Skakałam z drzewa na drzewo zmierzając w miejsce w którym
czułam dużą ilość wilkołaków. Plan był taki żeby jeszcze raz porozmawiać i
spróbować załagodzić sytuację. Ja i Kakuzu mieliśmy się wybrać do wilkołaków, a
A-chan do wampirów. Myśleliśmy, że teraz, gdy nie trwa walka zarówno wilkołaki
i wampiry wrócą do swoich baz by opracować strategię. Jednak po drodze okazało
się, że dwie duże grupy wilkołaków przebywają w pewnej odległości od siebie
więc ja i Kakuzu rozdzieliliśmy się. Był to mój pomysł i mój braciszek na
początku nie bardzo chciał puścić mnie samą ale w końcu go przekonałam. Byłam już dość blisko kwatery wilkołaków.
Przez drzewa widziałam zarys dość dużego budynku. Nagle coś poczułam. Zastrzygłam moimi wilczymi uszami i wytężyłam słuch. Zatrzymałam się i powąchałam powietrze. Moje
usta wykrzywiły się w grymasie niezadowolenia. Zwolniłam bieg a już po kilku
sekundach stałam w miejscu. Wtedy ze wszystkich stron zaczęły otaczać mnie
wilkołaki. Wszyscy obnażali kły i warczeli ostrzegawczo. Było ich mnóstwo.
Dlaczego mnie to nie dziwi? Uniosłam ręce w pokojowym geście i powiedziałam
K: Spokojnie,
chcę tylko porozmawiać. Też jestem wilkołakiem – Oznajmiłam mimo że raczej było
to oczywiste. Jeden z wilkołaków warknął i zrobił kilka kroków w moją stronę
- Doskonale wiemy kim jesteś. Jesteś zdrajczynią.
Zbratałaś się z ludźmi i wampirem. Ktoś taki jak ja nie zasługuje na to by
nazywać się wilkołakiem
Poczułam pchnięcie w plecy. Okazało się że wilkołaki
stojące za mną teraz znalazły się tuż przy mnie. Te stojące z przodu także
podeszły bliżej. Ten który mówił wcześniej odezwał się znowu
- Pójdziesz do naszego dowódcy. Chętnie z tobą pogada.
Jest znany z dość brutalnego wyciągania informacji z więźniów
K: Chwila
moment! – Oburzyłam się – A od kiedy to ja jestem waszym więźniem!? Chciałam
tylko porozmawiać!
- Teraz już jesteś więźniem – wilkołak uśmiechnął się
drapieżnie, a inny chwycił moje ręce i wykręcił je do tyłu. Jęknęłam w duchu.
Cóż za wspaniały początek negocjacji, nie ma co! Mam nadzieje że Kakuzu i
A-chan radzą sobie lepiej! Zresztą… na pewno radzą sobie lepiej. Po pierwsze
żadne z nich nie stało by się „ więźniem” po piętnastu sekundach, po drugie oni
potrafią panować nad emocjami. Mnie chyba zaraz coś trafi i chyba nie dam rady
być miła w stosunku do tego ich „dowódcy”
***
Zostałam w dość brutalny sposób wrzucona do jakiegoś
pokoju. Jakimś cudem udało mi się złapać równowagę i nie przewrócić się, a
związane ręce wcale mi tego nie ułatwiały. Liny blokujące chakrę. Oczywiście.
Prychnęłam w myślach. Momentalnie drzwi za mną zamknęły się z głośnym trzaskiem
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Był po brzegi wypełniony szklanymi gablotami
z trofeami najróżniejszej maści. Na przeciwko mnie rozciągało się gigantyczne
okno pod którym stał jakiś wilkołak. Był odwrócony plecami więc nie widziałam
jego twarzy. Zaczęłam mu się przyglądać. Był wysoki nawet bardzo. Szeroki w
barach, stał na szeroko rozstawionych nogach. Ręce trzymał za plecami i
wpatrywał się w coś za oknem. Chyba poczuł że mu się przyglądam bo powoli
odwrócił się w moją stronę. Od razu mogłam stwierdzić że jest dość młody. Nie
mógł mieć więcej niż trzydzieści lat. A mimo to został dowódcą oddziału. Jedno
jest pewne. Musi być dobry. Jego rdzawe włosy były zmierzwione i krótko ostrzyżone. Miał
niewielkie ślady zarostu a w prawym uchu tkwił złoty kolczyk. Na sobie miał
długi czarny płaszcz. Jego długie spodnie w moro były lekko wytarte na
kolanach, a niegdyś białej koszuli z kołnierzem przydałoby się pranie. Jego
białe, wilcze uszy zadrżały lekko, a długi ogon zafalował nieznacznie. Mężczyzna
otaksował mnie spojrzeniem a później podszedł do mnie
- Jesteś Kimiko Okami, mam racje? – Bardziej stwierdził
niż spytał
K: Wypadałoby
się najpierw przedstawić nie uważasz? -
Rzuciłam zaczepnie. Ku mojemu zdziwieniu wilkołak uśmiechnął się tylko w dość
drapieżny sposób i powiedział
-No oczywiście. Gdzie moje maniery. - skłonił się przede
mną pogardliwie – Soa Tsume do twych usług. – Wykrzywił usta w pogardliwym
uśmieszku
Rzuciłam mu tylko spojrzenie ale nic nie powiedziałam. On
najwidoczniej czekał aż ja coś powiem, bo nie odzywał się tylko patrzył na mnie
z tym wkurzającym uśmieszkiem przyklejonym do gęby.
