No cóż, po wykładzie jaki zrobiła nam wszystkim A-chan prawie wszystko się ułożyło. No właśnie - prawie... Z Peinem niby jestem pogodzona, ale odnoszę wrażenie, że ten facet po prostu nigdy się nie zmieni. Taki typ i już. Nie ważne jakbym się starała, on i tak ma to gdzieś.
Co prawda przestał mi wypominać, że go "zdradziłam" najpierw z Czarnym Panem, a później, o Jashinie, niby z Hidanem, ale jego zachowanie w stosunku do mnie było tak chłodne, że czasami miałam ochotę po prostu wyjść i trzasnąć drzwiami. Niestety lider to lider i nie wypada mi się tak zachować w stosunku do niego.
Na szczęście Kim i Hidanowi ułożyło się o wiele lepiej niż mi i Peinowi. Są razem szczęśliwi. Jedynie Kakuzu nie jest zadowolony, ale się przyzwyczai. Kiedyś. Może. No dobra, nie przyzwyczai się, ale to szczegół.
Zmierzałam właśnie w stronę gabinetu lidera. Gdy stałam już przed drzwiami zawahałam się przez chwilę, po czym jednak śmiało weszłam do pomieszczenia.
Facet nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem i zaczął mówić nienaturalnie chłodnym tonem, nawet jak na niego.
P: Idziesz na misje z Sasori'm - oznajmił.
Dopiero teraz zauważyłam, że w pokoju był też czerwono-włosy. Chyba dopiero po raz drugi widzę go... Na żywo? W każdym razie nie był w tej swojej kukle i był chyba jedynym facetem w Akatsuki, któremu mogłam spojrzeć w oczy nie zadzierając głowy do góry przy okazji stawając na palcach -,-. Tak, w porównaniu do takiego Peina Sasori był bardzo niski, co osobiście mi nie przeszkadzało, bo w Akatsuki to ja zawsze jestem "liliputem" jak to mnie pięknie Kisame nazwał.
Jednak moją uwagę najbardziej przykuło to, że Sasori był człowiekiem! Nie kukłą posiadającą jedynie serce, które tak na marginesie musiało być chyba z żelaza, bo nasz skorpion jakoś nigdy nie okazywał ludzkich uczuć.
Chłopak z tego faktu, że znowu jest skazany na starzenie się, jakoś nie rozpaczał. Plan A-chan jednak zakładał, że Sasori popadnie w depresje czy coś, ale nie wyszło. Chłopak w ogóle się tym nie przejął.
A tak w ogóle, nikt nie ma pojęcia jak A-chan zmieniła Sasora w człowieka, a ja wolę raczej nie wnikać...
Dopiero po chwili zorientowałam się, że Pein jak i Sasori patrzą się na mnie jakoś dziwnie. Oł maj gad, chyba odpłynęłam w nieodpowiednim momencie... x.x
Sh: Co się tak patrzycie? - spytałam udając, że nie widzę nic dziwnego w moim zachowaniu.
P: Nie ważne - jego ton doprowadzał mnie do szału. - Możecie już iść.
Wraz z Sasorim opóściłam gabinet lidera.
Sa: Za dziesięć minut przy wyjściu. Nie spóźnij się - powiedział nagle Sasori obojętnym tonem i skręcił w inny korytarz.
Westchnęłam tylko i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam kunai'e, shuriken'y, senbon i kilka zwoi z potrzebnymi przyrządami medycznymi, po czym weszłam do łazienki, żeby się przebrać. Nałożyłam dżinsowe szorty, czarną bokserkę, w tym samym kolorze zakolanówki i botki na wysokich obcasach. Gdy wyszłam z łazienki zarzuciłam na siebie płaszcz Akatsuki i ruszyłam w stronę wyjścia.
Sasori już na mnie czekał i ku mojemu zdziwieniu nadal nie był w swojej kukle.
Sa: Spóźniłaś się - warknął zniecierpliwiony.
Zignorowałam ten komentarz i zapytałam:
Sh: A gdzie Hiruko zgubiłeś?
Sa: Spytaj brata - chłopak zdenerwował się jeszcze bardziej, więc postanowiłam nie ciągnąć tematu.
Cudem udało mi się dowiedzieć jaką w ogóle mamy misję. Mieliśmy zabić przywódcę jakiegoś gangu w Taki-gakure, za którego wyznaczona była spora suma, więc musiał być silny. Gdy przyglądałam się jego fotografii Sasori przerwał ciszę, która trwała od jakiejś godziny.
Sa: Jak tam z Hidanem? - jego głos o dziwno nie był obojętny. Był po prostu szyderczy.
Sh: Nic mnie z Hidanem nie łączy, nie łączyło i nie będzie łączyć, zrozumiałeś?! - warknęłam z trudem powstrzymując się, żeby nie rzucić się na chłopaka.
Sa: Lider ci się znudził, to za Hidana się wzięłaś - zadrwił. - Kto następny? Może... - zrobil udawaną pauzę - Itachi? - uśmiechnął się kpiąco.
Starałam się go ignorować, w końcu to tylko Sasori.
Sa: Skoro zabrałaś faceta Kim, to możesz zabrać też A-chan zwłaszcza, że ona zniszczyła twój związek z liderem.
Po tych słowach zatrzymałam się nagle, ale Sasori szedł dalej najwyraźniej z siebie zadowolony.
Sh: Co masz na myśli?! - krzyknęłam nadal nie ruszając się z miejsca.
Chłopak zignorował mnie, więc podbiegłam do niego i pociągnęłam za rękę tak, że odwrócił się w moją strone, po czym spojrzałam mu prosto w oczy.
Jego wzrok jak zwykle był obojętny... Tak samo obojętny jak wzrok Peina...
Sa: Nie mów, że tego nie zauważyłaś - odrzekł wyrywając rękę z mojego uścisku.
Sh: Niby czego? - warknęłam.
Sa: A-chan przystawia się do lidera. A jak myślisz, co ona tak długo robiła sam na sam z liderem w jego gabinecie? Spędzała z nim więcej czasu niż ty... - chciał coś jeszcze powiedzieć, ale mu przerwałam.
Sh: Przestań pierdolić! A-chan jest moją przyjaciółką i nigdy by mi czegoś takiego nie zrobiła! - poczułam, że w oczach zbierają mi się łzy.
Sa: Naprawdę? A to nie ona przypadkiem powiedziała liderowi, że przespałaś się z Czarnym Panem, czym zniszczyła wasz związek?
Sh: To już przeszłość i nie mam jej tego za złe. Wiem, że wcale nie chciała mnie skrzywdzić. Po prostu ją poniosło! Mnie też często ponosi i wiem jak to jest! - odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Sasori uśmiechnął się kpiąco.
Sa: No ciebie to chyba bardzo często ponosi. - Spojrzałam na niego zdziwiona. - Zaliczyłaś trzech facetów w tak krótkim czasie, a to z siebie robisz wielką poszkodowaną... Nie ładnie.
Sh: Zamknij się! Nie wiesz jak było na prawdę! - czułam, że jestem już bardzo bliska płaczu.
Sa: W takim razie wcale nie spałaś z liderem, Czarnym Panem i Hidanem? - zapytał złośliwie.
Sh: Już ci mówiłam! Nic nie zaszło między mną a Hidanem i on ci to też potwierdzi! - krzyknęłam.
Sa: Ale co do reszty zaprzeczyć nie możesz, prawda? - zaśmiał się krótko. - No, to opowiedz mi teraz, jak źle się czujesz po tym jak lider cię potraktował. - widać było, że ta rozmowa sprawia mu wielką przyjemność - Wiesz co? Ja to na miejscu lidera wyrzuciłbym cię z Akatsuki bez zbędnego pierdolenia się. On cię trzyma chyba tylko z litości. Kto wie co strzeliłoby do głowy takiej gówniarze jak ty. A gdybyś sobie krzywdę zrobiła to lider miałby na karku twoje przyjaciółeczki i braciszka...
Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ja już nie wytrzymałam. Pobiegłam przed siebie i dopiero gdy uznałam, że jestem wystarczająco daleko usiadłam pod drzewem i rozpłakałam się na dobre.
Sasori miał rację. Miał tą pieprzoną rację, a ja nie mogłam nic z tym zrobić! Płakałam tak z dobrą godzinę. Miałam nadzieję, ze Sasori poszedł sam do Taki-gakure, że zostawił mnie w spokoju, ale nie. Nagle pojawił się przede mną z obojętnością wymalowaną na twarzy.
Sa: Mamy misję do wykonania - powiedział.
Zignorowałam go. Nie miałam siły na jakąkolwiek rozmowę z nim. Siedziałam tak z kolanami podkulonymi pod brodę i płakałam nie zwracając uwagi na to, że pokazuję moje słabości przed kimś takim jak... Sasori.
Chłopak zrezygnowany usiadł pod drzewem na przeciwko i przez dłuższy czas nie słychać było nic, poza moim cichym łkaniem.
Dlaczego ten idiota musi mieć rację?! To nie ja jestem tu poszkodowana tylko Pein... To ja go skrzywdziłam, a robię z siebie jakąś ofiarę.
Moje rozmyślania przerwał Sasori, który kucnął przede mną opierając się rękami o moje kolana. Spojrzał mi w oczy i powiedział:
Sa: Ogarnij się w końcu i przestań ryczeć. Myślałem, że jesteś bardziej dojrzała. Kobieta, która może mieć każdego faceta zachowuje się jak jakaś gówniara z burzą hormonów.
Nie wiedziałam do czego zmierza, więc nie przerywałam mu.
Sa: Jesteś piękną, młodą kobietą. Popełniasz błędy, jak każdy, ale ty sobie możesz na to pozwolić. Owinęłaś sobie w okół palca lidera Akatsuki i nawet samego Czarnego Pana, a nie potrafisz sobie poradzić ze zwykłą krytyką.
Sh: Dla..dlaczego mi to mówisz? Po tym.. co mówiłeś wcześniej.. to jakoś nie ma sensu - powiedziałam łkając.
Chłopak wydawał się być lekko zmieszany, ale już po chwili na jego twarz znowu powróciła obojętność.
Sa: Po prostu uznałem, że nie lubię patrzeć jak płaczesz.
