Wszyscy rozsiedli się w salonie, a Pain stanął na środku.
Gdy tylko oznajmił że musimy coś zrobić z zaistniałą sytuacją, każdy zaczął
rzucać pomysłami, a jeden był głupszy od drugiego
Ki: Proponuję
posłać na nich Godzillę!
Sa: A masz
jakąś?
T: Tobi
proponuje trujący gaz!
Se: A co
powiecie na szarżę?
Ar: To może od
razu się poddajmy!? – Warknęła do Senshiego który spojrzał na nią urażonym
wzrokiem
Se: Ja
przynajmniej mam jakiś pomysł! – Rzucił z wyrzutem w głosie
Ar: A znasz
takie powiedzenie: Jak nie masz nic mądrego do powiedzenia to milcz!?
Se: Och,
czepiasz się! Dlaczego z góry zakładasz, że mój pomysł jest do niczego?
Ar: Bo ja
myślę realnie w porównaniu do ciebie! Kto normalny chce szarżować na wroga
który ma zdecydowaną przewagę liczebną!
Już po chwili Arissa i Senshi kłócili się zaciekle. Pain
spojrzał w sufit z cierpiętniczą miną i masując sobie skroń mruknął
P: Z kim ja
muszę pracować…?
Nagle Arissa posłała Senshiego na ziemię mocnym
kopniakiem po czym zwróciła się do Paina i oznajmiła
Ar: Proponuję
aby najpierw spróbować rozwiązać wszystko dyplomatycznie. Zrobić rozpoznanie,
spróbować jeszcze raz przemówić im do rozsądku. Jeśli to się nie uda wtedy
pomyślimy dalej
P: Nareszcie
jakiś sensowny pomysł!
Arissa uśmiechnęła się
Ar: Dziękuje
***
Leżałam na łóżku i gapiłam się w sufit rozmyślając nad
tym wszystkim co się teraz dzieje. Nasz plan mieliśmy zacząć wcielać w życie
dopiero jutro tak więc na razie mogłam spokojnie pomyśleć. Choć tak naprawdę
nie wiedziałam co myśleć. Bałam się. Bałam się co wyniknie z tego wszystkiego.
Nie chcę by ktoś został ranny lub co gorsza zginął. Tego bym nie wytrzymała.
Mam tylko nadzieje, że wszystko skończy się dobrze. Jednak wszystko może się
zdarzyć. W końcu to wojna!
Westchnęłam głęboko.
W końcu to przyznałam. Przedtem nie chciałam wypowiedzieć
tego słowa, nie chciałam przyznać że to wojna. Ale… tak jest
Przewróciłam się na bok i westchnęłam. Muszę
odpocząć. Jutro czeka nas ciężki dzień.
Zamknęłam oczy i powoli odpłynęłam w krainę Morfeusza. Nie wiedziałam jednak że
tej nocy przyśni mi się najbardziej niesamowity sen jaki miałam do tej pory
***
Było ciemno. Bardzo ciemno. Nie widziałam kompletnie nic.
Nagle oślepiło mnie przeraźliwe jasne światło. Jęknęłam cicho i dopiero po
chwili otworzyłam oczy, gdy przyzwyczaiły się do światła. Zorientowałam się, że
siedzę w miękkim zielonym fotelu, który stał na środku zupełnie pustego
pomieszczenia. Oprócz niego nie było ani
jednego mebla. Ściany były pomalowane na intensywny szafirowy kolor. Kolor ten
był jakoś dziwnie kojący. Naprzeciwko mnie znajdowały się duże czarne drzwi
ozdobione srebrnymi znakami. Nagle zorientowałam się, że po obu stronach tych
drzwi, na ziemi, siedzą dwie osoby. Obie
miały na głowach kaptury więc nie widziałam ich twarzy. Nagle obie te osoby wstały. Ich płaszcze
zafalowały mimo iż nie było wiatru. Czułam jakby bijące od nich ciepło. Po
lewej bez wątpienia stał chłopak. Był ni wysoki ni niski, po prostu miał średni
wzrost. Na sobie miał czerwony płaszcz. Po prawej stronie stała natomiast
kobieta w długim białym płaszczu. Oboje zrobili kilka kroków w moją stronę i
zatrzymali się. Kobieta spojrzała na swojego towarzysza i spytała
- Czy te kaptury naprawdę są konieczne?