K: Przyszłam
tu by porozmawiać. Nic więcej.
Soa zachichotał cicho i przyjrzał mi się uważnie
So: Ciekawe na
jaki temat? Może chciałaś nas namawiać do zaprzestania walki? Wolne żarty! Ta
wojna trwa już od wieków. To tylko jedna z niezliczonych bitew
K: Właśnie, tą
wojnę powinno zakończyć się tu i teraz.
So: Chyba
żartujesz – powiedział kpiąco – Wilkołaki nienawiść do ludzi i wampirów mają we
krwi
K: Chyba
raczej w umyśle. Jestem wilkołakiem z krwi i kości a jakoś wcale nie nienawidzę
ludzi ani wampirów
Soa wzruszył ramionami i powiedział
So: Nawet w
najdoskonalszej rasie zdarzają się jakieś defekty
K: Czy ty
mówisz o mnie!? – warknęłam obnażając ostre kły
So: Ależ
oczywiście że tak moja kochana. Twoja, tak zwana, „przyjaźń” z tymi istotami jasno daje do
zrozumienia że coś z tobą jest nie tak
K: Skoro nie
chcesz mnie słuchać to wypuść mnie i już mnie tu nie ma!
So: Obawiam
się, że nie mogę tego zrobić
Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Ja wpatrywałam się w
niego, a on oglądał trofea w gablotach
K: Więc co
zamierzasz ze mną zrobić? – Spytałam w końcu.
On spojrzał na mnie, potarł podbródek w zamyśleniu i
wydął lekko usta
So: Cóż… to
zależy od ciebie. Jeśli będziesz współpracować może nawet puszczę cię wolno
Prychnęłam
K: Prędzej
zjem własny ogon.
Mężczyzna westchnął i rozłożył ręce.
So: No i co ja
mam z tobą zrobić?
K: Rozwiąż
mnie, a ja sobie pójdę – powiedziałam ze śmiertelną powagą, jakbym liczyła że
naprawdę to zrobi. On przyjrzał mi się uważnie a później wybuchnął śmiechem
So: A to
dopiero! Jesteś doprawdy intrygująca! Zazwyczaj moi więźniowie kulą się ze
strachu i błagają o litość, a ty nawet nie zadrżałaś! Sam nie wiem czy jesteś
tak twarda czy tak głupia!
Wzruszyłam ramionami a kącik moich ust powędrował ku
górze. Jednak na pewno nie był to wesoły uśmiech
K: Sam
zdecyduj. Choć osobiście uważam że twarda to ja nie jestem.
Soa pokręcił głową i podszedł do jednej z gablot. Cały
czas się w niego wpatrywałam nawet na chwilkę nie spuszczając go z oczu.
So: No dobra.
Na razie zadam ci tylko kilka pytać, a ty mi na nie szczerze odpowiesz, zgoda?
K: To zależy
jakiego rodzaju będę te pytania. – powiedziałam bez mrugnięcia okiem. Soa
rzucił mi szybkie spojrzenie, później jego spojrzenie utkwiło z powrotem w
jednym z trofeów.
So: Powiedz
mi… co się z tobą stało?
K: Nie bardzo
rozumiem – Spytałam marszcząc brwi. On zaśmiał się i powiedział
So: To chyba
oczywiste. Chodzi mi o to, że ty, członkini klanu Okami najznamienitszego klanu
w całej wilczej historii, wilkołaczka która w przyszłości może stań się
najpotężniejsza z nas wszystkich zadaje się z ludźmi i wampirami. Ba! Mieszka z
nimi i się z nimi przyjaźni! Co się z tobą stało? – Soa gwałtowne odwrócił się
w moją stronę i zmierzył mnie wzrokiem. Ja bez mrugnięcia okiem wytrzymałam
jego spojrzenia, a później odezwałam się ostrym tonem
K: Nic się ze
mną nie stało.
So: Nic!? –
Syknął i zrobił kilka kroków w moją stronę. Ani nie drgnęłam. – To czemu zadajesz
się z tymi obrzydliwymi stworzeniami? Z tymi pokracznymi istotami które nie są
nawet godne czyścić nam butów!?
Spojrzałam na niego stalowym wzrokiem i powiedziałam
lodowatym głosem
K: Powtórz to
jeszcze raz a obetnę ci uszy i każe je zeżreć, a później wepchnę ci twój własny
ogon do gardła, choćby to miał być ostatnia rzecz w moim życiu.
Soa podszedł do mnie gwałtownie i przysunął się blisko.
Jego twarz była o milimetr od mojej. Patrzył na mnie ostrym wzrokiem
So: Ty śmiesz
mi grozić? Może nie zauważyłaś, ale w chwili obecnej twoje życie zależy ode
mnie. Powinnaś się przede mną płaszczyć i całować mi buty błagając o
oszczędzenie twojego nędznego życia!
Moje usta wykrzywiły się w pogardliwym uśmieszku
K: Żartujesz
sobie? Nie dotknęłabym cię nawet kijem przez szmatkę.
