INFO

W zakładce "zamówienia", którą znajdziecie po prawej stronie bloga, możecie składać zamówienia na wasze one-shoty, tak jak to do tej pory robiliście w komentarzach. Różnica będzie jedynie taka, że łatwiej będzie i nam i wam to wszystko ogarnąć i zobaczyć kto, co i ile zamawiał.
Wraz z waszymi zamówieniami powstanie w tamtym miejscu lista, na której będziecie mogli sprawdzić aktualny stan waszego zamówienia. Zachęcam do zaglądnięcia tam.

czwartek, 11 lipca 2013

052.Sen

Wszyscy rozsiedli się w salonie, a Pain stanął na środku. Gdy tylko oznajmił że musimy coś zrobić z zaistniałą sytuacją, każdy zaczął rzucać pomysłami, a jeden był głupszy od drugiego
Ki: Proponuję posłać na nich Godzillę!
Sa: A masz jakąś?
T: Tobi proponuje trujący gaz!
Se: A co powiecie na szarżę?
Ar: To może od razu się poddajmy!? – Warknęła do Senshiego który spojrzał na nią urażonym wzrokiem
Se: Ja przynajmniej mam jakiś pomysł! – Rzucił z wyrzutem w głosie
Ar: A znasz takie powiedzenie: Jak nie masz nic mądrego do powiedzenia to milcz!?
Se: Och, czepiasz się! Dlaczego z góry zakładasz, że mój pomysł jest do niczego?
Ar: Bo ja myślę realnie w porównaniu do ciebie! Kto normalny chce szarżować na wroga który ma zdecydowaną przewagę liczebną!
Już po chwili Arissa i Senshi kłócili się zaciekle. Pain spojrzał w sufit z cierpiętniczą miną i masując sobie skroń mruknął
P: Z kim ja muszę pracować…?
Nagle Arissa posłała Senshiego na ziemię mocnym kopniakiem po czym zwróciła się do Paina i oznajmiła
Ar: Proponuję aby najpierw spróbować rozwiązać wszystko dyplomatycznie. Zrobić rozpoznanie, spróbować jeszcze raz przemówić im do rozsądku. Jeśli to się nie uda wtedy pomyślimy dalej
P: Nareszcie jakiś sensowny pomysł!
Arissa uśmiechnęła się
Ar: Dziękuje

***


Leżałam na łóżku i gapiłam się w sufit rozmyślając nad tym wszystkim co się teraz dzieje. Nasz plan mieliśmy zacząć wcielać w życie dopiero jutro tak więc na razie mogłam spokojnie pomyśleć. Choć tak naprawdę nie wiedziałam co myśleć. Bałam się. Bałam się co wyniknie z tego wszystkiego. Nie chcę by ktoś został ranny lub co gorsza zginął. Tego bym nie wytrzymała. Mam tylko nadzieje, że wszystko skończy się dobrze. Jednak wszystko może się zdarzyć. W końcu to wojna!
Westchnęłam głęboko.
W końcu to przyznałam. Przedtem nie chciałam wypowiedzieć tego słowa, nie chciałam przyznać że to wojna. Ale… tak jest
Przewróciłam się na bok i westchnęłam. Muszę odpocząć.  Jutro czeka nas ciężki dzień. Zamknęłam oczy i powoli odpłynęłam w krainę Morfeusza. Nie wiedziałam jednak że tej nocy przyśni mi się najbardziej niesamowity sen jaki miałam do tej pory