Byłam tak zszokowana, że nie jestem nawet w stanie tego opisać. Akasuna no Sasori, facet bez uczuć, powiedział mi coś takiego? Przez chwilę myślałam nawet, że mam jakieś halucynacje, ale Sasori kontunował swoją wypowiedź, więc tą opcję mogłam wykluczyć.
Sa: Najpierw uznałem, że znęcanie się nad tobą będzie dobrą zabawą, ale... okazało się... że wcale mnie to nie bawi...
Mimo tego, że chłopak po prostu nie potrafił mówić o swoich uczuciach, a tym bardziej przeprosić, poczułam nieodpartą chęć przytulenia go.
Już po chwili zrobiłam tak jak zamierzałam. Sasori wydawał się być calkowicie zbity z pantałyku.
Sh: Sasori...
Sa: Hm?
Sh: Przytul mnie...
Chłopaka normalnie zatkało, ale zrobił to, o co prosiłam. Przytulił mnie mocno do siebie i zaczął głaskać dłonią po włosach.
Sama nie wiem co mi strzeliło do głowy. Już i tak miałam niezbyt dobrą opinię w Akatsuki to jeszcze bardziej się wkopałam. Ale Sasori.. on był teraz taki słodki... I dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że jest na prawdę przystojny...
Po jakimś czasie odkleiłam się od Akasuny i spojrzałam na niego zmieszana.
Sh: Przepraszam...
Sasori tylko spojrzał na mnie obojętnie (no i skończył się dzień dobroci Akasuny) i rzekł:
Sa: Musimy już isć. Jesteśmy prawie na miejscu, a ja nie lubię długo czekać.
Westchnęłam zrezygnowana, wstałam i ruszyłam za chłopakiem.
Miałam wrażenie, że Sasori żałuje swojej chwili słabości, bo unikał ze mną jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego.
Wieczorem dotarliśmy do Taki-gakure. Najpierw musieliśmy popytać ludzi o faceta z forografii, którego mieliśmy załatwić, ale nikt nie chciał patrzeć na to zdjęcie dłużej niż sekundę, dlatego postanowiliśmy udać się do baru. Jakiś pijak na pewno się wygada.
Sa: Może wykorzystasz swoją urodę, żeby się czegoś dowiedzieć? Sądzę, że z facetami pójdzie ci wtedy łatwiej - rzucił niby od niechcenia Akasuna.
Sh: Daruj sobie - ucięłam i wkroczyłam do baru, a zaraz za mną Sasori.
Rozejrzałam się dookoła. W barze było pełno obleśnych pijaków. Wszyscy darli się głośno wymachując kuflami z piwem. Niektórzy bili się lub chamsko podrywali tutejsze "dziewczyny lekkich obyczajów".
Miałam ochotę stamtąd wyjść, ale Sasori popchnął mnie lekko wgłąb baru. Trzymając się bardzo blisko Akasuny podeszłam do lady.
Stary, obleśny barman spojrzał na mnie z pożądaniem o oczach. Sasori to zauważył i szepnął mi do ucha:
Sa: Zapnij łaskawie płaszcz, już nie jesteśmy sami...
Zarumieniłam się lekko, ale zrobiłam co mi kazał, a wyraz twarzy barmana w szybkim tempie zmienił się na złośliwy.
B(arman): Co podać? - rzucił od niechcenia.
Sa: Znasz tego gościa? - pokazał facetowi fotografię.
B: Może - odrzekł barman.
Nagle spojrzenia większości tutejszych pijaków zwróciły się w naszą stronę.
Sa: Gadaj, znasz go czy nie? - głos Sasoriego był tak spokojny, że aż barman się zmieszał.
B: Nic ci nie powiem! Wypad z mojego baru! - wykrzyczał zdenerwowany.
Miałam dość tych natrętnych spojrzeń pijaków, więc chcąc to szybciej załatwić chwyciłam barmana za koszulę i pociągnęłam tak mocno, że wyleciał zza lady i wylądował pod moimi nogami. Potem udeżyłam lekko dłonią w ladę, która rozpadła się na kawałeczki. Ma się tą siłę ^^. Barman przeraził się i kuląc się pode mną wybełkotał:
B: Powiem wam... Powiem... Ale nie tu...
Nie slysząc żadnych sprzeciwów barman podniósł się z ziemi i ruszyl w stronę zaplecza, a my za nim.
Facet zamknął za nami drzwi i zapytał:
B: To co dokładnie chcecie wiedzieć?
Sa: Gdzie możemy znaleźć tego faceta?
Barman nagle zaczął się śmiać histerycznie, a ja z Sasorim patrzyliśmy na niego jak na debila.
B: Darujcie sobie! Jeśli sam Gurou was do siebie nie prosi, to jeśli wam życie miłe, nie idźcie do niego.
Sasori prychnął lekceważąco.
Sa: Gadaj gdzie możemy go znaleźć, bo nie mam czasu.
Barman uśmiechnął się obleśnie.
B: To będzie kosztować... - zaczął się do mnie niebezpiecznie zbliżać.
Nagle Sasori stanął między mną a barmanem i warknął:
Sa: Nie dotykaj jej.
B: Chcesz te informacje czy nie?!
Sasori uderzył barmana tak mocno, że ten odleciał na drugi koniec zaplecza i uderzył o skrzynki z piwem przy okazji przewracając je i rozbijając butelki z alkoholem.
Sa: Mów gdzie, do cholery, jest ten cały Gurou, bo jak nie, to cię zabiję - jego spokojny ton zaczął mnie normalnie podniecać.
Shiru! O czym ty do cholery myślisz?! Głupia!, skarciłam się w myślach, ale mimo to przytuliłam się do Sasoriego.
Wyczułam, że chłopak mimo spokojnego tonu był zdenerwowany.
Barman chyba w końcu zrozumiał, że ma do czynienia z wykwalifikowanym mordercą, bo odpowiedział na pytanie Akasuny.
B: Pan Gurou urzęduje w wielkim zielonym budynku w północno-zachodniej części wioski - powiedział po czym usiłował się podnieść, ale Sasori najwidoczniej złamał mu żebra.
Akasuna wyjął kunaia nasączonego trucizną i rzucił w przerażonego barmana, który już po chwili zaczął krzyczeć w agonii.
Sa: Idziemy Shiru.
Puściłam go i wyszłam z zaplecza, a chłopak za mną. Ludzie w barze patrzyli się na nas w ciszy. Byłam lekko zmieszana jak ci pijacy zaczęli się do mnie zbliżać, ale na szczęście Sasori złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą do wyjścia.
Na dworze było całkowicie ciemno, a w tej dzielnicy Taki-gakure nie paliła się nawet żadna latarnia. Byłam zmęczona i Sasori chyba to zauważył.
Sa: Chodź, poszukamy jakiegoś hotelu.
Zgodziłam się bez sprzeciwów.
Gdy byliśmy już w hotelu poszłam się szybko wykąpać. Po skończonej kąpieli dopiero mnie olśniło, że nie mam ze sobą piżamy! Ta, moja inteligencja czasami mnie zadziwia... Zrezygnowana owinęłam się ręcznikiem i niechętnie wyszłam z łazienki. Na nieszczęście dzieliłam pokój z Sasorim, bo nie było wolnych dwóch jednoosobowych...
Akasuna siedział na kanapie i oglądał telewizję.
Sh: Umm.. Sasori... - zrobiłam się cała czerwona. Dlaczego zawsze muszę robić z siebie debilkę przed facetem?
Chłopak spojrzał na mnie, ale wyraz jego twarzy nadal został obojętny.
Sa: Shiru daj spokój, na prawdę jesteś aż tak niewyżyta seksualnie?
Jashinie, jak mnie ten facet wkurza!
Sh: Nie o to mi chodzi, do cholery! Zapomniałam piżamy! - dopiero po chwili dotarło do mnie, jak żałośnie to zabrzmiało.
Sa: To co ja ci na to poradzę?
Zaczynałam się zastanawiać serio czy Akasuna ma jakiekolwiek uczucia... A przynajmniej czy posiadał typowo męskie odruchy...
Zdenerwowana wróciłam do łazienki trzaskając przy tym drzwiami. W sumie... miał racje, a ja zrobiłam z siebie kretynkę jakich mało. Po chwili zastanowienia do mojej mądrej główki wpadł pomysł, żeby po prostu spać w bieliźnie -,-. Akasuny i tak to nie ruszy. Mogłabym wparadować do pokoju nago, a on by to olał, więc co mi zależy.
Nałożyłam na siebie czarną bieliznę i weszłam do pokoju przy okazji znowu strzelając buraka.
Sh: Nienawidzę cię - powiedziałam kładąc się do łóżka i przykrywając kołdrą.
Sa: A w nocy wpakujesz mi się do łóżka.
Chciałam mu się jakoś odgryźć, ale wszedł do łazienki.
Gdy wyszedł z łazienki miał na sobie tylko czarne dresy - ten przynajmniej pomyślał o piżamie -,-. Zgasił światło i położył się do drugiego łóżka.
Przez pół nocy przewracałam się z boku na bok nie mogąc zasnąć. W końcu wydałam z siebie bliżej niezidentyfikowany odgłos.
Sa: Daj człowiekowi spać, kobieto - wybełkotał Sasori zaspanym głosem.
Sh: Nieeee mogę zasnąć!
Sa: Ale ty jesteś nieznośna...
Sh: A ty wkurzający!
Sa: Normalnie nie wierzę, że to powiem... Chodź do mnie kobieto i nie jęcz.
Chciałabym, żeby była tu A-chan, albo Kim i, żeby któraś z nich walnęła mnie teraz mocno w głowę i wydarła się na mnie, że mam chore pomysły. Ale nie, najlepiej zostawić mnie samą! Z moją popierdoloną psychiką.
Bez żadnego sprzeciwu szybko przeniosłam się do łóżka Sasoriego ten jednak odwrócił się do mnie tyłem i usiłował zasnąć.
Szturchnęłam go mocno.
Sa: Czego ty chcesz? Może mam cię jeszcze przytulić? - powiedział sarkastycznie, ale widząc moją minę westchnął i przytulił mnie.
Sa: Mówiłem, że wpakujesz mi się do łóżka...
Wtuliłam się w jego umięśniony tors i odpowiedziałam:
Sh: Ale nie powiesz, że ci to przeszkadza.
