INFO

W zakładce "zamówienia", którą znajdziecie po prawej stronie bloga, możecie składać zamówienia na wasze one-shoty, tak jak to do tej pory robiliście w komentarzach. Różnica będzie jedynie taka, że łatwiej będzie i nam i wam to wszystko ogarnąć i zobaczyć kto, co i ile zamawiał.
Wraz z waszymi zamówieniami powstanie w tamtym miejscu lista, na której będziecie mogli sprawdzić aktualny stan waszego zamówienia. Zachęcam do zaglądnięcia tam.

środa, 27 lutego 2013

043. Druga ja


Leżałam przez chwilę na łóżku. Nagle drzwi ponownie się tworzyły i to co zobaczyłam przestraszyło mnie. Zobaczyłam dużego czarnego wilka, który trzymał w pysku kopertę, która była zapieczętowana. Na pieczęci widniała podobizna wilka przygotowującego się do skoku. Znak Wilczej Rady. Czy to już się zaczęło…? Ale chwila! To by znaczyło, że…! Szybko zerwałam się z łóżka i nie zważając na nic pognałam na najniższe piętro siedziby. Do lochów. Odszukam celę do której A-chan wrzuciła Tyriona, ale… nie było go tam. Ale jak!? Jakim cudem on zdołał uciec z naszej organizacji! Nagle do mnie dotarło. Jutsu zmiany rozmiarów! Musiał mieć na tyle siły, żeby całkowicie zmienić się w wilka i się zmniejszyć, a potem uciec. W dodatku musiał też użyć jutsu maskującego byśmy nie zauważyli jego zniknięcia. A to drań! Ale… skoro zwiał… Wilcza Rada na pewno już o wszystkim wie! Szybko wybiegam z lochów i wróciłam do swojego pokoju. Wilk nadal tam był. Podeszłam do niego, ale ten się cofnął. Westchnęłam i się skupiłam. Po chwili miałam wilcze uszy i ogon. Wilk kilka razy zmarszczył nos, a potem podszedł do mnie i poda mi kopertę, po czym zniknął. Drżącą ręką złamałam pieczęć i wyciągnęłam list. Było to zawiadomienie. Miałam się natychmiast stawić w siedzibie Wiczej Rady. Kod… czerwony… A więc do tego doszło. Wilcza Rada… te imbecyle, ci idioci, chcą oficjalnie wypowiedzieć wojnę! Do reszty postradali rozum! Zgniotłam list i rzuciłam nim o podłogę, a potem szybko pognałam do pokoju mojego braciszka. Gdy tam wpadłam, Kakuzu stał na środku pomieszczenia, a w ręku miał dokładnie taki sam list, jaki dostałam ja. Spojrzał na mnie jakby nieprzytomnym wzrokiem i powiedział cicho
Ka: Kim… Kod czerwony… wiesz co to znaczy, prawda?
Kiwnęłam głową
K: Niestety wiem. Musimy iść tam jak najszybciej i ich powstrzymać! Trzeba im wszystko wytłumaczyć!
Kakuzu jakby oprzytomniał i spojrzał na mnie stanowczo.
Ka: Racja! Tylko, że… zanim tam dotrzemy minie sporo czasu. Wtedy może być już za późno.
- Może ja pomogę?
Odwróciłam się. Za mną, w drzwiach stał Deidara.
D: Na moich glinianych ptakach, dostaniemy się tam znacznie szybciej *uśmiech*
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na blondyna.
K: Zaraz… „my”?
Deidara zaśmiał się i wskazał kciukiem za siebie. To co zobaczyłam zaszokowało mnie. Była tam połowa Akatsuki! Oczywiście A-chan stała na czele, no bo kto inny?
A: Już o wszystkim wiemy! Chyba nie myślałaś, że was z tym wszystkim zostawimy!?
K: A-chan? Minna? Ale... Jeśli... jeśli pójdziecie, to możecie tylko pogorszyć sytuację! No bo A-chan jest wampirem! I będzie że wampir został wprowadzony do siedziby! Albo że sam się włamał! A jeśli pójdziemy sami, to może wszystko im wytłumaczymy i...
A: Nie bądź naiwna Kim. Myślisz, że ten debil, który chciał cię zabić powiedział o tobie w samych superlatywach? I że niby go ratowałaś? Na pewno mówił o tobie w czarnym świetle. Idąc tam teraz i to na dodatek sama, to tak jakbyś poszła do jaskini lwa. I to bez najmniejszej broni czy tarczy. Pójdziemy tam z tobą czy tego chcesz czy nie! Będziemy reprezentować trzecią stronę tej niedoszłej wojny - naszą stronę. Jako możnaby rzecz "sojusz demonów-bogów-ludzi-wampirów-wilkołaków". Jako sojusz wszystkich ras!