***

Było ciemno. Bardzo ciemno. Nie widziałam kompletnie nic. Nagle oślepiło mnie przeraźliwe jasne światło. Jęknęłam cicho i dopiero po chwili otworzyłam oczy, gdy przyzwyczaiły się do światła. Zorientowałam się, że siedzę w miękkim zielonym fotelu, który stał na środku zupełnie pustego pomieszczenia.  Oprócz niego nie było ani jednego mebla. Ściany były pomalowane na intensywny szafirowy kolor. Kolor ten był jakoś dziwnie kojący. Naprzeciwko mnie znajdowały się duże czarne drzwi ozdobione srebrnymi znakami. Nagle zorientowałam się, że po obu stronach tych drzwi, na ziemi, siedzą dwie osoby.  Obie miały na głowach kaptury więc nie widziałam ich twarzy.  Nagle obie te osoby wstały. Ich płaszcze zafalowały mimo iż nie było wiatru. Czułam jakby bijące od nich ciepło. Po lewej bez wątpienia stał chłopak. Był ni wysoki ni niski, po prostu miał średni wzrost. Na sobie miał czerwony płaszcz. Po prawej stronie stała natomiast kobieta w długim białym płaszczu. Oboje zrobili kilka kroków w moją stronę i zatrzymali się. Kobieta spojrzała na swojego towarzysza i spytała
- Czy te kaptury naprawdę są konieczne?
Zmarszczyłam brwi. Znałam ten głos. Ale nie mogłam sobie przypomnieć do kogo należał. Czułam się tak jakby ktoś wymazał mi wszystkie wspomnienia. Wiedziałam że właścicielka tego głosy była dla bardzo ważną osobą, ale choć usilnie starałam sobie przypomnieć to po prostu nie mogłam. Chłopak zwrócił się do niej i powiedział ostrym tonem
- Wiesz jakie są zasady!
Przy głosie chłopaka miałam takie same odczucia. Wiedziałam że znam jego głos i że jego właściciel jest dla mnie kimś ważnym, ale nie miałam pojęcia kim.
- Wiem, ale… - Odezwała się kobieta. Odwróciła głowę i spojrzała na mnie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Gdy powiedziała następne słowa głos jej się trochę załamał – …to takie frustrujące! Ona nie wie kim jesteśmy! A przecież… powinna wiedzieć!
Chłopak podszedł do niej i położył jej rękę na ramieniu, a później odezwał się łagodniejszym głosem
- Wiem, czuję to samo, ale kto wie… może będziemy mogli zdjąć kaptury. Wszystko zależy od niej – Jego twarz zwróciła się w moją stronę
Oboje podeszli do mnie i stanęli przede mną, a chłopak spytał
- Wiesz kim jesteśmy?
Pokręciłam głową i spojrzałam na niego badawczo
K: Ale was znam. Wiem, że was znam. W dodatku wiem, że jesteście kimś bardzo ważnym dla mnie. Ale nie wiem kim! Chociaż staram się sobie przypomnieć to nie wiem!
Oboje spojrzeli na siebie, a chłopak odezwał się lekko rozbawionym głosem
- Widzisz? Jest lepiej niż się spodziewaliśmy
- Ale nadal…- Kobieta spojrzała na mnie i kucnęła tuż przede mną – Proszę cię Kim, przypomnij sobie. Na pewno wiesz kim jesteśmy. Wystarczy, że sobie przypomnisz.
Każde słowo kobiety pobudzało moje serce.  Nagle zachciało mi się płakać. Miałam ochotę rzucić się jej na szyję, przytulić się do niej i nigdy nie puszczać. I wtedy zrozumiałam. Przypominałam sobie wszystko. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na kobietę. Nie mogłam wyksztusić słowa, po prostu się w nią wpatrywałam. W końcu udało mi się wydusić jedno jedyne słowo
K: Mama…?
Widziałam uśmiech kobiety pod kapturem. Kiedy zaczęła się lekko trząść wiedziałam że płacze
- Pamiętasz… - Szepnęła i podniosła rękę do kaptura. Odrzuciła go a moim oczom ukazała się tak dobrze znana mi twarz. I te głębokie zielone oczy identyczne jak moje. Poczułam jak po moich policzkach spływają łzy ale nie przejmowałam się tym. Po prostu rzuciłam się jej na szyję i przytuliłam ze wszystkich sił.
K: Jakim cudem…?
Ke: Nie teraz kochanie. Jeszcze nie przypomniałaś sobie wszystkiego. – To mówiąc puściła mnie i spojrzała na chłopaka. – Pozostałeś jeszcze ty
Chłopak zachichotał i powiedział z lekką ironią
- Wiedziałem, że ciebie przypomni sobie pierwsze. W końcu jesteś jej matką, a ja…?
W uszach nadal dźwięczał mi śmiech tego chłopaka. Tyle razy go słyszałam i tyle razy śmiałam się razem z nim. Spojrzałam na chłopaka i drżącym głosem spytałam
K: Mikeru…?
Chłopak podskoczył do góry i zaklaskał radośnie. Podniósł rękę do góry i zrzucił kaptur. Moim oczom ukazał się wesoły czarnowłosy chłopak za którym tak bardzo tęskniłam. Uśmiechnął się do mnie szeroko i jeszcze raz podskoczył, a później przytulił mnie mocno
