przodu miałam nie miłe spotkanie z kilkoma atramentowymi wężami, które
skoczyły na mnie i oplotły mnie, tak że nie mogłam się ruszać.
Przekoziołkowałam kilka razy do tyłu i wylądowałam na brzuchu Przez te małe
cholerstwa nie mogłam się ruszać. W dodatku jeden nich owinął się wokół mojego pyska tak że nie
mogłam ich przegryźć. Kuuuuuur…! Jak mogłam dać się złapać tak łatwo!? Przede
mną pojawili się Konoszanie. Sai miał bandaż na ręce, który zdążył już przesiać
krwią. Ale najwidoczniej wciąż mógł ruszać ręką. Mogłam mu odgryźć dłoń, wtedy
miałabym pewność, że by nią nie ruszał.
Kaka: Mamy ją.
Z mojego gardła wydobył się tylko cichy warkot. Gdybym
mogła to bym ich zagryzła! I co ja teraz zrobię? W człowieka się nie zmienię,
bo ci idioci mnie zapamiętają, a uwolnić nie mam się jak. Te więzy strasznie
mnie cisną, w dodatku nawet jakby tak nie było to w formie wilka nie mogę formować
pieczęci. Kakashi już miał coś powiedzieć, kiedy z drzewa niedaleko zeskoczyła jakaś
postać. Ubrana była w strój ninja przykryty czarnym płaszczem. Na twarzy miała
dziwną maskę. Jednak zupełnie nie przypominała ANBU. Maska była dość prosta ze
zwyczajnymi otworami na oczy. W miejscu na usta była lekko zakrzywiona do góry
kreska, imitująca uśmiech. Przez prawe "oko" przechodziła pionowa
kreska, niczym blizna. Włosy owego osobnika była na pewno ciemne, widząc po
grzywce, jednak w większości schowane pod płaszcz. Nie mogłam więc stwierdzić
ich długości. Sam płaszcz z kolei był na tyle luźny by uniemożliwił
stwierdzenie płci. Ta osoba pachniała dziwnie znajomo... zaraz! A-chan?! Ale...
Czemu ona ma maskę na twarzy?! Spojrzałam na nią zaskoczona i wybełkotałam coś
niezrozumiale. Konoszanie natomiast cofnęli się trochę i spojrzeli na nią
czujnie. Byli gotowi do walki.
A: Długo macie zamiar
więzić mojego summona? Kaya... - tu spojrzała na mnie - gdzieś ty się
podziewała? Czy nie było ci mówione abyś nie straszyła ludzi? Nie powinnaś za
bardzo zbliżać się sama do wiosek. To, że nasza robota ochroniarzy się
skończyła, nie oznacza, że te zasady się zmieniają...
Znowu wybełkotałam coś niezrozumiale i wydałam z siebie dźwięk
który miał oznaczać prychnięcie. A-chan wpadła na dobry pomysł. Jeśli będę
udawać summona przestaną mnie podejrzewać. Mam przynajmniej taką nadzieję.
A-chan ponownie spojrzała na Konoszan
A: Puśćcie ją.
Kakashi przyglądał jej się przez chwilę, a później wydał rozkaz
Saiowi. Ten machnął zdrową ręką i węże oplatające mnie zniknęły. Wstałam i rzucając
jeszcze złe spojrzenie Konoszanom, podbiegłam do A-chan.
Naru: Chwila! Ale
przecież ona zraniła Saia! Tak po prostu ją puścimy!?
A-chan powoli odwróciła głowę w stronę blondyna. Zmierzyła go
lodowatym spojrzeniem tak, że ten tylko głośno przełknął ślinę. Po chwili
A-chan odezwała się nienaturalnie spokojnym głosem
A: Z tego co się
orientuje to wy pierwsi ją zaatakowaliście. Powinieneś się cieszyć, że twój
towarzysz, nadal ma rękę. Kaya z łatwością mogłaby mu ją odgryźć
Naruto cofnął się o krok i zamilkł. Nikt z Konoszan się nie
odezwał. A-chan przejechała po nich wzrokiem, a później odwróciła się.
A: Idziemy Kaya.
Po tych słowach ruszyła przed siebie. Ja jeszcze chwilkę stałam w
miejscu i patrzyłam na shinobi z konochy. Najwidoczniej żaden z nich nie miał
zamiaru nas zatrzymać. Odwróciłam się i pobiegłam za A-chan. Gdy Konoszanie
zniknęli nam z oczu A-chan niespodziewanie chwyciła mnie i w mgnieniu oka
znalazłyśmy się w zupełnie innym miejscu. Od razu poznałam to miejsce. Byłyśmy
niedaleko siedziby. A-chan usiadła na jakimś dużym kamieniu i ściągnęła maskę z
głośnym westchnieniem. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
A: Czy ty zawsze
musisz pakować się w kłopoty?