Sa: Jesteś nieznośna...
Sh: Odezwał się...
Po jakimś czasie udało mi się zasnąć i miałam dosyć dziwny sen...
Byłam w siedzibie, a przede mną stali Deidara, A-chan, Kim i Hoshi. Mieli miny, jakby mnie nienawidzili. Czułam niemiłe kłucie w żołądku.
A: Mało ci jeszcze?! - krzyczała na mnie.
K: Najpierw Pein, potem Czarny Pan, Hidan, a teraz jeszcze Sasori?! - pierwszy raz w życiu widziałam Kim tak wściekłą.
D: Nie jesteś już moją siostrą, nie chcę się przyznawać do kogoś takiego jak ty! - teraz poczułam, że w moich oczach zbierają się łzy.
H: Jesteś nic nie wartym śmieciem!
I nagle obudziłam się cała zapłakana. Serce biło mi nienaturalnie szybko. Odgarnęłam grzywkę dłonią i starałam się uspokoić. To tylko sen... Tylko sen, który może stać się rzeczywistością...
Przetarłam oczy dłońmi i rozejrzałam się po pokoju. Było już jasno, do pokoju wpadały promienie słoneczne.
Sa: A tobie co? - zapytał znudzony.
Dopiero zauważyłam, że Sasori siedział na kanapie już ubrany i przyglądał się mi obojętnie.
Sh: Miałam zły sen...
Sa: Śniło ci się, że Kisame cie zgwałcił? - zakpił.
Sh: To nie jest śmieszne Akasuna! - krzyknęłam po czym szybko wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i ubrałam się.
Gdy weszłam do pokoju Sasori się nie odezwał.
Przemierzaliśmy w milczeniu zatłoczone uliczki Taki-gakure próbując przedostać się do północno-zachodniej części wioski. Nagle wśród tłumu ujrzałam dwa płaszcze Akatsuki. Sasori widocznie też bo ruszyliśmy w tamtym kierunku.
Sh: Itachi, Pein co w tu robicie? - spytałam spokojnie, ale na widok lidera pobladłam. Jeśli Sasori mu powie...
I: Szukamy was - odpowiedział.
Sh: Ale... dlaczego? Przecież mamy misję do wykonania... - byłam całkowicie zbita z pantałyku.
Sa: Liderze, czyżby chodziło o... - specjalnie nie dokończył zdania.
P: Tak - odpowiedział bez żadnych emocji.
Cała trójka Itachi, Pein i Sasori spojrzeli na siebie znacząco. Czyżby wiedzieli o czymś, o czym ja nie wiem? I najwidoczniej wcale nie chcieli mnie olśnić.
Sh: O co chodzi? - spytałam lekko zdenerwowana.
P: Nie twoja sprawa.
Sh: Właśnie, że moja! - lider zaczynał mnie coraz bardziej denerwować. - Sasori - spojrzałam na Akasunę - powiedz mi o co chodzi!
Sa: Jeśli lider uznał, że to nie twoja sprawa, to nie mogę ci powiedzieć - odpowiedział beznamiętnie nawet na mnie nie patrząc.
Sh: Itachi? - spytałam z nadzieją w głosie.
Brunet tylko pokręcił głową. Westchnęłam zrezygnowana. Oni coś knują, a ja nie mam pojęcia co. Lider i Itachi przerywają misję moją i Sasoriego i nawet nie raczą mi wyjaśnić o co chodzi.
Znowu wymienili porozumiewawcze spojrzenia po czym Pein powiedział:
P: Shiru idzie ze mną, a wy wiecie co macie robić - widać było, że nie jest zbytnio zadowolony za to ja cieszyłam się w duchu jak jakaś głupia wariatka, chociaż wiedziałam, że to nie ma sensu.
Ruszyłam za Peinem w stronę wyjścia z Taki-gakure. Gdy minęliśmy bramę nie wytrzymałam ciszy, jaka między nami była, chociaż wcześniej obiecałam sobie, że się pierwsza nie odezwę...
Sh: I będziesz mnie tak po prostu ignorować? - spytałam rozdrażniona.
P: Nie ignoruję cię - odpowiedział chłodno, ale nawet na mnie nie spojrzał.
Sh: No nie, w ogóle!
P: A czego ty ode mnie, do cholery, oczekujesz? Nie mam o czym z tobą rozmawiać - wyczuwałam lekką irytację w jego głosie, mimo że starał się nad sobą panować.
Sh: A ja sądzę, że powinniśmy sobie sporo wyjaśnić - nie dawałam za wygraną.
P: Wszystko co mieliśmy wyjaśnić już wyjaśniliśmy.
Teraz już nie wytrzymałam.
Sh: Przestań zgrywać takiego opanowanego! Powiedz mi po prostu w twarz, że jestem dziwką, że mnie nienawidzisz, że najchętniej byś mnie wywalił z Akatsuki, albo zabił! Po prostu to powiedz, bo dłużej nie wytrzymam! Jestem na skraju załamania newrowego, bo cały czas myślę, że może jakimś cudem mam jeszcze u ciebie szansę, a ty mnie po prostu zbywasz! - z jakiegoś dziwnego powodu nie rozpłakałam się. Byłam tak zdeterminowana i wściekła, że nie panowałam już nad sobą.
Pein zatrzymał się i spojrzał na mnie obojętnie.
P: Jak ci to powiem, to dasz mi spokój? - mówił to tak, jakby był po prostu znudzony.
Spojrzałam mu zrozpaczona w oczy. Nie miałam u niego już żadnych szans... Może zwyczajnie do siebie nie pasowaliśmy.
Chłopak westchnął tylko.
P: Zgrywasz silną, ale gdybym ci to teraz powiedział, to pobiegłabyś z płaczem.
Sh: Ty tego nie zrozumiesz... A-chan miała rację co do ciebie... - głos mi się załamał.
P: Może i tego nie zrozumiem, ale dobrze mi z tym - uciął i ruszył dalej.
Ja chcąc czy nie chcąc poszłam za nim, resztkami sił próbując się nie rozpłakać.
Szliśmy tak z pół godziny przez las, aż w końcu Pein zatrzymał się nagle, a ja na niego wpadłam po czym wywaliłam się na ziemię.
Sh: Mógłbyś chociaż ostrzec... - jęknęłam i podniosłam się na nogi.
Staliśmy przed jakąś małą jaskinią.
P: Ty tu zostajesz i czekasz, aż ktoś z nas po ciebie przyjdzie - powiedział i już chciał odejść, ale złapałam go za rękę.
Sh: Czekaj, czekaj... Że co niby?! Dlaczego mam tu zostać?! - byłam totalnie oburzona.
P: Bo ja tak mówię.
Sh: Wyjaśnisz mi chociaż o co chodzi? - spróbowałam łagodniej żeby go nie zdenerwować.
P: Nie.
Sh: Jak mi nie powiesz, to będę krzyczeć! - to była moja ostatnia deska ratunku.
Już nabrałam powietrza w płuca i miałam zacząć krzyczeć, ale Pein zakrył mi usta dłonią.
P: Zamknij się łaskawie, bo mimo wszystko robię to dla twojego dobra - powiedział już nieźle wkurzony.
Uspokoiłam się trochę, a kiedy Pein uznał, że porzuciłam mój zamiar krzyczenia, puścił mnie.
Sh: Jak to dla mojego dobra?
P: Słuchaj mnie teraz uważnie - widząc moje ciekawskie spojrzenie westchnął tylko i kontynouował - Popełniłem pewien... błąd... przez który wmieszałem cię w coś bardzo niebezpiecznego. Ta misja z Sasorim od samego początku była zaplanowana. Sasori miał cię tam zaprowadzić... A zresztą, szkoda gadać. Masz po prostu tu zostać - miał juz zamiar skończyć, ale nie dałam mu takiej szansy.
Sh: Jak już zacząłeś to łaskawie dokończ - w moim głosie nie było slychać ani trochę złości, chociaż lider chyba spodziewał się, że będę wściekła.
P: Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to proszę! Spodobałaś się temu całemu Gurou i zapłacił mi za ciebie sporo pieniędzy, a Sasori miał cię do niego zaprowadzić! Muszę się tym typem teraz zająć, żeby cię chronić, przez moją głupotę! - sama nie wierzyłam w to co usłyszałam. Kolana zaczęły się pode mną uginać.
Sh: Sprzedałeś mnie? - spytałam ledwno dosłyszalnie.
P: Teraz jak tak to ujęłaś, to to brzmi beznadziejnie...
Sh: No co ty nie powiesz! Na prawdę?! Na prawdę tylko teraz to brzmi beznadziejnie?! Jak mogłeś! - z moich oczu popłynęły łzy. - Ja.. ja rozumiem, że cię zraniłam, ale... jak mogłeś mi to zrobić... - mówiłam dławiąc się łzami.
Pein widocznie sam nie wiedział co ma w takiej sytuacji zrobić. Stał gapiąc się na mnie jak jakiś idiota, aż w końcu się przełamał.
P: Shiru ja... przepraszam. Po prostu.. przepraszam... - i zniknął.
Weszłam do jaskini i usiadłam podkulając kolana pod brodę. Jak on do cholery mógł zrobić coś takiego? Ja wiedziałam, że jest zły, że nie ma uczuć, ale że aż tak?
Siedziałam tak jakiś czas, aż w końcu wyczułam czyjąś obecność w pobliżu. Miałam dziwne przeczucie, że to nie jest Pein... Wstałam szybko i przyjęłam pozycję obronną. Zza drzew wyłoniło się dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn. Jeden z nich miał długie czarne włosy i dużą bliznę na policzku, a drugi był blondynem z tatuażem na ręce. Wyglądali na poważnych przeciwników.
F1(facet pierwszy): Hahaha, to ta mała dziewczynka jest w Akatsuki? Ta organizacja schodzi na psy, skoro przyjmują takie małolaty! - zakpił.
F2: Ale niezła sztuka, sam bym ją chętnie puknął - uśmiechnął się obleśnie.
F1: Może zanim zabierzemy ją do pana Gurou to się trochę zabawimy? - teraz oboje się zaśmiali i ruszyli w moim kierunku.
Szybko wyjęłam jedną z moich figurek w kształcie motylka i rzuciłam nią w przeciwników.