Ka: *szeptem* czy tylko ja odnoszę wrażenie, że A-chan zachowuje się jak rasowa dyplomatka?
Spojrzałam na niego szybko, a potem z szokiem wymalowanym na twarzy spojrzałam na A-chan. Nie mogłam uwierzyć, że ona… że oni wszyscy chcą tam iść z nami i tak się narażać. Bałam się tej wojny, ale nie dlatego, że przejmowałam się losem tych nadętych wilkołaków. Oczywiście nie wszystkie wilkołaki są takie, ale jeśli ślepą chcą podążać za Wilczą Radą to ich problem. Bałam się tej wojny dlatego, że ktoś z Akatsuki mógłby ucierpieć. A tego bym nie zniosła. Oni są moimi przyjaciółmi… moją rodziną. Jeśli przez tą wojnę, któremuś z nich coś by się stało, to nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Ta cała wojna… to moja wina. Gdybym jak głupia nie poszła za zapachem wilkołaka i gdybym nie spotkała Tyriona to do tego wszystkiego by nie doszło!
K: Ale A-chan…
A: Żadnych „ale”! Idziemy z tobą i koniec kropka! I jeszcze coś! – A-chan przybliżyła swoją twarz do mojej i ze złowieszczą miną powiedziała do mnie – Wbij sobie do głowy, że ta cholerna wojna to wcale nie twoja wina! Nie masz się czym zadręczać! I nie martw się! Żadnemu z nas nic się nie stanie!
Zmierzyłam ją morderczym spojrzeniem i powiedziałam
K: A-chan… kto ci do jasnej cholery pozwolił czytać w moich myślach!?
Czarnowłosa odsunęła się ode mnie i wzruszyła ramionami, a potem uśmiechnęła się do mnie niewinnie.
A: Tak głośno myślałaś, że nie dało się nie słyszeć. Po za tym… zauważyłam, że często ci się zdarza tak głośno myśleć. Więc nie miej mi za złe, gdy twoje myśli dotyczące… pewnych osób, wpadną mi do głowy. Za głośno myślisz, a zwłaszcza o jednej osobie *znaczące spojrzenie i złośliwy uśmieszek*
Momentalnie zrobiłam się czerwona i spojrzałam na nią morderczym spojrzeniem
K: A-chan! Do jasnej cholery o czym ty znowu bredzisz!?
A: Ja bredzę? Osobiście myślę, że to ty bredzisz. A przynajmniej w myślach. Choć na glos też ci się zdarza. *wzdycha*
Ka: *odchrząkuje* Nie chciałbym wam przerywać, ale jeśli mamy powstrzymać Wilczą Radę to powinniśmy ruszać, nie uważacie?
Spojrzałam na niego i przeklnęłam w myślach. Ma racje! Nie ma czasu do stracenie! Po chwili już byliśmy na zewnątrz. Deidara wykonał dwa gliniane ptaki i już po chwili wzbiliśmy się w powietrze. Na jednym ptaku siedziałam ja, Deidara, Senshi i A-chan, a na drugim Kakuzu, Hidan, Arissa i Itachi. Reszta miała zostać w siedzibie i przygotować obronę na wypadek, gdyby nie udało nam się zapobiec wojnie. Nim dotarliśmy do Siedziby Wilczej Rady minęła godzina. Wylądowaliśmy przed wejściem, a ptaki Deidary zniknęły w kłębie dymu. Skupiłam się i po chwili wyrosły mi wilcze uszy i ogon. Spojrzałam na Kakuzu. On był już gotowy. Wzięłam głęboki oddech i pchnęłam drzwi. To co zobaczyłam nieco mnie zdziwiło. W holu nie było żywej duszy. Całkowicie pusto. Nie przejmując się jednak niczym ruszyłam korytarzem. Kilka kroków za mną szedł Kakuzu, a za nim cała reszta. Oczywiście nie przeszliśmy nawet połowy holu, a już pojawiło się kilka wilkołaków. Zapewne przybiegli zwabieni zapachem wampira i dużej liczby ludzi. Jednak na szczęście były to jakieś niziutki postawione wilkołaczki. Nie mieli pojęcia o tym co się dzieje i wystarczyło jedno moje groźne spojrzenie by zwiali z podkulonymi ogonami. Koniec zabawy! Jestem zła! Jednym kopniakiem otworzyłam drzwi Sali Obrad i weszłam do środka. Tak jak podejrzewałam większość wilkołaków była właśnie tutaj. Hexon aż poderwał się z miejsca na nasz widok
He: Kimiko, Kakuzu! A więc jednak to prawda! Zdradziliście nas! A w dodatku wprowadziliście tutaj wampira i ludzi!
Nawet się nim nie przejęłam tylko przejechałam wzrokiem po wszystkich zgromadzonych, szukając jednej osoby. Jest! Tyrion stał koło tronu Hexona i uśmiechał się do mnie z satysfakcją i kpiną. Posłałam mu pełne nienawiści spojrzenie, a potem przeniosłam spojrzenie na Hexona.