Zmarszczyłam brwi. Znałam ten głos. Ale nie mogłam sobie
przypomnieć do kogo należał. Czułam się tak jakby ktoś wymazał mi wszystkie
wspomnienia. Wiedziałam że właścicielka tego głosy była dla bardzo ważną osobą,
ale choć usilnie starałam sobie przypomnieć to po prostu nie mogłam. Chłopak
zwrócił się do niej i powiedział ostrym tonem
- Wiesz jakie są zasady!
Przy głosie chłopaka miałam takie same odczucia.
Wiedziałam że znam jego głos i że jego właściciel jest dla mnie kimś ważnym,
ale nie miałam pojęcia kim.
- Wiem, ale… - Odezwała się kobieta. Odwróciła głowę i
spojrzała na mnie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Gdy powiedziała następne
słowa głos jej się trochę załamał – …to takie frustrujące! Ona nie wie kim
jesteśmy! A przecież… powinna wiedzieć!
Chłopak podszedł do niej i położył jej rękę na ramieniu,
a później odezwał się łagodniejszym głosem
- Wiem, czuję to samo, ale kto wie… może będziemy mogli
zdjąć kaptury. Wszystko zależy od niej – Jego twarz zwróciła się w moją stronę
Oboje podeszli do mnie i stanęli przede mną, a chłopak
spytał
- Wiesz kim jesteśmy?
Pokręciłam głową i spojrzałam na niego badawczo
K: Ale was
znam. Wiem, że was znam. W dodatku wiem, że jesteście kimś bardzo ważnym dla
mnie. Ale nie wiem kim! Chociaż staram się sobie przypomnieć to nie wiem!
Oboje spojrzeli na siebie, a chłopak odezwał się lekko
rozbawionym głosem
- Widzisz? Jest lepiej niż się spodziewaliśmy
- Ale nadal…- Kobieta spojrzała na mnie i kucnęła tuż przede
mną – Proszę cię Kim, przypomnij sobie. Na pewno wiesz kim jesteśmy. Wystarczy,
że sobie przypomnisz.
Każde słowo kobiety pobudzało moje serce. Nagle zachciało mi się płakać. Miałam ochotę
rzucić się jej na szyję, przytulić się do niej i nigdy nie puszczać. I wtedy
zrozumiałam. Przypominałam sobie wszystko. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam
na kobietę. Nie mogłam wyksztusić słowa, po prostu się w nią wpatrywałam. W
końcu udało mi się wydusić jedno jedyne słowo
K: Mama…?
Widziałam uśmiech kobiety pod kapturem. Kiedy zaczęła się
lekko trząść wiedziałam że płacze
- Pamiętasz… - Szepnęła i podniosła rękę do kaptura.
Odrzuciła go a moim oczom ukazała się tak dobrze znana mi twarz. I te głębokie
zielone oczy identyczne jak moje. Poczułam jak po moich policzkach spływają łzy
ale nie przejmowałam się tym. Po prostu rzuciłam się jej na szyję i przytuliłam
ze wszystkich sił.
K: Jakim
cudem…?
Ke: Nie teraz
kochanie. Jeszcze nie przypomniałaś sobie wszystkiego. – To mówiąc puściła mnie
i spojrzała na chłopaka. – Pozostałeś jeszcze ty
Chłopak zachichotał i powiedział z lekką ironią
- Wiedziałem, że ciebie przypomni sobie pierwsze. W końcu
jesteś jej matką, a ja…?
W uszach nadal dźwięczał mi śmiech tego chłopaka. Tyle
razy go słyszałam i tyle razy śmiałam się razem z nim. Spojrzałam na chłopaka i
drżącym głosem spytałam
K: Mikeru…?
Chłopak podskoczył do góry i zaklaskał radośnie. Podniósł
rękę do góry i zrzucił kaptur. Moim oczom ukazał się wesoły czarnowłosy chłopak
za którym tak bardzo tęskniłam. Uśmiechnął się do mnie szeroko i jeszcze raz
podskoczył, a później przytulił mnie mocno
M: Fajnie cię
widzieć.