Sh: Katsu! - motylki wybuchły, a ja wykorzystując sytuację schowałam się za drzewem.
Wyjęłam pare zatrutych senbon i czekałam, aż dym opadnie. Nagle blondyn pojawił się obok mnie i zamachnął się kataną, ale ja się schyliłam więc uderzył w drzewo.
Szybko kopnęłam go w czułe miejsce po czym wbiłam mu senbon w klatkę piersiową. Trucizna w błyskawicznym tempie zaczęła rozchodzić się po ciele. Facet upadł na ziemię. Jeszcze tylko jeden. Ale gdzie on jest. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam czarnowłosego jak wykonuje pieczęci, a w moim kierunku poleciała wielka kula ognia. Uformowałam z dłoni pieczeć i stworzyłam dookoła siebie elektryczną barierę.
Nagle nie wiedząc jakim cudem blondyn, który miał już leżeć martwy zadał mi cios pięścią w brzuch. Odleciałam na kilka metrów i uderzyłam w drzewo. Z moich ust popłynęła stóżka krwi.
Jakim cudem ten facet jeszcze żyje?! Trucizna była tak silna, że powinien umrzeć w ciągu trzech minut!
Szybko podniosłam się z ziemi i odskoczyłam, bo w moim kierunku poleciały kunaie z wybuchowymi notkami.
Ci goście zaczynali mnie denerwować i nie pozostawili mi wyboru. Uaktywniłam moje wektory (niewidzialne dłonie zdolne przeciąć wszystko. Sięgają 30metrów, a posiadam ich 50). Obiecałam sobie, że będę ich używać tylko w ostateczności, ale biorąc pod uwagę mój stan psychiczny po rozmowie z Peinem - to była właśnie taka sytuacja.
Złapałam wektorami obu facetów i uniosłam ich w górę. Wydawali się być zdezorientowani i przerażeni. Wyrywali się, ale to na nic się nie zdało. Już miałam zgnieść ich jak robaki, gdy ktoś mi przerwał, a dokładniej...
P: Shiru, uspokój się - złapał mnie od tyłu, tak żebym nie mogła się ruszyć.
Czy ten debil nie wie, że kiedy używam wektorów tracę panowanie nad sobą?! Mogę mu zrobić krzywdę!
Resztkami sił starałam się zatrzymać zdrowy rozsądek, chociaż moja psychopatyczna część umysłu, która ujawniała się zaraz po uaktywnieniu wektorów, podpowiadała mi, że mam zabić lidera natychmiast.
Sh: Pein... zostaw mnie - powiedziałam ledwo nad sobą panując.
P: Uspokój się, póki jeszcze się kontrolujesz - nadal mówił spokojnie.
I stało się. Zacisnęłam niewidzialne dłonie na dwóch mężczyznach tym samym przepoławiając ich na pół. Krew rozbryznęła się na wszystkie strony, ochlapując przy okazji mnie i Peina.
Poczułam nieodpartą chęć mordu. Już wycelowałam wektorami w lidera, ale w ostatniej chwili po prostu nie dałam rady. Jego dotyk sprawiał, że czułam się tak cudownie.
Nagle poczułam się strasznie słabo, po czym straciłam przytomność.
Wszystko mnie bolało. Miałam chyba złamane żebra, po tym jak jeden z tych facetów uderzył mnie w klatkę piersiową.
Otworzyłam powoli oczy. Nie oślepiło mnie żadne światło, czyli była noc. Podniosłam się do pozycji siedzącej starając się nie zwracać uwagi na ból w klatce piersiowej.
Byłam w jakimś pokoju, ale na pewno nie w siedzibie Akatsuki.
P: Połóż się Shiru, do cholery, i mnie nie denerwuj - głos chłopaka był przesączony irytacją.
Zrobiłam jak mi kazał i w sumie dobrze, bo nie wytrzymałabym bólu.
P: Sasori zaraz tu będzie, to się tobą zajmie.
Sh: Poradzę sobie sama, przecież jestem medykiem - odpowiedziałam oburzona.
P: Jesteś chyba najbardziej irytującą kobietą na świecie.
Sh: A A-chan? Ona chyba cię bardziej irytuje.
P: Nie. Ona mnie wcale nie irytuje, bo mało mnie obchodzi co się z nią stanie.
Sh: To.. nie miało sensu.
P: Właśnie, że miało. Ktoś kogo istnienie mnie nie interesuje nie może mnie irytować, bo dla mnie ten ktoś po prostu nie istnieje.
Sh: Ale...
P: Nie. Nie lubię jej. Nie lubię nikogo z Akatsuki. Nie zakładałem organizacji po to, żeby znaleźć sobie przyjaciół.
Zamilkłam. Pein na prawdę był inny od wszystkich. Czasami nawet zastanawiałam się dlaczego taki jest. Co musiał przeżyć, żeby takim się stać, bo przecież nikt nie jest zły od urodzenia. Jednak nigdy nie znalazłam w sobie tyle odwagi, żeby go o to spytać.
Sh: Ale ja cię irytuję. To sama nie wiem już czy to dobrze, czy źle...
Nagle do pokoju wszedł Sasori. Jak zwykle ktoś nam przerywa w najważniejszym momencie.
Sa: Liderze musisz szybko tam iść. Jest ich za dużo i Itachi sam sobie nie poradzi - powiedział za spokojnie jak na wagę sytuacji.
Pein bez słowa opuścił pomieszczenie.
Sa: Już wiesz?
Sh: Tak...
Sa: A z liderem wszystko już "naprawione"? - w jego głosie wyczułam jakby... żal.
Sh: Nie i chyba już nigdy nie będzie... - poczułam, że zbiera mi się na płacz, więc zamknęłam oczy. - A tak w ogóle to od kiedy cię to interesuje?
Sa: Nie interesuje mnie to.
Sh: To po co... - nie dał mi dokończyć.
Sa: Zdejmij bluzkę - oznajmił chłodno.
Westchnęłam i zrobiłam co mi kazał.
Sa: Trzeba będzie nastawić. To nie będzie zbyt przyjemne...
Sasori wyjął strzykawkę i wstrzyknął mi w rękę prawdopodobnie narkozę, bo już po chwili odpłynęłam.
Obudziły mnie promienie słoneczne. Otworzyłam leniwie oczy. Już nie czułam bólu w klatce piersiowej, więc podniosłam się do pozycji siedzącej. Na kanapie na przeciwko siedzieli Pein i Sasori, a na łóżku obok Itachi. Czyli już po wszystkim.
Sa: Ubrałabyś się - powiedział znudzony.
Dopiero teraz zauważyłam, że siedzę samym staniku i shortach. Nałożyłam szybko bluzkę i spróbowałam wstać z łóżka, ale prawie upadłam na ziemię. Na szczęście Itachi w porę mnie złapał.
I: Chyba trzeba będzie ją nieść - spojrzał znacząco na lidera nadal mnie podtrzymując.
Pein tylko westchnął i podał mi mój płaszcz. Nałożyłam go szybko z pomocą pomocnego Itasia, po czym lider wziął mnie na ręce.
P: Idziemy.
Droga do siedziby minęła w całkowitej ciszy. Akurat musieli mi się trafić najmniej rozmowni faceci w całej organizacji... Ehh...
Gdy tylko przekroczyliśmy próg siedziby stanęła przed nami, łagodnie mówiąc, wkurwiona A-chan i przerażona Kim.
A: Rudy do cholery jasnej! Po tym co wykombinowałeś teraz nie dam ci żyć do... końca twojego marnego żywota! - w jej oczach widać byłą rządzę mordu.
Kim z przerażonej zmieniła się w równie wściekłą.
K: Zabiję cię rudzielcu! - przyczepiła mu się do nogi, co... według mnie nie bardzo miało sens...
Sh: A-chan, Kim dajcie spokój... Sama sobie poradzę... - powiedziałam zrezygnowana.
A: Ty sobie poradzisz?! Nie denerwuj mnie blondi! - o nie, zaczyna być niedobrze, A-chan nazwała mnie po kolorze włosów, szykuje się monolog... - Ty już mu pewnie wybaczyłaś! Może jeszcze dasz mu się do łóżka zaciągnąć i będziesz udawać, że jest wszystko super, pięknie, ślicznie, zajebiście?! Ja na to, kurwa, nie pozwolę!
Sh: A-chan, posłuchaj... - ale widocznie nie zwracała już na mnie uwagi, ani na to, że całe Aka się zebrało, żeby popatrzeć.
A: Ja nie rozumiem jak ty możesz się w ogóle dawać mu dotykać! To jest CHORE! Zachowujesz się jakbyś była jego własnością, którą się bawi wtedy kiedy mu się podoba i odkłada kiedy mu się nudzi!
Sh: Nawet jeśli tak to dobrze mi z tym! - wykrzyczałam i o dziwo A-chan przerwała swój monolog. Ja w tym czasie wyślizgnęłam się Peinowi i stanęłam o własnych siłach, których miałam nikłą ilość, ale zawsze coś. - Może i jestem zbyt wierna, może zbyt bardzo oddaję się mężczyznom, ale ja to lubię i zrozum to! Wiem, że twoje pojęcie miłości jest inne, wiem, że każdy związek w jaki ja się pakuje opiera się na niezbyt normalnych relacjach, ale mi to nie przeszkadza! Dla tego faceta mogłabym się nawet zabić. Mogę być nawet jego dziwką na zawołanie, ale nigdy, przenigdy nie będę przeciwko niemu!
A-chan i Kim stały patrząc się na mnie tak, jakbym co najmniej postradała zmysły. No i właściwie nie tylko one. Reszta Akatsuki też. Tylko Pein nadal miał ten obojętny wyraz twarzy...
A-chan chciała coś jeszcze powiedzieć, ale ja miałam już dość wrażeń, więc podeszłam tylko szybko do Deidary i poprosiłam go, żeby pomógł mi dojść do pokoju. Ten nadal zszokowany bez słowa wziął mnie na ręce i odszedł zostawiając zdezorientowanych Akasiów.
Co prawda przestał mi wypominać, że go "zdradziłam" najpierw z Czarnym Panem, a później, o Jashinie, niby z Hidanem, ale jego zachowanie w stosunku do mnie było tak chłodne, że czasami miałam ochotę po prostu wyjść i trzasnąć drzwiami. Niestety lider to lider i nie wypada mi się tak zachować w stosunku do niego.