TRZASK!
Policzek zaczął palić mnie niemiłosiernie, ale nic nie
dałam po sobie poznać. Cios był piekielnie mocny. Soa patrzył na mnie z
wściekłością. Po chwili jednak zamknął oczy a gdy je otworzył nie dostrzegłam w
nich nic oprócz pogardy i chłodnej pewności siebie. No tak. To ja tu jestem
związana a on może zrobić ze mną co zechce. Przynajmniej on tak myśli. Jeszcze
nie wie na co mnie stać.
So: Czemu to
robisz? Czemu bronisz tych żałosnych ludzi? Co oni dla ciebie znaczą? – Spytał spokojnie
K: To moi
przyjaciele. Kocham ich. Są moją rodziną. Oddałabym za nich życie –
powiedziałam bez wahania
So: Ale czemu
ludzie? Ludzie są zdradliwi, dbają tylko o swoje interesy, zdradzą bez wahania.
Prychnęłam
K: A wilkołaki
są niby lepsze? Nie bądź śmieszny! Wszyscy, cała rada i nie tylko oni! Wszyscy
wydali na mnie wyrok za to że żyję z ludźmi i wampirem! Chcą mnie zabić za to
że nie zadaje się tylko z wilkołakami! Za to że mam przyjaciół!
So: Ale ludzie
prędzej czy później cię zdradzą!
Jednak ja już kręciłam głową
K: Nie oni.
Nie Akatsuki. W Akatsuki są wyrzutki, ci którzy zostali pokrzywdzeni przez los,
którzy musieli uciekać, zostali wyrzuceniu, zmuszeni, lub sami odeszli ze
swoich wiosek. Ci którzy są ścigani, którzy muszą się ukrywać. Wszyscy jesteśmy
tacy sami i się wspieramy! Jesteśmy rodziną!
Soa milczał przez chwilkę
So: Twój brat
też tam jest, prawda? – Bardziej stwierdził niż spytał. Byłam trochę zaskoczona
tą nagłą zmianą tematu więc tylko kiwnęłam głową – i jeszcze ta wampirzyca… skąd
masz pewność że ta dwójka nie stanie po przeciwnych stronach? Skąd wiesz że
nagle nie zapragną zabić się nawzajem. O ile się nie mylę nie przepadają za
sobą.
K: Prawda, nie
przepadają za sobą. A-chan nie raz najchętniej powiesiłaby go za ogon pod sufitem.
Widziałam że Soa uśmiecha się triumfalnie i już zamierza coś
powiedzieć więc warknęłam szybko
K: Daj mi dokończyć!
Najchętniej by go powiesiła za ogon, wypatroszyła, udusiła czy co tam jeszcze.
Nawet raz wylądował zawieszony przy żyrandolu... Ale wiem, że to wszystko to tylko pozory.
Wiem, że mimo to zależy jej na nim... na nas wszystkich i jest gotowa o tą
przyjaźń walczyć. I nie tylko ona tak myśli. On też, jestem tego pewna! My
wszyscy tak myślimy! Dlatego nie ważne co się stanie zawsze będziemy trzymać
się razem. Mogą nas deptać, poniżać i szydzić z nas, a my i tak… zawsze
powstaniemy. Podniesiemy się i będziemy
walczyć z podniesioną głową. Dlatego zamknij wreszcie swój cholerny pysk! – Z
każdym kolejnym słowem byłam coraz bliżej wilkołaka który stał pod jedną ze
szklanych gablot. Gdy byłam już bardzo blisko skoczyłam i obracając się bokiem,
całym ciężarem ciała popchnęłam tego nadętego idiotę na gablotę, która
momentalnie rozsypała się na drobne kawałki. Nie zważając na szklane odłamki
raniące mi ciało i na rany na plecach które teraz znów dały o sobie znać szybko
opadłam na ziemię i wymacałam rękami kawałek szkła. Szybko zaczęłam ciąć nim
liny i już po chwili moje ręce były wolne. Jednak nie miałam czasu do
stracenia. Soa zaczął się podnosić i chyba była bardzo mocno wkurzony. Po za
tym hałas mógł w każdej chwili zwabić tu straże. Zmieniłam się w wilka i nie
czekając na nic rozpędziłam się prosto na gigantyczne okno. Zamknęłam oczy i
schyliłam głowę, a później jeszcze bardziej przyśpieszyłam. W końcu obiłam się
od podłoża i skoczyłam. Usłyszałam trzask i poczułam jak kawałki szkła spływają
na mnie strumieniami. Znowu. Otworzyłam oczy i zorientowałam się w jednym.
Mianowicie pokój w którym przed chwilą byłam był bardzo, ale to bardzo wysoko.
Pode mną rozciągał się wielki dziedziniec przedzielony na pół i jak na złość
pode mną go nie było. Mimo to uśmiechnęłam się lekko i gdy zaczęłam spadać
zamknęłam oczy. Gdy byłam mniej więcej na wysokości dziedzińca poczułam
szarpnięcie w okolicy szyi, a zaraz potem twarde kamienne podłoże po którym
przejechałam. Osoba która mnie uratowała od razu postawiła mnie na nogi i
popchnęła do przodu. Ja dopiero teraz otworzyłam oczy i wyszczerzyłam się do
biegnącego koło mnie, tak dobrze znanego mi brązowego wilka. On spojrzał na
mnie tak jakby chciał zabić mnie wzrokiem i wrzasnął
Ka: Czyś ty rozum
postradała!? Mogłaś się zabić!