M: Fajnie cię widzieć.
Patrzyłam na to na mamę to na Mikeru nic nie rozumiejąc. Byłam szczęśliwa jak nigdy, że znów ich widzę, ale byłam kompletnie skołowana
K: Ale… jak to jest możliwe?
Ke: To nie jest ważne wilczku
Mimo woli uśmiechnęłam się. Gdy byłam mała mama przez przerwy mnie tak nazywała. To przywołało wiele wspomnień
Ke: Teraz ważne jest to że chcieliśmy ci coś powiedzieć. – Mama spojrzała na Mikeru a ten kiwnął głową i podszedł do nas. Machnął ręką i przede mną pojawiły się dwa krzesła. Oboje usiedli na nich, a Mikeru odezwał się
M: Posłuchaj Kim. Wiemy o wszystkim co się dzieje. Wiemy, że się boisz o życie przyjaciół, ale nie możesz teraz wątpić
Spojrzałam na niego nieco zaskoczona. To wszystko stawało się coraz bardziej dziwne. Oni wiedzieli o tym co się dzieje
Ke: Posłuchaj nas. Nie wolno ci teraz wątpić w siebie, ani w przyjaciół. Będzie ciężko, ale nie możesz się poddawać!
M: Musisz wierzyć, że wam się uda. Nawet jeśli coś się stanie… - jego głos zawahał się na ułamek sekundy, co zdecydowanie mi się nie spodobało. Miałam wrażenie, że oni wiedzą o czymś o czym się chcę mi powiedzieć – … to nie możesz się załamać. Nie możesz… szukać winnych
Ke: Będziesz zła… to co się stanie… gdy go spotkasz
Spojrzałam na nich zdezorientowana i spytałam
K: O czym wy mówicie?
Ke: Och, wilczku… - szepnęła. Wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać – Przez to wszystko… spotkasz kogoś… na początku… nie będziesz wiedziała, ze to on, ale później… och… będziesz zła, wściekła… że on… ci nie powiedział…
K: Ale na kogo? Będę zła na tego kogoś kogo spotkam? – Spytałam zdezorientowana. Mama pokręciła głową i zadrżała lekko
Ke: Nie… nie na niego… będziesz zła na…
Przerwał jej głośny syk jaki wydał z siebie Mikeru. Po chwili odezwał się łagodnym, ale stanowczym tonem
M: Nie możesz! Nie możesz jej tego powiedzieć! Wiesz jakie są zasady!
Ke: Wiem, ale… to będzie taki… taki ból… dla nich obojgu… on od razu rozpozna kto to… a później Kim też… i będzie tak zła… tak wściekła… ale nie można jej się dziwić… bo on… ukrywał prawdę… ale… - Spojrzała na mnie i złapała mnie za ręce. Jej oczy szkliły się od łez – Och, Kim! On to zrobił dla ciebie! Musiał… ukrywał prawdę dla ciebie… dla twojego dobra… nie możesz go za to znienawidzić… choć będziesz się tak czuła… i powiesz to… ale on to tylko… dla twojego dobra…
M: Wystarczy! Przestań! – Syknął
Ke: On tyko… on nie jest zły… oni obaj… on nie miał wyboru… a on… musiał to ukrywać… dlatego nie wiedziałaś… ale chyba powinnaś… bo wszystko co o nim wiesz… co się stało… to nie prawda… ale on musiał… Nie możesz winić…
M: Wystarczy! – Mikeru wstał i spojrzał na nią surowo. Ona skierowała swój wzrok na niego, a po jej policzkach spływały łzy
M: Wiem, że jest ci ciężko i że chciałabyś jej o wszystkim powiedzieć, ale posuwasz się za daleko!
Ke: Wiem Mikeru, poniosło mnie.  Ale… nie ma sposobu? Żeby jej to powiedzieć?
M: Dobrze wiesz, że nie. – Powiedział już łagodniejszym głosem i usiadł z powrotem – możemy dawać jej jedynie wskazówki .
Ke: Wiem, ale… przez to wszystko… oni się pokłócą… jak jeszcze nigdy… przez niego… och, sama już nie wiem co o nim myśleć!
M: Jakby nie patrzeć to wszystko jego wina – rzekł ponuro i spojrzał w ziemię
Ke: Nie! On nie miał wyboru! Musiał! Ale… przez niego… Boże ta kłótnia… będzie taka straszna… 
Patrzyłam na siedzące przede mną osoby nic nie rozumiejąc. Po kolei przenosiłam po nich wzrok i nie mogłam zrozumie o co chodzi. Mama definitywnie chciała mi coś powiedzieć, coś bardzo niedobrego, ale nie mogła.
K: O co chodzi?
Ke: Och wilczku… tak bardzo chciałabym ci powiedzieć, wprost… ale nie mogę. Po prostu nie mogę.
K: Czekaj… z tego, co zrozumiałam… spotkam kogoś… i nie będę wiedziała, kto to… ale później się od kogoś dowiem… i przez to się z kimś pokłócę. Bardzo pokłócę. A wszystko przez tą pierwszą osobę. Dobrze to rozumiem?
Mama uśmiechnęła się lekko i otarła łzy
Ke: Wilczku jesteś taka mądra…
M: Na nas już czas – rzucił nagle patrząc gdzieś w przestrzeń i wstał.
Mama spojrzała na niego szybko i także wstała
Ke: Nie, jeszcze nie!
M: Tak, już czas – Mikeru uśmiechnął się szeroko i położył jej rękę na ramieniu – Zapomniałaś, że tej nocy musimy odwiedzić kogoś jeszcze? – Powiedział z figlarnym błyskiem w oku