Patrzyłam na to na mamę to na Mikeru nic nie rozumiejąc.
Byłam szczęśliwa jak nigdy, że znów ich widzę, ale byłam kompletnie skołowana
K: Ale… jak to
jest możliwe?
Ke: To nie
jest ważne wilczku
Mimo woli uśmiechnęłam się. Gdy byłam mała mama przez
przerwy mnie tak nazywała. To przywołało wiele wspomnień
Ke: Teraz
ważne jest to że chcieliśmy ci coś powiedzieć. – Mama spojrzała na Mikeru a ten
kiwnął głową i podszedł do nas. Machnął ręką i przede mną pojawiły się dwa
krzesła. Oboje usiedli na nich, a Mikeru odezwał się
M: Posłuchaj
Kim. Wiemy o wszystkim co się dzieje. Wiemy, że się boisz o życie przyjaciół,
ale nie możesz teraz wątpić
Spojrzałam na niego nieco zaskoczona. To wszystko stawało
się coraz bardziej dziwne. Oni wiedzieli o tym co się dzieje
Ke: Posłuchaj
nas. Nie wolno ci teraz wątpić w siebie, ani w przyjaciół. Będzie ciężko, ale
nie możesz się poddawać!
M: Musisz
wierzyć, że wam się uda. Nawet jeśli coś się stanie… - jego głos zawahał się na
ułamek sekundy, co zdecydowanie mi się nie spodobało. Miałam wrażenie, że oni
wiedzą o czymś o czym się chcę mi powiedzieć – … to nie możesz się załamać. Nie
możesz… szukać winnych
Ke: Będziesz
zła… to co się stanie… gdy go spotkasz
Spojrzałam na nich zdezorientowana i spytałam
K: O czym wy
mówicie?
Ke: Och,
wilczku… - szepnęła. Wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać – Przez to
wszystko… spotkasz kogoś… na początku… nie będziesz wiedziała, ze to on, ale
później… och… będziesz zła, wściekła… że on… ci nie powiedział…
K: Ale na
kogo? Będę zła na tego kogoś kogo spotkam? – Spytałam zdezorientowana. Mama
pokręciła głową i zadrżała lekko
Ke: Nie… nie
na niego… będziesz zła na…
Przerwał jej głośny syk jaki wydał z siebie Mikeru. Po
chwili odezwał się łagodnym, ale stanowczym tonem
M: Nie możesz!
Nie możesz jej tego powiedzieć! Wiesz jakie są zasady!
Ke: Wiem, ale…
to będzie taki… taki ból… dla nich obojgu… on od razu rozpozna kto to… a
później Kim też… i będzie tak zła… tak wściekła… ale nie można jej się dziwić…
bo on… ukrywał prawdę… ale… - Spojrzała na mnie i złapała mnie za ręce. Jej
oczy szkliły się od łez – Och, Kim! On to zrobił dla ciebie! Musiał… ukrywał
prawdę dla ciebie… dla twojego dobra… nie możesz go za to znienawidzić… choć
będziesz się tak czuła… i powiesz to… ale on to tylko… dla twojego dobra…
M: Wystarczy!
Przestań! – Syknął
Ke: On tyko…
on nie jest zły… oni obaj… on nie miał wyboru… a on… musiał to ukrywać… dlatego
nie wiedziałaś… ale chyba powinnaś… bo wszystko co o nim wiesz… co się stało…
to nie prawda… ale on musiał… Nie możesz winić…
M: Wystarczy!
– Mikeru wstał i spojrzał na nią surowo. Ona skierowała swój wzrok na niego, a
po jej policzkach spływały łzy
M: Wiem, że
jest ci ciężko i że chciałabyś jej o wszystkim powiedzieć, ale posuwasz się za
daleko!
Ke: Wiem
Mikeru, poniosło mnie. Ale… nie ma
sposobu? Żeby jej to powiedzieć?
M: Dobrze
wiesz, że nie. – Powiedział już łagodniejszym głosem i usiadł z powrotem –
możemy dawać jej jedynie wskazówki .
Ke: Wiem, ale…
przez to wszystko… oni się pokłócą… jak jeszcze nigdy… przez niego… och, sama
już nie wiem co o nim myśleć!