K: Wierzyłam, że mnie
uratujesz!
Ka: A niby skąd
wiedziałaś, że tu jestem!?
K: Wyczułam cię jakieś
dziesięć minut temu!
Ka: A co gdybym się spóźnił!?
Gdybym nie dobiegł na czas!?
K: Wierzyłam, że ci
się uda!
On tylko pokręcił zrezygnowany głową i przyśpieszył. Nagle coś
mnie tknęło. Zrównałam się z nim i spytałam ze złośliwym uśmieszkiem
K: Co się stało, że
zmieniłeś się w wilka!?
On spojrzał na mnie morderczo i warknął
Ka: Tak było znacznie
szybciej! Gdyby nie to w życiu bym się nie zmienił!
K: Jak ci poszło!?
Ka: Beznadziejnie! W
ogóle nie chcieli mnie słuchać! Podejrzewałem, że możesz mieć podobne kłopoty i
dlatego tu przybiegłem. I jak widzę dobrze zrobiłem! Coś ty sobie myślała
wyskakując przez to okno!?
K: Nie miałam innego
wyjścia! Po za tym wierzyłam, że mnie uratujesz!
Ka: Wierzyłaś,
że ja cię uratuje!? Jeszcze chwila a sam potrzebowałbym pomocy! Mało zawału nie
dostałem kiedy zobaczyłem jak wyskakujesz przez to okno!
A: Hmm,
kusząca propozycja
Oboje podskoczyliśmy jak oparzeni. Nad nami leciała
A-chan. Jej czarne skrzydła oraz ubrania były poplamione krwią. W tej też
właśnie chwili opuściliśmy obozowisko wilkołaków i wbiegliśmy do lasu
Ka: A dawno ci
ktoś nie przywalił!? – warknął do niej.
A: Ne, Kazio
jesteś pewien, że chcesz ze mną zaczynać? *świecą się jej oczy*
Widząc, że Kakuzu już chce jej coś odpowiedzieć, szybko
się odezwałam przerywając tym samym tą kłótnię
K: Sądząc po
twoim wyglądzie też nie poszło ci najlepiej – mruknęłam zrezygnowana
A-chan westchnęła i powiedziała
A: Szkoda
gadać… zero rozumu, w ogóle nie chcieli mnie słuchać. Ja mówię, zdzieram sobie
gardło, ale do nich nic nie dociera. Jak grochem o ścianę! Doprawdy… w takim
wypadu chyba nici z pokojowego rozwiązania.
Kiwnęłam głową i w tej samej chwili przed nami wyskoczyło
całe stado wilkołaków. Wszyscy byli całkowicie przemienieni w wilki, szczerzyli
kły i warczeli groźnie
A: Cholera!
Ka: W prawo!
Wszyscy skręciliśmy by nie wpaść na to stado. Niestety,
nie mieliśmy szczęści i pognali za nami. Biegliśmy tak z dobre dziesięć minut
gdy nagle na naszej drodze pojawił się następny oddział wilkołaków. Nie
mieliśmy wyjścia i musieliśmy się zatrzymać. Spojrzałam na wilki tarasujące nam
drogę i warknęłam. Na samym ich przedzie stał sporych rozmiarów wilkołak o
czarnym jak smoła futrze. Gr! Co my teraz zrobimy. Spojrzałam w górę na A-chan.
Czujnie rozglądała się na wszystkie strony, zapewne już opracowując jakiś plan.
Po chwili zerknęłam na Kakuzu, jednak szybko obróciłam głowę w jego stronę gdy
dostrzegłam jego minę. Patrzył szeroko otwartymi oczami i szokiem wymalowanym
na twarzy wprost na czarnego wilkołaka stojącego przed nami
Ka: Nie
wierzę… - Szepnął prawie niedosłyszalnie. Już po chwili szok zmienił się w
złość, a mój brat zawarczał groźnie na wilkołaka. Przeniosłam na niego wzrok i
przyjrzałam się mu jeszcze raz. Był duży, nawet bardzo, jego łapy były
umięśnione, a futro gładkie. Spojrzałam na jego pysk i zmarszczyła brwi widząc
jego oczy. Byłam pewna, że nigdy wcześniej nie widziałam tego wilka, a jednak
jego oczy… głębokie zielone oczy były jakieś znane. Wilkołak zrobił krok do
przodu i przyjrzał mi się uważnie, a później przeniósł wzrok na Kakuzu.
Zmarszczył brwi, ale już po chwili na jego pysku pojawił się lekki uśmiech.
- Nie miałem pojęcia… słyszałem o zdrajcach, ale nigdy
bym nie pomyślał, że to ty…
Ka: Jedynym
zdrajcą w tym towarzystwie jesteś ty! – warknął i nie czekając na nic
więcej zawrócił i skoczył na wilkołaki
które stały za nami. Ci zaskoczeni tym wszystkim rozsunęli się, a Kakuzu
krzyknął
Ka: Ruszcie
się!