Ke: Jak mogłabym zapomnieć. – Uśmiechnęła się lekko, a Mikeru zachichotał
M: Ciekawe jak zareaguje – Uśmiechnął się, a później spojrzała na mnie. Wstałam a on podszedł do mnie i mnie przytulił.
M: Nie martw się, to nie jest ostatnie spotkanie…
Po tych słowach puścił mnie, a wtedy wyściskała mnie mama. Potem oboje odwrócili się i ruszyli w stronę czarnych drzwi. Gdy byli już przy nich odwrócili się i uśmiechnęli się do mnie. Z powrotem narzucili na głowę kaptury i zniknęli za drzwiami. Wtedy światło zgasło a w pomieszczeniu zrobiło się przeraźliwie ciemno. Fotel, na którym siedziałam nagle znikł, a ja upadłam na podłogę. Gwałtownie otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Dyszałam ciężko, a po moim karku spływały kropelki potu. Byłam w swoim pokoju, który nie zmienił się nawet w najmniejszym calu. Co jest? To był sen? Nie… to było… zbyt realistycznie na sen. Więc… co się…
Ku: CO TO DO JASNEJ CHOLERY BYŁO!!!??? -  Wrzasnęła mi w głowie tak, że aż podskoczyłam i jęknęłam cicho.
K: Kuro, do cholery jasnej, nie drzyj się tak! – Warknęłam w myślach.  Nagle coś sobie uświadomiłam. Głos Kuro był jakby… przerażony. Skupiłam się i zamknęłam oczy. Po kilku sekundach znalazłam się naprzeciwko Kuro. Ze wszystkich stron otaczała nas czerń pomieszana z czerwienią. Ale mimo to wszystko było tutaj widać. Zobaczyłam Kuro siedzącą na podłodze, skuloną i trzęsącą się. Trzymała się za głowę o oczy miała mocno zaciśnięte
K: Co ci się stało? O co chodzi? Ja wiem, że ten „sen” był niezwykły ale to nie powód…
Ku: Nie! Ty nic nie rozumiesz! – Wrzasnęła wściekła i wstała. – Nigdy nic nie rozumiesz! Jesteś tak naiwna i głupia że aż mi ciebie żal!
K: O co ci znowu chodzi!? – Krzyknęłam marszcząc brwi
Ku: No jasne! – Prychnęła z pogardą – Mimo że siedzę ci w głowie, mimo że jestem tylko drobniutką cząstką ciebie to ty nawet nie jesteś w stanie zorientować się o co mi chodzi! Wyjaśnij mi czemu ty jesteś tak cholernie słaba!? Z resztą nie ważne! Mimo całej twojej głupoty myślę, że rozumiesz to że jeśli być umarła to ja także zginę. No więc kiedy ty miałaś ten „sen” i gadałaś sobie z tamtą dwójką to twoje ciało i umysły… były jak martwe! Tak jakby twój duch oczepił się od ciała! Jakbyś użyła… - nagle urwała i zacisnęła wargi. Mimo jej zawahania wiedziałam dokładnie o co jej chodziło
K: Jakbym użyła zakazanej techniki… - szepnęłam do siebie cicho i mimowolnie zadrżałam – Ale ja nie użyłam tej techniki wiesz o tym! Po za tym jak miałabym? I to w takim celu!? Ja nawet nie wiem jak to było możliwe że rozmawiałam z kimś kto od dawna nie żyje! Więc jak mogłabym wykorzystać do tego tę technikę!? Zresztą nawet jakbym wiedziała jak do tego doszło to i tak nie mogłaby tego wykorzystać! To ma leczyć zapomniałaś!? Po za tym nie można tego użyć na sobie tylko na kimś innym! I to nie byle jakim! Wiesz dobrze że tej techniki można użyć tylko na kimś bliskim dla użytkownika! Członku rodziny albo przyjacielu! Po za tym ona nie bez powodu jest zakazana! Nikt kto użył tej techniki nie wyszedł z tego cało! Albo umierał na miejscu, albo zapadał w śpiączkę z której nigdy się już nie budził albo zamieniał się w warzywo jeśli wiesz o co mi chodzi! – Wyrzuciłam to wszystko z siebie prawie na jednym oddechu. Jak Kuro mogła myśleć że tego użyłam?! Nawet jakbym chciała to jestem na to za słaba! Po za tym nigdy w życiu nie chcę być zmuszona do użycia tego! Jeśli bym musiała to znaczyło by że któryś z moich przyjaciół byłby… na skraju śmierci.
Ku: Ja wcale nie twierdzę, że tego użyłaś do cholery! – Warknęła z irytacją. – To wyglądało tak jakbyś tego użyła! Tak jakbyś umarła! Jakby twoja dusza odłączyła się od ciała!        
K: Może… może w jakiś sposób moja dusza przeniosą się do świata zmarłych czy coś takiego. Oni mówili o jakiś zasadach więc to powie oni coś zrobili 
Ku: Też tak myślę – Zgodziła się ze mną. Później odwróciła się do mnie plecami i skrzyżowała ręce. Po kilku sekundach odezwała się pogardliwym i jakimś wyniosłym tonem – W każdym razie mam nadzieje, że więcej się nie pokażą. Niech siedzą w świecie duchów gdzie ich miejsce, nie chcę drugi raz tego przeżywać. Naprawdę dusze powinny mieć zakaz opuszczania swojego świata. Nikt nie chce tutaj tej dwójki