M: Jakby nie
patrzeć to wszystko jego wina – rzekł ponuro i spojrzał w ziemię
Ke: Nie! On
nie miał wyboru! Musiał! Ale… przez niego… Boże ta kłótnia… będzie taka
straszna…
Patrzyłam na siedzące przede mną osoby nic nie
rozumiejąc. Po kolei przenosiłam po nich wzrok i nie mogłam zrozumie o co
chodzi. Mama definitywnie chciała mi coś powiedzieć, coś bardzo niedobrego, ale
nie mogła.
K: O co
chodzi?
Ke: Och
wilczku… tak bardzo chciałabym ci powiedzieć, wprost… ale nie mogę. Po prostu
nie mogę.
K: Czekaj… z tego,
co zrozumiałam… spotkam kogoś… i nie będę wiedziała, kto to… ale później się od
kogoś dowiem… i przez to się z kimś pokłócę. Bardzo pokłócę. A wszystko przez
tą pierwszą osobę. Dobrze to rozumiem?
Mama uśmiechnęła się lekko i otarła łzy
Ke: Wilczku
jesteś taka mądra…
M: Na nas już
czas – rzucił nagle patrząc gdzieś w przestrzeń i wstał.
Mama spojrzała na niego szybko i także wstała
Ke: Nie,
jeszcze nie!
M: Tak, już
czas – Mikeru uśmiechnął się szeroko i położył jej rękę na ramieniu –
Zapomniałaś, że tej nocy musimy odwiedzić kogoś jeszcze? – Powiedział z
figlarnym błyskiem w oku
Ke: Jak
mogłabym zapomnieć. – Uśmiechnęła się lekko, a Mikeru zachichotał
M: Ciekawe jak
zareaguje – Uśmiechnął się, a później spojrzała na mnie. Wstałam a on podszedł
do mnie i mnie przytulił.
M: Nie martw
się, to nie jest ostatnie spotkanie…
Po tych słowach puścił mnie, a wtedy wyściskała mnie
mama. Potem oboje odwrócili się i ruszyli w stronę czarnych drzwi. Gdy byli już
przy nich odwrócili się i uśmiechnęli się do mnie. Z powrotem narzucili na
głowę kaptury i zniknęli za drzwiami. Wtedy światło zgasło a w pomieszczeniu
zrobiło się przeraźliwie ciemno. Fotel, na którym siedziałam nagle znikł, a ja
upadłam na podłogę. Gwałtownie otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Dyszałam
ciężko, a po moim karku spływały kropelki potu. Byłam w swoim pokoju, który nie
zmienił się nawet w najmniejszym calu. Co jest? To był sen? Nie… to było… zbyt
realistycznie na sen. Więc… co się…
Ku: CO TO DO
JASNEJ CHOLERY BYŁO!!!??? - Wrzasnęła mi
w głowie tak, że aż podskoczyłam i jęknęłam cicho.
K: Kuro, do
cholery jasnej, nie drzyj się tak! – Warknęłam w myślach. Nagle coś sobie uświadomiłam. Głos Kuro był
jakby… przerażony. Skupiłam się i zamknęłam oczy. Po kilku sekundach znalazłam
się naprzeciwko Kuro. Ze wszystkich stron otaczała nas czerń pomieszana z
czerwienią. Ale mimo to wszystko było tutaj widać. Zobaczyłam Kuro siedzącą na
podłodze, skuloną i trzęsącą się. Trzymała się za głowę o oczy miała mocno
zaciśnięte
K: Co ci się
stało? O co chodzi? Ja wiem, że ten „sen” był niezwykły ale to nie powód…
Ku: Nie! Ty
nic nie rozumiesz! – Wrzasnęła wściekła i wstała. – Nigdy nic nie rozumiesz!
Jesteś tak naiwna i głupia że aż mi ciebie żal!
K: O co ci
znowu chodzi!? – Krzyknęłam marszcząc brwi
Ku: No jasne!