Nie czekając już dłużej szybko pognałam za moim bratem.
A-chan leciała tuż nad nami. Biegliśmy najszybciej jak się dało. Odwróciłam się
do tyłu i z ulgą stwierdziłam, że zostawiliśmy pościg w tyle. Po chwili
przeniosłam wzrok na Kakuzu który biegł koło mnie. Patrzył prosto przed siebie
i wyglądało na to że nadal jest wściekły.
K: Kakuzu, o
co chodzi? Kim był ten wilkołak?
Jednak on tylko pokręcił głową i nie patrząc na mnie
powiedział
Ka: Nie ważne…
ten wilkołak jest… znam go dość dobrze. Ale ty go nie znasz i nie powinnaś
poznać. On kiedyś… zrobił coś okropnego i sam najchętniej bym o nim zapomniał.
Spojrzałam na niego krzywo i spytałam
K: Nic nie
rozumiem. Mówisz zagadkami. O co chodzi?
Ka: Nie musisz
wiedzieć… Nie chcę żebyś wiedziała – dodał po chwili z lekkim naciskiem na „nie
chcę”. Po tych słowach przyśpieszył jeszcze bardziej i wyprzedził mnie trochę. Spojrzałam
w górę na A-chan, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Jednak po chwili odwróciła
głowę w bok i prychnęła, a później mruknęła coś pod nosem. Jedyne co udało mi
się usłyszeć to „irytujący” i „głupi, denerwujący wilkołak” Spojrzałam na nią
dziwnie i zauważyłam, że Kakuzu także na nią spojrzał nic nie rozumiejąc. Nagle
mój brat zrównał się z nami i spojrzał na A-chan z szeroko otwartymi oczami
jakby nagle coś pojął
Ka: Ty… nie mów mi, że… czytałaś
mi w myślach!? – Krzyknął wściekły i jakby lekko… przestraszony?
Jednak ona nie odpowiedziała tylko patrzyła się prosto przed siebie. Rzuciła mu przelotne spojrzenie prychając pod nosem i mamrocząc niezrozumiale. Znowu. Chciałam ją spytać o co chodzi i dowiedzieć się czegoś, ale Kakuzu znowu na nią warknął uprzedzając mnie
Ka: Ty! Kto ci pozwolił…!?
Jednak ona nie odpowiedziała tylko patrzyła się prosto przed siebie. Rzuciła mu przelotne spojrzenie prychając pod nosem i mamrocząc niezrozumiale. Znowu. Chciałam ją spytać o co chodzi i dowiedzieć się czegoś, ale Kakuzu znowu na nią warknął uprzedzając mnie
Ka: Ty! Kto ci pozwolił…!?
Jednak A-chan kompletnie go ignorowała. W pewnym momencie powoli
wbiła w niego wzrok na trochę dłużej, a w jej spojrzeniu było coś dziwnego. On
zamilkł i patrzył na nią przez jakiś czas. Gdy się tak na siebie gapili
miałam wrażenie jakby rozumieli się bez słów. Albo raczej Kakuzu chciał
zrozumieć coś lub dowiedzieć się co dokładnie A-chan wyczytała. Z kolei ona
jakby lustrowała go i... oceniała? może bardziej pasowałoby tutaj że
przewiercała go na wylot poznając wszystkie sekrety. W końcu przerwała to
pseudo połączenie i rzuciła mi szybkie spojrzenie, które trwało może dwie
sekundy i było jakieś takie... smutne? zirytowane? za nic w świecie nie mogłam
go odczytać! Nagle przyśpieszyła i przebiła jakiegoś wroga który pojawił
się na naszej drodze, szybko zamieniając się w trupa. Przeskoczyłam nad jego
ciałem nawet nie patrząc na samobójcę i spojrzałam na A-chan. Jako że
leciała kawałek prze de mną mogłam tylko wlepiać wzrok w jej plecy. Wiedziałam
że ona już wie o co chodzi. Chciałam żeby któreś z nich mnie wreszcie
oświeciło, ale A-chan nawet się nie odwróciła w moją stronę, a gdy spojrzałam
na Kakuzu ten odwrócił wzrok. Nagle Kakuzu zatrzymał się podobnie jak A-chan.
Czarnowłosa stanęła na ziemi, a Kakuzu zmienił się z powrotem w człowieka. Gdy
stanęłam obok nich zrobiłam to samo co mój brat. Spojrzałam na nich pytająco,
ale oni tylko spojrzeli w dwie różne strony
Ka: Zgubiliśmy ich.
Chyba zaprzestali pościgu. – powiedział patrząc w stronę z której przybiegliśmy
A: Jesteśmy już dość
blisko siedziby. Jeszcze kawałek i będziemy na miejscu
Patrzyłam to na jedno to na drugie. Oboje stali do mnie tyłem.
Zacisnęłam pięści i wypuściłam powietrze przez zęby. Miałam ochotę wrzasnąć na
nich, zażądać żeby mi to wszystko wytłumaczyli.
A: W drogę –
Powiedziała i ruszyła, ale tym razem pieszo. Nie czekając na nic Kakuzu ruszył
za nią. Zrównałam się z nim i spytałam
K: Powiesz mi w końcu
o co chodzi?