Na szczęście Kim i Hidanowi ułożyło się o wiele lepiej niż mi i Peinowi. Są razem szczęśliwi. Jedynie Kakuzu nie jest zadowolony, ale się przyzwyczai. Kiedyś. Może. No dobra, nie przyzwyczai się, ale to szczegół.
Zmierzałam właśnie w stronę gabinetu lidera. Gdy stałam już przed drzwiami zawahałam się przez chwilę, po czym jednak śmiało weszłam do pomieszczenia.
Facet nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem i zaczął mówić nienaturalnie chłodnym tonem, nawet jak na niego.
P: Idziesz na misje z Sasori'm - oznajmił.
Dopiero teraz zauważyłam, że w pokoju był też czerwono-włosy. Chyba dopiero po raz drugi widzę go... Na żywo? W każdym razie nie był w tej swojej kukle i był chyba jedynym facetem w Akatsuki, któremu mogłam spojrzeć w oczy nie zadzierając głowy do góry przy okazji stawając na palcach -,-. Tak, w porównaniu do takiego Peina Sasori był bardzo niski, co osobiście mi nie przeszkadzało, bo w Akatsuki to ja zawsze jestem "liliputem" jak to mnie pięknie Kisame nazwał.
Jednak moją uwagę najbardziej przykuło to, że Sasori był człowiekiem! Nie kukłą posiadającą jedynie serce, które tak na marginesie musiało być chyba z żelaza, bo nasz skorpion jakoś nigdy nie okazywał ludzkich uczuć.
Chłopak z tego faktu, że znowu jest skazany na starzenie się, jakoś nie rozpaczał. Plan A-chan jednak zakładał, że Sasori popadnie w depresje czy coś, ale nie wyszło. Chłopak w ogóle się tym nie przejął.
A tak w ogóle, nikt nie ma pojęcia jak A-chan zmieniła Sasora w człowieka, a ja wolę raczej nie wnikać...
Dopiero po chwili zorientowałam się, że Pein jak i Sasori patrzą się na mnie jakoś dziwnie. Oł maj gad, chyba odpłynęłam w nieodpowiednim momencie... x.x
Sh: Co się tak patrzycie? - spytałam udając, że nie widzę nic dziwnego w moim zachowaniu.
P: Nie ważne - jego ton doprowadzał mnie do szału. - Możecie już iść.
Wraz z Sasorim opóściłam gabinet lidera.
Sa: Za dziesięć minut przy wyjściu. Nie spóźnij się - powiedział nagle Sasori obojętnym tonem i skręcił w inny korytarz.
Westchnęłam tylko i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam kunai'e, shuriken'y, senbon i kilka zwoi z potrzebnymi przyrządami medycznymi, po czym weszłam do łazienki, żeby się przebrać. Nałożyłam dżinsowe szorty, czarną bokserkę, w tym samym kolorze zakolanówki i botki na wysokich obcasach. Gdy wyszłam z łazienki zarzuciłam na siebie płaszcz Akatsuki i ruszyłam w stronę wyjścia.
Sasori już na mnie czekał i ku mojemu zdziwieniu nadal nie był w swojej kukle.
Sa: Spóźniłaś się - warknął zniecierpliwiony.
Zignorowałam ten komentarz i zapytałam:
Sh: A gdzie Hiruko zgubiłeś?
Sa: Spytaj brata - chłopak zdenerwował się jeszcze bardziej, więc postanowiłam nie ciągnąć tematu.
Cudem udało mi się dowiedzieć jaką w ogóle mamy misję. Mieliśmy zabić przywódcę jakiegoś gangu w Taki-gakure, za którego wyznaczona była spora suma, więc musiał być silny. Gdy przyglądałam się jego fotografii Sasori przerwał ciszę, która trwała od jakiejś godziny.
Sa: Jak tam z Hidanem? - jego głos o dziwno nie był obojętny. Był po prostu szyderczy.
Sh: Nic mnie z Hidanem nie łączy, nie łączyło i nie będzie łączyć, zrozumiałeś?! - warknęłam z trudem powstrzymując się, żeby nie rzucić się na chłopaka.
Sa: Lider ci się znudził, to za Hidana się wzięłaś - zadrwił. - Kto następny? Może... - zrobil udawaną pauzę - Itachi? - uśmiechnął się kpiąco.
Starałam się go ignorować, w końcu to tylko Sasori.
Sa: Skoro zabrałaś faceta Kim, to możesz zabrać też A-chan zwłaszcza, że ona zniszczyła twój związek z liderem.
Po tych słowach zatrzymałam się nagle, ale Sasori szedł dalej najwyraźniej z siebie zadowolony.
Sh: Co masz na myśli?! - krzyknęłam nadal nie ruszając się z miejsca.
Chłopak zignorował mnie, więc podbiegłam do niego i pociągnęłam za rękę tak, że odwrócił się w moją strone, po czym spojrzałam mu prosto w oczy.
Jego wzrok jak zwykle był obojętny... Tak samo obojętny jak wzrok Peina...
Sa: Nie mów, że tego nie zauważyłaś - odrzekł wyrywając rękę z mojego uścisku.
Sh: Niby czego? - warknęłam.
Sa: A-chan przystawia się do lidera. A jak myślisz, co ona tak długo robiła sam na sam z liderem w jego gabinecie? Spędzała z nim więcej czasu niż ty... - chciał coś jeszcze powiedzieć, ale mu przerwałam.
Sh: Przestań pierdolić! A-chan jest moją przyjaciółką i nigdy by mi czegoś takiego nie zrobiła! - poczułam, że w oczach zbierają mi się łzy.
Sa: Naprawdę? A to nie ona przypadkiem powiedziała liderowi, że przespałaś się z Czarnym Panem, czym zniszczyła wasz związek?
Sh: To już przeszłość i nie mam jej tego za złe. Wiem, że wcale nie chciała mnie skrzywdzić. Po prostu ją poniosło! Mnie też często ponosi i wiem jak to jest! - odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Sasori uśmiechnął się kpiąco.
Sa: No ciebie to chyba bardzo często ponosi. - Spojrzałam na niego zdziwiona. - Zaliczyłaś trzech facetów w tak krótkim czasie, a to z siebie robisz wielką poszkodowaną... Nie ładnie.
Sh: Zamknij się! Nie wiesz jak było na prawdę! - czułam, że jestem już bardzo bliska płaczu.
Sa: W takim razie wcale nie spałaś z liderem, Czarnym Panem i Hidanem? - zapytał złośliwie.
Sh: Już ci mówiłam! Nic nie zaszło między mną a Hidanem i on ci to też potwierdzi! - krzyknęłam.
Sa: Ale co do reszty zaprzeczyć nie możesz, prawda? - zaśmiał się krótko. - No, to opowiedz mi teraz, jak źle się czujesz po tym jak lider cię potraktował. - widać było, że ta rozmowa sprawia mu wielką przyjemność - Wiesz co? Ja to na miejscu lidera wyrzuciłbym cię z Akatsuki bez zbędnego pierdolenia się. On cię trzyma chyba tylko z litości. Kto wie co strzeliłoby do głowy takiej gówniarze jak ty. A gdybyś sobie krzywdę zrobiła to lider miałby na karku twoje przyjaciółeczki i braciszka...
Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ja już nie wytrzymałam. Pobiegłam przed siebie i dopiero gdy uznałam, że jestem wystarczająco daleko usiadłam pod drzewem i rozpłakałam się na dobre.
Sasori miał rację. Miał tą pieprzoną rację, a ja nie mogłam nic z tym zrobić! Płakałam tak z dobrą godzinę. Miałam nadzieję, ze Sasori poszedł sam do Taki-gakure, że zostawił mnie w spokoju, ale nie. Nagle pojawił się przede mną z obojętnością wymalowaną na twarzy.
Sa: Mamy misję do wykonania - powiedział.
Zignorowałam go. Nie miałam siły na jakąkolwiek rozmowę z nim. Siedziałam tak z kolanami podkulonymi pod brodę i płakałam nie zwracając uwagi na to, że pokazuję moje słabości przed kimś takim jak... Sasori.
Chłopak zrezygnowany usiadł pod drzewem na przeciwko i przez dłuższy czas nie słychać było nic, poza moim cichym łkaniem.
Dlaczego ten idiota musi mieć rację?! To nie ja jestem tu poszkodowana tylko Pein... To ja go skrzywdziłam, a robię z siebie jakąś ofiarę.
Moje rozmyślania przerwał Sasori, który kucnął przede mną opierając się rękami o moje kolana. Spojrzał mi w oczy i powiedział:
Sa: Ogarnij się w końcu i przestań ryczeć. Myślałem, że jesteś bardziej dojrzała. Kobieta, która może mieć każdego faceta zachowuje się jak jakaś gówniara z burzą hormonów.
Nie wiedziałam do czego zmierza, więc nie przerywałam mu.
Sa: Jesteś piękną, młodą kobietą. Popełniasz błędy, jak każdy, ale ty sobie możesz na to pozwolić. Owinęłaś sobie w okół palca lidera Akatsuki i nawet samego Czarnego Pana, a nie potrafisz sobie poradzić ze zwykłą krytyką.
Sh: Dla..dlaczego mi to mówisz? Po tym.. co mówiłeś wcześniej.. to jakoś nie ma sensu - powiedziałam łkając.
Chłopak wydawał się być lekko zmieszany, ale już po chwili na jego twarz znowu powróciła obojętność.
Sa: Po prostu uznałem, że nie lubię patrzeć jak płaczesz.
Byłam tak zszokowana, że nie jestem nawet w stanie tego opisać. Akasuna no Sasori, facet bez uczuć, powiedział mi coś takiego? Przez chwilę myślałam nawet, że mam jakieś halucynacje, ale Sasori kontunował swoją wypowiedź, więc tą opcję mogłam wykluczyć.
Sa: Najpierw uznałem, że znęcanie się nad tobą będzie dobrą zabawą, ale... okazało się... że wcale mnie to nie bawi...
Mimo tego, że chłopak po prostu nie potrafił mówić o swoich uczuciach, a tym bardziej przeprosić, poczułam nieodpartą chęć przytulenia go.