Kuro spojrzała na mnie przez ramie i aż wzdrygnęła się gdy zobaczyła jak na nią patrzę. Patrzyłam na nią lodowatym wzrokiem a moje usta wykrzywiły się w wyrazie obrzydzenia samym jej widokiem.  Słowa które przed chwilą wypowiedziała sprawiły że poczułam do niej głęboką niechęć wręcz odrazę. Kuro zbyt późno zorientowała się, że popełniła niewybaczalny błąd. Odwróciłam się na pięcie by już na nią nie patrzeć i zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam byłam znów w swoim pokoju. Wiedziałam że Kuro chce coś powiedzieć, ale ja ją odcięłam tak by nie mogła nić powiedzieć. Wstałam z łóżka i spojrzałam w okno. Był już ranek. Bez słowa ubrałam się i wyszłam z pokoju. Czas zacząć działać. 

1 komentarz:

  1. Pierwsza~! =3
    Mama Kim i jeszcze Mikeru... Jak fajnie. *.*
    Ale ta kłutnia z Kuro na końcu była taka... Bebe... :/ Niedobra.
    "Tobi proponuje trujący gaz." Powiem ci, że to mnie rozbawiło. ^^
    W każdym razie. Czekam na kolejną notkę (oby była szybciej niż ostatnio) i życzę duuuużo weny~! :*

    OdpowiedzUsuń