Jednak on milczał. Nawet na mnie nie spojrzał.
K: Kakuzu powiedz mi!
Widzę, że coś się dzieje! Kim był ten wilkołak!?
Ka: Nikim ważnym –
syknął przez zaciśnięte zęby. – Najlepiej będzie jak zapomnisz o nim raz na
zawsze!
W tym momencie A-chan odwróciła się i rzuciła Kakuzu dziwne
spojrzenie. Spojrzała na niego jakby… z irytacją? Rozczarowaniem? Smutkiem?
Zdenerwowaniem? Za cholerę nie mogłam jej rozczytać! Kakuzu spojrzał na
nią złym wzrokiem i nie powiedział nic
więcej.
A: Naprawdę jesteś
idiotą. - rzuciła jeszcze do niego, po czym nim Kakuzu zdążył zareagować, szła
już normalnie. O ile tym słowem można nazwać tempo jakim przemierzała kolejne
metry. Przyznam, że ciężko mi było dotrzymać jej kroku. Podobny problem miał
zresztą mój brat. I w tem w krzakach kawałek przed nami coś zaszeleściło.
Zatrzymaliśmy się i w tym momencie na drogę przed nami, z owych krzaków, wypadł
ktoś ubrany w płaszcz Akatsuki. I tym osobnikiem okazał się Deidara, który
nawiasem mówiąc był w opłakanym stanie. Jakby go przepuścić przez metalową,
ostrą siatkę z notkami wybuchowymi. Nie żebym ja wyglądała jakoś o wiele
lepiej, ale na szczęście siebie nie widziałam. A-chan podbiegła do blondyna i
pomogła mu się podnieść. Ten wpierw się przestraszył, ale szybko zarejestrował
kim jesteśmy. Zaniepokojona szybko znalazłam się obok nich i zaczęłam wypytywać
co się stało.
D: Ah! Hoshi coś odwaliło i nagle wybiegła z siedziby coś tam krzycząc. No to pobiegłem za nią. Się okazało, że trafiliśmy w sam środek walki między obiema stronami!
D: Ah! Hoshi coś odwaliło i nagle wybiegła z siedziby coś tam krzycząc. No to pobiegłem za nią. Się okazało, że trafiliśmy w sam środek walki między obiema stronami!
K: Ale co się stało?!
Czemu Hoshi wybiegła? I gdzie ona w ogóle jest?
D: Nie wiem! W tym
całym zamieszaniu straciłem ją z oczu. Muszę ją znaleźć! – Deidara chciał się
ruszyć, ale był tak poraniony że ledwo stał na nogach. W dodatku A-chan która
go podtrzymywała pacnęła go w tył głowy
A: Samobójca jeden! Co
ty niby chcesz zrobić w tym stanie?! Zabić się!?
D: Ale Hoshi…!
A: Żadnych ale! Hoshi
sobie poradzi! Po za tym zaraz ktoś ją znajdzie!
Ka: Ja jej poszukam –
zaproponował nagle. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem podobnie jak Deidara.
Jednak on patrzył na A-chan. Czarnowłosa spojrzała na niego dziwnym wzrokiem
lekko mrużąc oczy. Kakuzu jednak nic sobie z tego nie robiąc ruszył przed
siebie. Zatrzymał się jednak obok A-chan i obracając lekko głowę w jej stronę
mruknął do niej
Ka: Nie waż się jej
niczego mówić…
A: Weź się człowieku
zastanów nad tym co robisz! Nie odezwę się na ten temat słowem, ale dobrze ci
radze byś ty to zrobił. W przeciwnym razie będziesz później żałował. *mruży
oczy i prycha ze zirytowaniem*
Kakuzu pokręcił tylko głową i spojrzał na A-chan jakimś takim…
zbolałym spojrzeniem.
Ka: Ty nic nie
rozumiesz…
Po tych słowach nie czekając na reakcję A-chan ruszył przed siebie
i już po chwili zniknął nam z oczu.
A: *pod nosem* A żebyś
się nie zdziwił...
Patrzyłam za moim bratem jeszcze przez kilka sekund po czym podeszłam
do A-chan i Deidary i pomogłam blondynowi przytrzymując go z drugiej strony.
Tak właśnie ruszyliśmy w stronę siedziby. Szliśmy w ciszy jednak po kilku
minutach nie wytrzymałam i spojrzałam na A-chan
K: A-chan powiedz mi o
co chodzi. Co wy przede mną ukrywacie?
A: Ukrywać? Cóż... Możesz jasno
powiedzieć, że Kakuzu ma przed tobą parę sekretów. Co do mnie to tylko milczę.
Przykro mi, ale jak słyszałaś, obiecałam nic ci nie mówić. Nie lubię łamać
danego komuś słowa, jeśli nie ma takiej potrzeby. Najlepiej będzie jak on ci to
wyjaśni... - Odpowiedziała jakimś dziwnie obojętnym głosem. Choć ciężko
stwierdzić jednoznacznie, czy to była tylko obojętność czy coś jeszcze innego.
Szybko ruszyliśmy w stronę siedziby, jednak A-chan po chwili stwierdziła, że
stan Deidary nie pozwala nam na większą zwłokę, więc najzwyczajniej w świecie,
chwyciła nas pod ramiona i byliśmy na miejscu. Choć to raczej nie jest
"najzwyczajniej w świcie”. To nawet nie jest ani trochę zwyczajne! Ale cóż...
mowa o A-chan.