– Prychnęła z pogardą – Mimo że siedzę ci w głowie, mimo że jestem tylko
drobniutką cząstką ciebie to ty nawet nie jesteś w stanie zorientować się o co
mi chodzi! Wyjaśnij mi czemu ty jesteś tak cholernie słaba!? Z resztą nie
ważne! Mimo całej twojej głupoty myślę, że rozumiesz to że jeśli być umarła to
ja także zginę. No więc kiedy ty miałaś ten „sen” i gadałaś sobie z tamtą
dwójką to twoje ciało i umysły… były jak martwe! Tak jakby twój duch oczepił
się od ciała! Jakbyś użyła… - nagle urwała i zacisnęła wargi. Mimo jej
zawahania wiedziałam dokładnie o co jej chodziło
K: Jakbym
użyła zakazanej techniki… - szepnęłam do siebie cicho i mimowolnie zadrżałam –
Ale ja nie użyłam tej techniki wiesz o tym! Po za tym jak miałabym? I to w
takim celu!? Ja nawet nie wiem jak to było możliwe że rozmawiałam z kimś kto od
dawna nie żyje! Więc jak mogłabym wykorzystać do tego tę technikę!? Zresztą
nawet jakbym wiedziała jak do tego doszło to i tak nie mogłaby tego
wykorzystać! To ma leczyć zapomniałaś!? Po za tym nie można tego użyć na sobie
tylko na kimś innym! I to nie byle jakim! Wiesz dobrze że tej techniki można
użyć tylko na kimś bliskim dla użytkownika! Członku rodziny albo przyjacielu!
Po za tym ona nie bez powodu jest zakazana! Nikt kto użył tej techniki nie
wyszedł z tego cało! Albo umierał na miejscu, albo zapadał w śpiączkę z której
nigdy się już nie budził albo zamieniał się w warzywo jeśli wiesz o co mi
chodzi! – Wyrzuciłam to wszystko z siebie prawie na jednym oddechu. Jak Kuro
mogła myśleć że tego użyłam?! Nawet jakbym chciała to jestem na to za słaba! Po
za tym nigdy w życiu nie chcę być zmuszona do użycia tego! Jeśli bym musiała to
znaczyło by że któryś z moich przyjaciół byłby… na skraju śmierci.
Ku: Ja wcale
nie twierdzę, że tego użyłaś do cholery! – Warknęła z irytacją. – To wyglądało
tak jakbyś tego użyła! Tak jakbyś umarła! Jakby twoja dusza odłączyła się od
ciała!
K: Może… może
w jakiś sposób moja dusza przeniosą się do świata zmarłych czy coś takiego. Oni
mówili o jakiś zasadach więc to powie oni coś zrobili
Ku: Też tak
myślę – Zgodziła się ze mną. Później odwróciła się do mnie plecami i
skrzyżowała ręce. Po kilku sekundach odezwała się pogardliwym i jakimś
wyniosłym tonem – W każdym razie mam nadzieje, że więcej się nie pokażą. Niech
siedzą w świecie duchów gdzie ich miejsce, nie chcę drugi raz tego przeżywać.
Naprawdę dusze powinny mieć zakaz opuszczania swojego świata. Nikt nie chce
tutaj tej dwójki
Kuro spojrzała na mnie przez ramie i aż wzdrygnęła się
gdy zobaczyła jak na nią patrzę. Patrzyłam na nią lodowatym wzrokiem a moje
usta wykrzywiły się w wyrazie obrzydzenia samym jej widokiem. Słowa które przed chwilą wypowiedziała
sprawiły że poczułam do niej głęboką niechęć wręcz odrazę. Kuro zbyt późno
zorientowała się, że popełniła niewybaczalny błąd. Odwróciłam się na pięcie by
już na nią nie patrzeć i zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam byłam znów w swoim
pokoju. Wiedziałam że Kuro chce coś powiedzieć, ale ja ją odcięłam tak by nie
mogła nić powiedzieć. Wstałam z łóżka i spojrzałam w okno. Był już ranek. Bez
słowa ubrałam się i wyszłam z pokoju. Czas zacząć działać.
Pierwsza~! =3
OdpowiedzUsuńMama Kim i jeszcze Mikeru... Jak fajnie. *.*
Ale ta kłutnia z Kuro na końcu była taka... Bebe... :/ Niedobra.
"Tobi proponuje trujący gaz." Powiem ci, że to mnie rozbawiło. ^^
W każdym razie. Czekam na kolejną notkę (oby była szybciej niż ostatnio) i życzę duuuużo weny~! :*