Już po chwili zrobiłam tak jak zamierzałam. Sasori wydawał się być calkowicie zbity z pantałyku.
Sh: Sasori...
Sa: Hm?
Sh: Przytul mnie...
Chłopaka normalnie zatkało, ale zrobił to, o co prosiłam. Przytulił mnie mocno do siebie i zaczął głaskać dłonią po włosach.
Sama nie wiem co mi strzeliło do głowy. Już i tak miałam niezbyt dobrą opinię w Akatsuki to jeszcze bardziej się wkopałam. Ale Sasori.. on był teraz taki słodki... I dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że jest na prawdę przystojny...
Po jakimś czasie odkleiłam się od Akasuny i spojrzałam na niego zmieszana.
Sh: Przepraszam...
Sasori tylko spojrzał na mnie obojętnie (no i skończył się dzień dobroci Akasuny) i rzekł:
Sa: Musimy już isć. Jesteśmy prawie na miejscu, a ja nie lubię długo czekać.
Westchnęłam zrezygnowana, wstałam i ruszyłam za chłopakiem.
Miałam wrażenie, że Sasori żałuje swojej chwili słabości, bo unikał ze mną jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego.
Wieczorem dotarliśmy do Taki-gakure. Najpierw musieliśmy popytać ludzi o faceta z forografii, którego mieliśmy załatwić, ale nikt nie chciał patrzeć na to zdjęcie dłużej niż sekundę, dlatego postanowiliśmy udać się do baru. Jakiś pijak na pewno się wygada.
Sa: Może wykorzystasz swoją urodę, żeby się czegoś dowiedzieć? Sądzę, że z facetami pójdzie ci wtedy łatwiej - rzucił niby od niechcenia Akasuna.
Sh: Daruj sobie - ucięłam i wkroczyłam do baru, a zaraz za mną Sasori.
Rozejrzałam się dookoła. W barze było pełno obleśnych pijaków. Wszyscy darli się głośno wymachując kuflami z piwem. Niektórzy bili się lub chamsko podrywali tutejsze "dziewczyny lekkich obyczajów".
Miałam ochotę stamtąd wyjść, ale Sasori popchnął mnie lekko wgłąb baru. Trzymając się bardzo blisko Akasuny podeszłam do lady.
Stary, obleśny barman spojrzał na mnie z pożądaniem o oczach. Sasori to zauważył i szepnął mi do ucha:
Sa: Zapnij łaskawie płaszcz, już nie jesteśmy sami...
Zarumieniłam się lekko, ale zrobiłam co mi kazał, a wyraz twarzy barmana w szybkim tempie zmienił się na złośliwy.
B(arman): Co podać? - rzucił od niechcenia.
Sa: Znasz tego gościa? - pokazał facetowi fotografię.
B: Może - odrzekł barman.
Nagle spojrzenia większości tutejszych pijaków zwróciły się w naszą stronę.
Sa: Gadaj, znasz go czy nie? - głos Sasoriego był tak spokojny, że aż barman się zmieszał.
B: Nic ci nie powiem! Wypad z mojego baru! - wykrzyczał zdenerwowany.
Miałam dość tych natrętnych spojrzeń pijaków, więc chcąc to szybciej załatwić chwyciłam barmana za koszulę i pociągnęłam tak mocno, że wyleciał zza lady i wylądował pod moimi nogami. Potem udeżyłam lekko dłonią w ladę, która rozpadła się na kawałeczki. Ma się tą siłę ^^. Barman przeraził się i kuląc się pode mną wybełkotał:
B: Powiem wam... Powiem... Ale nie tu...
Nie slysząc żadnych sprzeciwów barman podniósł się z ziemi i ruszyl w stronę zaplecza, a my za nim.
Facet zamknął za nami drzwi i zapytał:
B: To co dokładnie chcecie wiedzieć?
Sa: Gdzie możemy znaleźć tego faceta?
Barman nagle zaczął się śmiać histerycznie, a ja z Sasorim patrzyliśmy na niego jak na debila.
B: Darujcie sobie! Jeśli sam Gurou was do siebie nie prosi, to jeśli wam życie miłe, nie idźcie do niego.
Sasori prychnął lekceważąco.
Sa: Gadaj gdzie możemy go znaleźć, bo nie mam czasu.
Barman uśmiechnął się obleśnie.
B: To będzie kosztować... - zaczął się do mnie niebezpiecznie zbliżać.
Nagle Sasori stanął między mną a barmanem i warknął:
Sa: Nie dotykaj jej.
B: Chcesz te informacje czy nie?!
Sasori uderzył barmana tak mocno, że ten odleciał na drugi koniec zaplecza i uderzył o skrzynki z piwem przy okazji przewracając je i rozbijając butelki z alkoholem.
Sa: Mów gdzie, do cholery, jest ten cały Gurou, bo jak nie, to cię zabiję - jego spokojny ton zaczął mnie normalnie podniecać.
Shiru! O czym ty do cholery myślisz?! Głupia!, skarciłam się w myślach, ale mimo to przytuliłam się do Sasoriego.
Wyczułam, że chłopak mimo spokojnego tonu był zdenerwowany.
Barman chyba w końcu zrozumiał, że ma do czynienia z wykwalifikowanym mordercą, bo odpowiedział na pytanie Akasuny.
B: Pan Gurou urzęduje w wielkim zielonym budynku w północno-zachodniej części wioski - powiedział po czym usiłował się podnieść, ale Sasori najwidoczniej złamał mu żebra.
Akasuna wyjął kunaia nasączonego trucizną i rzucił w przerażonego barmana, który już po chwili zaczął krzyczeć w agonii.
Sa: Idziemy Shiru.
Puściłam go i wyszłam z zaplecza, a chłopak za mną. Ludzie w barze patrzyli się na nas w ciszy. Byłam lekko zmieszana jak ci pijacy zaczęli się do mnie zbliżać, ale na szczęście Sasori złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą do wyjścia.
Na dworze było całkowicie ciemno, a w tej dzielnicy Taki-gakure nie paliła się nawet żadna latarnia. Byłam zmęczona i Sasori chyba to zauważył.
Sa: Chodź, poszukamy jakiegoś hotelu.
Zgodziłam się bez sprzeciwów.
Gdy byliśmy już w hotelu poszłam się szybko wykąpać. Po skończonej kąpieli dopiero mnie olśniło, że nie mam ze sobą piżamy! Ta, moja inteligencja czasami mnie zadziwia... Zrezygnowana owinęłam się ręcznikiem i niechętnie wyszłam z łazienki. Na nieszczęście dzieliłam pokój z Sasorim, bo nie było wolnych dwóch jednoosobowych...
Akasuna siedział na kanapie i oglądał telewizję.
Sh: Umm.. Sasori... - zrobiłam się cała czerwona. Dlaczego zawsze muszę robić z siebie debilkę przed facetem?
Chłopak spojrzał na mnie, ale wyraz jego twarzy nadal został obojętny.
Sa: Shiru daj spokój, na prawdę jesteś aż tak niewyżyta seksualnie?
Jashinie, jak mnie ten facet wkurza!
Sh: Nie o to mi chodzi, do cholery! Zapomniałam piżamy! - dopiero po chwili dotarło do mnie, jak żałośnie to zabrzmiało.
Sa: To co ja ci na to poradzę?
Zaczynałam się zastanawiać serio czy Akasuna ma jakiekolwiek uczucia... A przynajmniej czy posiadał typowo męskie odruchy...
Zdenerwowana wróciłam do łazienki trzaskając przy tym drzwiami. W sumie... miał racje, a ja zrobiłam z siebie kretynkę jakich mało. Po chwili zastanowienia do mojej mądrej główki wpadł pomysł, żeby po prostu spać w bieliźnie -,-. Akasuny i tak to nie ruszy. Mogłabym wparadować do pokoju nago, a on by to olał, więc co mi zależy.
Nałożyłam na siebie czarną bieliznę i weszłam do pokoju przy okazji znowu strzelając buraka.
Sh: Nienawidzę cię - powiedziałam kładąc się do łóżka i przykrywając kołdrą.
Sa: A w nocy wpakujesz mi się do łóżka.
Chciałam mu się jakoś odgryźć, ale wszedł do łazienki.
Gdy wyszedł z łazienki miał na sobie tylko czarne dresy - ten przynajmniej pomyślał o piżamie -,-. Zgasił światło i położył się do drugiego łóżka.
Przez pół nocy przewracałam się z boku na bok nie mogąc zasnąć. W końcu wydałam z siebie bliżej niezidentyfikowany odgłos.
Sa: Daj człowiekowi spać, kobieto - wybełkotał Sasori zaspanym głosem.
Sh: Nieeee mogę zasnąć!
Sa: Ale ty jesteś nieznośna...
Sh: A ty wkurzający!
Sa: Normalnie nie wierzę, że to powiem... Chodź do mnie kobieto i nie jęcz.
Chciałabym, żeby była tu A-chan, albo Kim i, żeby któraś z nich walnęła mnie teraz mocno w głowę i wydarła się na mnie, że mam chore pomysły. Ale nie, najlepiej zostawić mnie samą! Z moją popierdoloną psychiką.
Bez żadnego sprzeciwu szybko przeniosłam się do łóżka Sasoriego ten jednak odwrócił się do mnie tyłem i usiłował zasnąć.
Szturchnęłam go mocno.
Sa: Czego ty chcesz? Może mam cię jeszcze przytulić? - powiedział sarkastycznie, ale widząc moją minę westchnął i przytulił mnie.
Sa: Mówiłem, że wpakujesz mi się do łóżka...
Wtuliłam się w jego umięśniony tors i odpowiedziałam:
Sh: Ale nie powiesz, że ci to przeszkadza.
Sa: Jesteś nieznośna...
Sh: Odezwał się...
Po jakimś czasie udało mi się zasnąć i miałam dosyć dziwny sen...
Byłam w siedzibie, a przede mną stali Deidara, A-chan, Kim i Hoshi. Mieli miny, jakby mnie nienawidzili. Czułam niemiłe kłucie w żołądku.
A: Mało ci jeszcze?! - krzyczała na mnie.
K: Najpierw Pein, potem Czarny Pan, Hidan, a teraz jeszcze Sasori?! - pierwszy raz w życiu widziałam Kim tak wściekłą.