A: No, a teraz trzeba cię
opatrzyć ! – Powiedziała A-chan gdy już byliśmy w siedzibie, ciągnąc Deidarę w
trochę sali szpitalnej. Ja kiwnęłam głową i poszłam za nimi. Po kilku minutach
blondyn był opatrzony. Był obwiązany bandażami prawie od stup do głów. Spojrzał
na A-chan, a później na mnie i mruknął
D: Chyba trochę przesadziłyście…
K: Cicho bądź! Ranny jesteś! –
Powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego szeroko
A: Ty lepiej na siebie spójrz!
Popatrzyłam
na nią nie rozumiejąc. Ona uniosła jedną brew, a ja spojrzałam na siebie i
wtedy do mnie dotarło. Cóż… moje ubranie było porozrywane i porozcinane w wielu
miejscach. W dodatku prawie całe poplamione krwią. Sama miałam mnóstwo rozcięć
na całym ciele. Taa… tak to jest jak leci na ciebie cała masa szklanych odłamków.
Uśmiechnęłam się do A-chan i powiedziałam
K: Nic mi nie jest. Ja nawet…
A: Cicho bądź! Siadaj i nie
gadaj!
Już
po chwili ja także byłam poobwiązywana bandażami choć w mniejszym stopniu niż
Deidara. A-chan patrzyła to na mnie to na blondyna, aż w końcu uśmiechnęła się
i powiedziała
A: No! Gotowe!
Spojrzałam
na Deidarę, a on na mnie. Oboje westchnęliśmy w tym samym momencie.
Podziękowałam A-chan i już po chwili szłam korytarzem. Moją głowę cały czas
zaprzątało to co Kakuzu przede mną ukrywa. Czemu nie chce mi powiedzieć o co
chodzi? I kim był ten wilkołak? Dlaczego tak bardzo nie chce bym dowiedziała
się kto to jest? Czułam się z tym wszystkim bardzo źle. Mój brat nigdy nie miał
przede mną tajemnic. Zawsze wszystko mi mówił. To ja wiedziałam o rzeczach o
których nie wiedział nikt inny. Czyżby… nagle stracił do mnie zaufanie? Ale…
czemu? Gdy tak szłam korytarzami zauważyłam coś istotnego. W siedzibie było
jakoś.. cicho. Zbyt cicho. Zaczęłam iść coraz szybciej ale na nikogo się nie
natknęłam. Tak jakby w siedzibie nie było żywego ducha. Gdy już zaczynało mnie
to niepokoić weszłam do kuchni i natknęłam się tam na Kisame. Ten spojrzał na
mnie i uśmiechnął się szeroko
Ki: A tobie co się stało?
K: Szklana gablota. Nieważne.
Ważne jest to… gdzie są wszyscy?
Niebieski
spojrzał w okno i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Ki: Niedługo powinni wrócić. Jeśli
wszystko się udało, będziemy mieć z głowy całą tą wojnę.
Spojrzałam
na niego nic nie rozumiejąc i w lekkim szoku. Wyszłam na korytarz w chwili
kiedy pojawili się tam A-chan i Deidara. Kilka sekund później w siedzibie
zjawili się wszyscy inni. Wyglądali na zmęczonych niektórzy mniej inni
bardziej. Ale wszyscy byli wyraźnie zadowoleni. Większość uśmiechała się, a inni
mieli po prostu satysfakcję wymalowaną na twarzy. Nie licząc oczywiście
Sasoriego i Zetsu. Ich twarze są zawsze jak posągi. Beznamiętne.
K: Gdzie wy byliście? – Spytałam
rozumiejąc coraz mniej
Pain
patrzył na mnie przez chwilkę po czym odwrócił się i ruszył do salonu rzucając
jeszcze tylko „Za mną” Gdy już wszyscy byliśmy w salonie Pain stanął przed nami
i powiedział
P: Myślę, że nasz kłopoty z całą
tą bezsensowną wojną się skończyły
K: Wyjaśni mi ktoś o co chodzi? –
Spytałam już lekko poirytowana tym że ciągle czegoś nie wiem.
Rudy
patrzył na mnie przez kilka sekund, a później powiedział
P: Przeprowadziliśmy pewien… plan
sabotażu. W skrócie polegał on na dostaniu się na tyły wrogich obozów i
sprawieniu by cała wina za tą wojnę spadła na pewne osoby. Chodziło też o
wykazanie tym głupcom jakie straty poniosą przez tą całą wojnę oraz że ślepo
wykonują bezsensowe rozkazy. Oczywiście wszystko to w taki sposób by nikt nie
widział że tam byliśmy. W rezultacie w obozach doszło do buntów co skończyło
się zawieszeniem broni
Z
każdym słowem patrzyłam na niego z coraz większym szokiem. Nagle A-chan
poderwała się z miejsca i zawołała głośno
A: Moje pomysły jak zawsze są
genialne!
Kilka
osób przewróciło oczami na to zdanie, za co A-chan zmierzyła ich morderczym
spojrzeniem. Ja natomiast spojrzałam na nią z szokiem i spytałam
K: To wszystko to był twój
pomysł?