Zrobiłam smutną minę i spojrzałam w ziemię. Ma racje. Jestem do
niczego, cały czas pakuję się w jakieś kłopoty. W dodatku sama nie potrafię się
z nich wydostać. Cały czas ktoś musi mnie ratować. Jestem do niczego.
A: Ej, ej! *lekko zła*
Jaka do niczego!? Nigdy tak nie myśl!
K: Znowu mi w myślach
czytasz? >.< Zresztą… taka jest prawda.
A: Wcale nie! Ty po
prostu… masz czasami pecha. Ale wcale nie jesteś do niczego! Zapamiętaj sobie
to na zawsze! ^^
K: Ale…
A: Żadnych „ale!” ^^
A-chan uśmiechnęłam się, ale nagle zmarszczyła brwi i popatrzyła w
stronę gdzie była siedziba.
A: Coś jest nie tak... Coś BARDZO nie tak...
K: Co masz na myśli? – spytałam zaniepokojona i zmieniłam się z powrotem w człowieka
A-chan chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie... kawałek przed nami coś huknęło i zobaczyłyśmy dym. To było dokładnie tam gdzie siedziba! Szybko ruszyłyśmy w tamta stronę i ujrzałyśmy coś... przerażającego. Wszyscy którzy byli w siedzibie byli bardziej lub mniej ranni. Dookoła stało wielu ninja. Nawet nie patrzyłam z jakiej wioski. Bardziej mnie martwił stan moich przyjaciół. Na pierwszej linii stali Deidara, Hidan, Itachi i Pein, którzy byli chyba w najgorszym stanie. Trwała walka... ANBU widząc nasze przybycie wykonali kilka znaków i ci którzy stali najbliżej zostali otoczeni jaśniejącym kręgiem. Lider widząc co się dzieje odepchnął stojącego najbliżej niego Hidana, tak że ten znalazł się poza kręgiem. Nastąpił wybuch, a po Itachim, Rudym i Dei'u nie było nawet śladu. Kilkoro ANBU zniknęło w szarym dymie, ale nie wszystkim się to udało. Coś niewidzialnego ich jakby związało. A-chan chwyciła jednego i skręciła mu kark. Zrobiła tak z kilkoma, a 3 zostawiła i zaczęła zadawać im pytania. Szybko podbiegłam do Hidana i spojrzałam na niego z niepokojem. Był poważnie ranny. Musiałam szybko się nim zająć. Wchodząc do siedziby usłyszałam jeszcze dwa wrzaski i kontem oka zauważyłam że został tylko jeden obcy ninja - kapitan.
A: Coś jest nie tak... Coś BARDZO nie tak...
K: Co masz na myśli? – spytałam zaniepokojona i zmieniłam się z powrotem w człowieka
A-chan chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie... kawałek przed nami coś huknęło i zobaczyłyśmy dym. To było dokładnie tam gdzie siedziba! Szybko ruszyłyśmy w tamta stronę i ujrzałyśmy coś... przerażającego. Wszyscy którzy byli w siedzibie byli bardziej lub mniej ranni. Dookoła stało wielu ninja. Nawet nie patrzyłam z jakiej wioski. Bardziej mnie martwił stan moich przyjaciół. Na pierwszej linii stali Deidara, Hidan, Itachi i Pein, którzy byli chyba w najgorszym stanie. Trwała walka... ANBU widząc nasze przybycie wykonali kilka znaków i ci którzy stali najbliżej zostali otoczeni jaśniejącym kręgiem. Lider widząc co się dzieje odepchnął stojącego najbliżej niego Hidana, tak że ten znalazł się poza kręgiem. Nastąpił wybuch, a po Itachim, Rudym i Dei'u nie było nawet śladu. Kilkoro ANBU zniknęło w szarym dymie, ale nie wszystkim się to udało. Coś niewidzialnego ich jakby związało. A-chan chwyciła jednego i skręciła mu kark. Zrobiła tak z kilkoma, a 3 zostawiła i zaczęła zadawać im pytania. Szybko podbiegłam do Hidana i spojrzałam na niego z niepokojem. Był poważnie ranny. Musiałam szybko się nim zająć. Wchodząc do siedziby usłyszałam jeszcze dwa wrzaski i kontem oka zauważyłam że został tylko jeden obcy ninja - kapitan.
Epicki rozdział.
OdpowiedzUsuń