D: Nie jesteś już moją siostrą, nie chcę się przyznawać do kogoś takiego jak ty! - teraz poczułam, że w moich oczach zbierają się łzy.
H: Jesteś nic nie wartym śmieciem!
I nagle obudziłam się cała zapłakana. Serce biło mi nienaturalnie szybko. Odgarnęłam grzywkę dłonią i starałam się uspokoić. To tylko sen... Tylko sen, który może stać się rzeczywistością...
Przetarłam oczy dłońmi i rozejrzałam się po pokoju. Było już jasno, do pokoju wpadały promienie słoneczne.
Sa: A tobie co? - zapytał znudzony.
Dopiero zauważyłam, że Sasori siedział na kanapie już ubrany i przyglądał się mi obojętnie.
Sh: Miałam zły sen...
Sa: Śniło ci się, że Kisame cie zgwałcił? - zakpił.
Sh: To nie jest śmieszne Akasuna! - krzyknęłam po czym szybko wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i ubrałam się.
Gdy weszłam do pokoju Sasori się nie odezwał.
Przemierzaliśmy w milczeniu zatłoczone uliczki Taki-gakure próbując przedostać się do północno-zachodniej części wioski. Nagle wśród tłumu ujrzałam dwa płaszcze Akatsuki. Sasori widocznie też bo ruszyliśmy w tamtym kierunku.
Sh: Itachi, Pein co w tu robicie? - spytałam spokojnie, ale na widok lidera pobladłam. Jeśli Sasori mu powie...
I: Szukamy was - odpowiedział.
Sh: Ale... dlaczego? Przecież mamy misję do wykonania... - byłam całkowicie zbita z pantałyku.
Sa: Liderze, czyżby chodziło o... - specjalnie nie dokończył zdania.
P: Tak - odpowiedział bez żadnych emocji.
Cała trójka Itachi, Pein i Sasori spojrzeli na siebie znacząco. Czyżby wiedzieli o czymś, o czym ja nie wiem? I najwidoczniej wcale nie chcieli mnie olśnić.
Sh: O co chodzi? - spytałam lekko zdenerwowana.
P: Nie twoja sprawa.
Sh: Właśnie, że moja! - lider zaczynał mnie coraz bardziej denerwować. - Sasori - spojrzałam na Akasunę - powiedz mi o co chodzi!
Sa: Jeśli lider uznał, że to nie twoja sprawa, to nie mogę ci powiedzieć - odpowiedział beznamiętnie nawet na mnie nie patrząc.
Sh: Itachi? - spytałam z nadzieją w głosie.
Brunet tylko pokręcił głową. Westchnęłam zrezygnowana. Oni coś knują, a ja nie mam pojęcia co. Lider i Itachi przerywają misję moją i Sasoriego i nawet nie raczą mi wyjaśnić o co chodzi.
Znowu wymienili porozumiewawcze spojrzenia po czym Pein powiedział:
P: Shiru idzie ze mną, a wy wiecie co macie robić - widać było, że nie jest zbytnio zadowolony za to ja cieszyłam się w duchu jak jakaś głupia wariatka, chociaż wiedziałam, że to nie ma sensu.
Ruszyłam za Peinem w stronę wyjścia z Taki-gakure. Gdy minęliśmy bramę nie wytrzymałam ciszy, jaka między nami była, chociaż wcześniej obiecałam sobie, że się pierwsza nie odezwę...
Sh: I będziesz mnie tak po prostu ignorować? - spytałam rozdrażniona.
P: Nie ignoruję cię - odpowiedział chłodno, ale nawet na mnie nie spojrzał.
Sh: No nie, w ogóle!
P: A czego ty ode mnie, do cholery, oczekujesz? Nie mam o czym z tobą rozmawiać - wyczuwałam lekką irytację w jego głosie, mimo że starał się nad sobą panować.
Sh: A ja sądzę, że powinniśmy sobie sporo wyjaśnić - nie dawałam za wygraną.
P: Wszystko co mieliśmy wyjaśnić już wyjaśniliśmy.
Teraz już nie wytrzymałam.
Sh: Przestań zgrywać takiego opanowanego! Powiedz mi po prostu w twarz, że jestem dziwką, że mnie nienawidzisz, że najchętniej byś mnie wywalił z Akatsuki, albo zabił! Po prostu to powiedz, bo dłużej nie wytrzymam! Jestem na skraju załamania newrowego, bo cały czas myślę, że może jakimś cudem mam jeszcze u ciebie szansę, a ty mnie po prostu zbywasz! - z jakiegoś dziwnego powodu nie rozpłakałam się. Byłam tak zdeterminowana i wściekła, że nie panowałam już nad sobą.
Pein zatrzymał się i spojrzał na mnie obojętnie.
P: Jak ci to powiem, to dasz mi spokój? - mówił to tak, jakby był po prostu znudzony.
Spojrzałam mu zrozpaczona w oczy. Nie miałam u niego już żadnych szans... Może zwyczajnie do siebie nie pasowaliśmy.
Chłopak westchnął tylko.
P: Zgrywasz silną, ale gdybym ci to teraz powiedział, to pobiegłabyś z płaczem.
Sh: Ty tego nie zrozumiesz... A-chan miała rację co do ciebie... - głos mi się załamał.
P: Może i tego nie zrozumiem, ale dobrze mi z tym - uciął i ruszył dalej.
Ja chcąc czy nie chcąc poszłam za nim, resztkami sił próbując się nie rozpłakać.
Szliśmy tak z pół godziny przez las, aż w końcu Pein zatrzymał się nagle, a ja na niego wpadłam po czym wywaliłam się na ziemię.
Sh: Mógłbyś chociaż ostrzec... - jęknęłam i podniosłam się na nogi.
Staliśmy przed jakąś małą jaskinią.
P: Ty tu zostajesz i czekasz, aż ktoś z nas po ciebie przyjdzie - powiedział i już chciał odejść, ale złapałam go za rękę.
Sh: Czekaj, czekaj... Że co niby?! Dlaczego mam tu zostać?! - byłam totalnie oburzona.
P: Bo ja tak mówię.
Sh: Wyjaśnisz mi chociaż o co chodzi? - spróbowałam łagodniej żeby go nie zdenerwować.
P: Nie.
Sh: Jak mi nie powiesz, to będę krzyczeć! - to była moja ostatnia deska ratunku.
Już nabrałam powietrza w płuca i miałam zacząć krzyczeć, ale Pein zakrył mi usta dłonią.
P: Zamknij się łaskawie, bo mimo wszystko robię to dla twojego dobra - powiedział już nieźle wkurzony.
Uspokoiłam się trochę, a kiedy Pein uznał, że porzuciłam mój zamiar krzyczenia, puścił mnie.
Sh: Jak to dla mojego dobra?
P: Słuchaj mnie teraz uważnie - widząc moje ciekawskie spojrzenie westchnął tylko i kontynouował - Popełniłem pewien... błąd... przez który wmieszałem cię w coś bardzo niebezpiecznego. Ta misja z Sasorim od samego początku była zaplanowana. Sasori miał cię tam zaprowadzić... A zresztą, szkoda gadać. Masz po prostu tu zostać - miał juz zamiar skończyć, ale nie dałam mu takiej szansy.
Sh: Jak już zacząłeś to łaskawie dokończ - w moim głosie nie było slychać ani trochę złości, chociaż lider chyba spodziewał się, że będę wściekła.
P: Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to proszę! Spodobałaś się temu całemu Gurou i zapłacił mi za ciebie sporo pieniędzy, a Sasori miał cię do niego zaprowadzić! Muszę się tym typem teraz zająć, żeby cię chronić, przez moją głupotę! - sama nie wierzyłam w to co usłyszałam. Kolana zaczęły się pode mną uginać.
Sh: Sprzedałeś mnie? - spytałam ledwno dosłyszalnie.
P: Teraz jak tak to ujęłaś, to to brzmi beznadziejnie...
Sh: No co ty nie powiesz! Na prawdę?! Na prawdę tylko teraz to brzmi beznadziejnie?! Jak mogłeś! - z moich oczu popłynęły łzy. - Ja.. ja rozumiem, że cię zraniłam, ale... jak mogłeś mi to zrobić... - mówiłam dławiąc się łzami.
Pein widocznie sam nie wiedział co ma w takiej sytuacji zrobić. Stał gapiąc się na mnie jak jakiś idiota, aż w końcu się przełamał.
P: Shiru ja... przepraszam. Po prostu.. przepraszam... - i zniknął.
Weszłam do jaskini i usiadłam podkulając kolana pod brodę. Jak on do cholery mógł zrobić coś takiego? Ja wiedziałam, że jest zły, że nie ma uczuć, ale że aż tak?
Siedziałam tak jakiś czas, aż w końcu wyczułam czyjąś obecność w pobliżu. Miałam dziwne przeczucie, że to nie jest Pein... Wstałam szybko i przyjęłam pozycję obronną. Zza drzew wyłoniło się dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn. Jeden z nich miał długie czarne włosy i dużą bliznę na policzku, a drugi był blondynem z tatuażem na ręce. Wyglądali na poważnych przeciwników.
F1(facet pierwszy): Hahaha, to ta mała dziewczynka jest w Akatsuki? Ta organizacja schodzi na psy, skoro przyjmują takie małolaty! - zakpił.
F2: Ale niezła sztuka, sam bym ją chętnie puknął - uśmiechnął się obleśnie.
F1: Może zanim zabierzemy ją do pana Gurou to się trochę zabawimy? - teraz oboje się zaśmiali i ruszyli w moim kierunku.
Szybko wyjęłam jedną z moich figurek w kształcie motylka i rzuciłam nią w przeciwników.
Sh: Katsu! - motylki wybuchły, a ja wykorzystując sytuację schowałam się za drzewem.
Wyjęłam pare zatrutych senbon i czekałam, aż dym opadnie. Nagle blondyn pojawił się obok mnie i zamachnął się kataną, ale ja się schyliłam więc uderzył w drzewo.
Szybko kopnęłam go w czułe miejsce po czym wbiłam mu senbon w klatkę piersiową. Trucizna w błyskawicznym tempie zaczęła rozchodzić się po ciele. Facet upadł na ziemię. Jeszcze tylko jeden. Ale gdzie on jest. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam czarnowłosego jak wykonuje pieczęci, a w moim kierunku poleciała wielka kula ognia. Uformowałam z dłoni pieczeć i stworzyłam dookoła siebie elektryczną barierę.