A: Nom. Czułam, że pokojowe
negocjacje nic nie dadzą więc wymyśliłam to.
– A-chan uśmiechnęła się do mnie, a ja pokręciłam głową i westchnęłam.
Jednak po chwili na mojej twarzy także pojawił się uśmiech.
K: Czyli że to koniec.
Uśmiechnęłam
się do niech wszystkich szeroko. Co za ulga! Po chwili wszyscy zaczęli się
rozchodzić. Ja wyszłam z salonu jako ostatnia. Albo raczej tak mi się zdawało.
Jednak gdy byłam w progu ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i
zobaczyłam przed sobą Hidana. Przyciągnął mnie do siebie i spytał
H: Co ci się stało?
K: Ah! To nic takiego. Szklane
odłamki się na mnie posypały, ale nic mi nie jest – Uśmiechnęłam się do niego,
a on przysunął się do mnie jeszcze bliżej
H: Powinnaś na siebie bardziej
uważać. – powiedział patrzą mi w oczy i
uśmiechając się do mnie.
K: Wiem. Ale nic nie poradzę na
to że przyciągam kłopoty. – zażartowałam i wtedy poczułam jak Hidan obejmuje
mnie ramionami i przytula do siebie. Na początku byłam zaskoczona, ale po
chwili zamknęłam oczy i przytuliłam się do niego. Nagle usłyszałam jakiś dźwięk
za sobą. Puściłam Hidana i odwróciłam się. W tym samym momencie pojawił się
Kakuzu. Przez jego ramię była przewieszona Hoshi, która najwidoczniej była nie
przytomna
Ka: Znalazłem naszą zgubę… -
mruknął – Ktoś ją chyba ogłuszył, ale nic jej nie jest. Zajmij się nią.
Po
tych słowach przekazał białowłosą w ręce jej brata. Hidan spojrzał na Hoshi i
pokręcił głową z politowaniem, po czym zaczął próbować ją obudzić, ale z marnym
rezultatem. Jednak ja cały czas wpatrywałam się w mojego brata. Ale on nawet na
mnie nie spojrzał. Przez kilka sekund patrzył na Hidana i Hoshi, a później
odwrócił się i ruszył korytarzem. Nie mogąc już dłużej wytrzymać ruszyłam za
nim. Po kilku krokach przyśpieszyłam i podbiegłam do niego. Złapałam go za rękę
i stanęłam przed nim. Byłam zła
K: Możesz mi w końcu powiedzieć o
co chodzi!?
Ka: To znaczy? – Spytał jakimś
dziwnie obojętnym głosem
K: Nie udawaj idioty! Co ty
przede mną ukrywasz!? O co chodzi!?
Ka: Nie musisz wiedzieć. To… to
ciebie nie dotyczy… to nic ważnego…
K: Nic ważnego!? Gdyby to było
nic ważnego to byś tego tak nie ukrywał!
Ka: Kim daj już spokój… każdy ma
jakieś tajemnic…
Tym
argumentem wcale mnie nie przekonał, a jedynie sprawił że poczułam się jeszcze
gorzej. Czułam jak łzy zbierają mi się w oczach
K: Ale ty nigdy nie miałeś przede
mną tajemnic! Zawsze wszystko mi mówiłeś! Dlaczego nagle straciłeś do mnie
zaufanie!?
Najwyraźniej
go tym zdziwiłam bo spojrzał na mnie z szokiem
Ka: Kim, ja wcale nie…!
K: A jak inaczej wytłumaczysz to
że nagle masz przede mną tajemnice!? „Prawda jest zawsze najlepsza, jaka by ona
nie była. Nawet jeśli zrani to lepiej ją wyznać niż coraz bardziej zatapiać się
w kłamstwie” Pamiętasz!? Słowa naszej mamy! A ty zawsze się z tym zgadzałeś!
Więc co się nagle stało!?
Chciałam
się drzeć na niego dalej, ale zamknęłam się i rozszerzyłam oczy zaskoczona,
czując jak mój brat mnie przytula.
Ka: Słuchaj Kim… uh! Mam ochotę
wybić ci te durne myśli z głowy! Wcale nie straciłem do ciebie zaufania! Nie ma
mowy! Ja po prostu… nie mogę ci tego powiedzieć. Nie teraz. To moja wina nie
twoja. JA nie jestem gotów żeby ci to powiedzieć. Powiem ci, ale nie teraz.
Ufam ci jak nikomu innemu i dlatego wierzę, że poczekasz i nie będziesz
próbowała dowiedzieć się niczego na własną rękę.
Po tych słowach puścił mnie i uśmiechnął się
do mnie lekko. Patrzyłam na niego z lekkim szokiem i gdy spojrzałam na jego
twarz coś do mnie dotarło. Był blady… nawet bardzo. Jego oczy były jakieś takie
ciemne jakby skrywał się w nich głęboki ból. Na jego twarzy było widać oznaki
zmęczenia tak jakby coś go przytłaczało. To wina tej tajemnicy czy może…
moja?
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny. Jestem ciekawa kim był ten wilkołak. Mam nadzieje, że nowy rozdział niedługo się pojawi ;D
Pozdrawiam i życzę weny ;p
~Naomi