Nagle nie wiedząc jakim cudem blondyn, który miał już leżeć martwy zadał mi cios pięścią w brzuch. Odleciałam na kilka metrów i uderzyłam w drzewo. Z moich ust popłynęła stóżka krwi.
Jakim cudem ten facet jeszcze żyje?! Trucizna była tak silna, że powinien umrzeć w ciągu trzech minut!
Szybko podniosłam się z ziemi i odskoczyłam, bo w moim kierunku poleciały kunaie z wybuchowymi notkami.
Ci goście zaczynali mnie denerwować i nie pozostawili mi wyboru. Uaktywniłam moje wektory (niewidzialne dłonie zdolne przeciąć wszystko. Sięgają 30metrów, a posiadam ich 50). Obiecałam sobie, że będę ich używać tylko w ostateczności, ale biorąc pod uwagę mój stan psychiczny po rozmowie z Peinem - to była właśnie taka sytuacja.
Złapałam wektorami obu facetów i uniosłam ich w górę. Wydawali się być zdezorientowani i przerażeni. Wyrywali się, ale to na nic się nie zdało. Już miałam zgnieść ich jak robaki, gdy ktoś mi przerwał, a dokładniej...
P: Shiru, uspokój się - złapał mnie od tyłu, tak żebym nie mogła się ruszyć.
Czy ten debil nie wie, że kiedy używam wektorów tracę panowanie nad sobą?! Mogę mu zrobić krzywdę!
Resztkami sił starałam się zatrzymać zdrowy rozsądek, chociaż moja psychopatyczna część umysłu, która ujawniała się zaraz po uaktywnieniu wektorów, podpowiadała mi, że mam zabić lidera natychmiast.
Sh: Pein... zostaw mnie - powiedziałam ledwo nad sobą panując.
P: Uspokój się, póki jeszcze się kontrolujesz - nadal mówił spokojnie.
I stało się. Zacisnęłam niewidzialne dłonie na dwóch mężczyznach tym samym przepoławiając ich na pół. Krew rozbryznęła się na wszystkie strony, ochlapując przy okazji mnie i Peina.
Poczułam nieodpartą chęć mordu. Już wycelowałam wektorami w lidera, ale w ostatniej chwili po prostu nie dałam rady. Jego dotyk sprawiał, że czułam się tak cudownie.
Nagle poczułam się strasznie słabo, po czym straciłam przytomność.
Wszystko mnie bolało. Miałam chyba złamane żebra, po tym jak jeden z tych facetów uderzył mnie w klatkę piersiową.
Otworzyłam powoli oczy. Nie oślepiło mnie żadne światło, czyli była noc. Podniosłam się do pozycji siedzącej starając się nie zwracać uwagi na ból w klatce piersiowej.
Byłam w jakimś pokoju, ale na pewno nie w siedzibie Akatsuki.
P: Połóż się Shiru, do cholery, i mnie nie denerwuj - głos chłopaka był przesączony irytacją.
Zrobiłam jak mi kazał i w sumie dobrze, bo nie wytrzymałabym bólu.
P: Sasori zaraz tu będzie, to się tobą zajmie.
Sh: Poradzę sobie sama, przecież jestem medykiem - odpowiedziałam oburzona.
P: Jesteś chyba najbardziej irytującą kobietą na świecie.
Sh: A A-chan? Ona chyba cię bardziej irytuje.
P: Nie. Ona mnie wcale nie irytuje, bo mało mnie obchodzi co się z nią stanie.
Sh: To.. nie miało sensu.
P: Właśnie, że miało. Ktoś kogo istnienie mnie nie interesuje nie może mnie irytować, bo dla mnie ten ktoś po prostu nie istnieje.
Sh: Ale...
P: Nie. Nie lubię jej. Nie lubię nikogo z Akatsuki. Nie zakładałem organizacji po to, żeby znaleźć sobie przyjaciół.
Zamilkłam. Pein na prawdę był inny od wszystkich. Czasami nawet zastanawiałam się dlaczego taki jest. Co musiał przeżyć, żeby takim się stać, bo przecież nikt nie jest zły od urodzenia. Jednak nigdy nie znalazłam w sobie tyle odwagi, żeby go o to spytać.
Sh: Ale ja cię irytuję. To sama nie wiem już czy to dobrze, czy źle...
Nagle do pokoju wszedł Sasori. Jak zwykle ktoś nam przerywa w najważniejszym momencie.
Sa: Liderze musisz szybko tam iść. Jest ich za dużo i Itachi sam sobie nie poradzi - powiedział za spokojnie jak na wagę sytuacji.
Pein bez słowa opuścił pomieszczenie.
Sa: Już wiesz?
Sh: Tak...
Sa: A z liderem wszystko już "naprawione"? - w jego głosie wyczułam jakby... żal.
Sh: Nie i chyba już nigdy nie będzie... - poczułam, że zbiera mi się na płacz, więc zamknęłam oczy. - A tak w ogóle to od kiedy cię to interesuje?
Sa: Nie interesuje mnie to.
Sh: To po co... - nie dał mi dokończyć.
Sa: Zdejmij bluzkę - oznajmił chłodno.
Westchnęłam i zrobiłam co mi kazał.
Sa: Trzeba będzie nastawić. To nie będzie zbyt przyjemne...
Sasori wyjął strzykawkę i wstrzyknął mi w rękę prawdopodobnie narkozę, bo już po chwili odpłynęłam.
Obudziły mnie promienie słoneczne. Otworzyłam leniwie oczy. Już nie czułam bólu w klatce piersiowej, więc podniosłam się do pozycji siedzącej. Na kanapie na przeciwko siedzieli Pein i Sasori, a na łóżku obok Itachi. Czyli już po wszystkim.
Sa: Ubrałabyś się - powiedział znudzony.
Dopiero teraz zauważyłam, że siedzę samym staniku i shortach. Nałożyłam szybko bluzkę i spróbowałam wstać z łóżka, ale prawie upadłam na ziemię. Na szczęście Itachi w porę mnie złapał.
I: Chyba trzeba będzie ją nieść - spojrzał znacząco na lidera nadal mnie podtrzymując.
Pein tylko westchnął i podał mi mój płaszcz. Nałożyłam go szybko z pomocą pomocnego Itasia, po czym lider wziął mnie na ręce.
P: Idziemy.
Droga do siedziby minęła w całkowitej ciszy. Akurat musieli mi się trafić najmniej rozmowni faceci w całej organizacji... Ehh...
Gdy tylko przekroczyliśmy próg siedziby stanęła przed nami, łagodnie mówiąc, wkurwiona A-chan i przerażona Kim.
A: Rudy do cholery jasnej! Po tym co wykombinowałeś teraz nie dam ci żyć do... końca twojego marnego żywota! - w jej oczach widać byłą rządzę mordu.
Kim z przerażonej zmieniła się w równie wściekłą.
K: Zabiję cię rudzielcu! - przyczepiła mu się do nogi, co... według mnie nie bardzo miało sens...
Sh: A-chan, Kim dajcie spokój... Sama sobie poradzę... - powiedziałam zrezygnowana.
A: Ty sobie poradzisz?! Nie denerwuj mnie blondi! - o nie, zaczyna być niedobrze, A-chan nazwała mnie po kolorze włosów, szykuje się monolog... - Ty już mu pewnie wybaczyłaś! Może jeszcze dasz mu się do łóżka zaciągnąć i będziesz udawać, że jest wszystko super, pięknie, ślicznie, zajebiście?! Ja na to, kurwa, nie pozwolę!
Sh: A-chan, posłuchaj... - ale widocznie nie zwracała już na mnie uwagi, ani na to, że całe Aka się zebrało, żeby popatrzeć.
A: Ja nie rozumiem jak ty możesz się w ogóle dawać mu dotykać! To jest CHORE! Zachowujesz się jakbyś była jego własnością, którą się bawi wtedy kiedy mu się podoba i odkłada kiedy mu się nudzi!
Sh: Nawet jeśli tak to dobrze mi z tym! - wykrzyczałam i o dziwo A-chan przerwała swój monolog. Ja w tym czasie wyślizgnęłam się Peinowi i stanęłam o własnych siłach, których miałam nikłą ilość, ale zawsze coś. - Może i jestem zbyt wierna, może zbyt bardzo oddaję się mężczyznom, ale ja to lubię i zrozum to! Wiem, że twoje pojęcie miłości jest inne, wiem, że każdy związek w jaki ja się pakuje opiera się na niezbyt normalnych relacjach, ale mi to nie przeszkadza! Dla tego faceta mogłabym się nawet zabić. Mogę być nawet jego dziwką na zawołanie, ale nigdy, przenigdy nie będę przeciwko niemu!
A-chan i Kim stały patrząc się na mnie tak, jakbym co najmniej postradała zmysły. No i właściwie nie tylko one. Reszta Akatsuki też. Tylko Pein nadal miał ten obojętny wyraz twarzy...
A-chan chciała coś jeszcze powiedzieć, ale ja miałam już dość wrażeń, więc podeszłam tylko szybko do Deidary i poprosiłam go, żeby pomógł mi dojść do pokoju. Ten nadal zszokowany bez słowa wziął mnie na ręce i odszedł zostawiając zdezorientowanych Akasiów.
***
Przepraszam, za błędy, ale jestem chora i nie mam siły poprawiać...x.x
Chcem więcej Sasori x Shiru... *_* (zafascynowana)
OdpowiedzUsuńNotka jak zwykle cudna! :3
Czekam na next'a!
Pozdrawiam i weny!
NyrimChan
Sasori i Shiru *_* Nie spodziewałam się. Ale ja ich chcem <33. Notka świetna. Dawać kolejną!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny!
~Naomi
Popieram komentarze wyżej :D Sasori i Shiru ;3
OdpowiedzUsuńNotka boska!!
~Nox
Shiru! Kim!
OdpowiedzUsuńInformuję cię, że zostałaś nominowana do "The Versatile Blogger Awards". Więcej info znajdziesz u mnie na blogu -> http://zemsta-naruto.blog.onet.pl/
Pozdro i weny życzę ;p
A-chan