K: Hexonie… myślałam, że jesteś bardziej rozsądny! Naprawdę wierzysz w to co mówi Tyrion? Nie wiesz, że on nienawidzi klanu Okami!?
He: Dowody mówią same za siebie! – krzyknął władczym głosem i spojrzał na mnie z góry, a potem jego spojrzenie padło na A-chan. Obrzucił ją pełnym pogardy spojrzeniem i kontynuował – Tyrion ma na ciele ślady walki z wampirem! Powiedział mi, że to ta… twoja „przyjaciółka” mu to zrobiła! – na słowo „przyjaciółka” położył nacisk i powiedział to ociekającym od kpiny głosem. Aż się we mnie zagotowało. Postąpiłam krok do przodu i krzyknęłam
K: Tak!? A czy Tyrion powiedział ci, że A-chan go tak urządziła tylko dlatego, żeby mnie ratować!? Powiedział ci o tym!? I o kwiatach Armadnii, które hoduje!? Właśnie za pomocą nich, próbował mnie zabić!!! Gdyby nie A-chan i reszta Akatsuki, byłoby po mnie!!! Czy Tyrion ci o tym powiedział!? Wątpię!
Hexon wyglądał na zaskoczonego tym wszystkim. Jednak Tyrion postąpił krok do przodu i odezwał się
Tyr: Wasza ekscelencjo, z całym szacunkiem, ale nie widzisz, że to wszystko kłamstwo? Ona próbuje mnie oczernić. To prawda, że nie pałam wielką sympatią do klanu Okami, ale przecież wiem jak ważni są. Nigdy nie targnąłbym się na życie kogoś tak ważnego jak ona. Ona kłamie. Chce zrzucić winę na mnie, żeby ratować tą nędzną istotę! – tu palcem wskazującym wycelował w A-chan. Myślałam, że zaraz się na niego rzucę i go rozszarpię. Hexon spojrzał na mnie, a potem na A-chan i znowu na mnie. Uniósł nieco głowę i rzekł
He: Kimiko… uznaje cię winą zdrady wilkołaczego gatunku. Jednak… myślę, że możemy dojść do porozumienia. Kara cię ominie jeśli tylko… pozbędziesz się tej wampirzycy! – Wskazał na A-chan i uśmiechnął się z satysfakcją. Spojrzałam na czarnowłosą a ona na mnie. Reszta Akatsuki patrzyła raz na mnie raz na A-chan. Byli zdezorientowani. Spuściłam lekko głowę tak, że grzywka przykryła mi oczy. Moje barki zadrżały. Postąpiłam krok w stronę czarnowłosej, a ona wyglądała jakby nie wierzyła własnym oczom. Ja jednak w tej samej chwili wykonałam zwrot na pięcie i uderzyłam pięścią w wielki stół przy okazji łamiąc go na pół
K: Chyba rozum postradałaś, jeśli myślisz, że zrobię krzywdę mojej przyjaciółce!!! Wolę zostać uznana za zdrajcę!
Tyr: Wasza ekscelencjo... Proszę wybaczyć, ze przerywam, ale to tylko udowadnia jej winę.
Miałam ochotę go zabić! Rozszarpać... ale ktoś mi to uniemożliwił.
A: *znudzony ton* Doprawdy... brak mi słów na wasze zachowanie i niekompetencje.
Łoł! Szybko się opamiętała
A: Pozwólcie, że was uświadomię. Nie jestem tu jako przedstawiciel mojej rasy, jednakże jako osoba, która zareaguje gdy moim bliskim coś grozi. Nawet jeśli byłaby to wojna i musiałabym walczyć ze swoimi.
Tyr: Jak śmiesz ty...!
A: Nie wiesz, że nie ładnie jest przerywać? *warkniecie* Cóż... Uświadomię was jeszcze w czymś... Jeśli wywołacie wojnę z moją rasą, obecnie wasze szanse na zwycięstwo wynoszą 69%. Reszta to przegrana. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę to co zrobiliście mi - jako komuś z rodziny królewskiej zmaleją one o 40%. Jeśli dojdzie do przelewu krwi... 10% na wasze zwycięstwo. Dlaczego? Gdyż wściekłe wampiry i demony... to coś nie do powstrzymania. na dodatek jesteście mniej liczni... Cóż... zapomnę o tym co zrobiliście mojej osobie, jednak ostrzegam. Jeśli będę zmuszona walczyć... nie zawaham się zabić w obronie Kim, Akatsuki, czy nawet Kakuzu, za którym nawiasem mówiąc nie przepadam. Kim... Myślę, że powinni to sobie przemyśleć. A tak na marginesie… radzę sprawdzić obie wersje zdarzeń. I przeszukać mieszkanie tego kto oskarża Kim.
Tyrion pobladł nieco. Już chciał coś powiedzieć, ale Hexon mu przeszkodził. Ku mojemu zdziwieniu zszedł ze swojego tronu i  stanął naprzeciwko A-chan. Oboje mierzyli się wzrokiem przez jakiś czas, a potem Hexon odezwał się.
He: 10%, tak? Mówisz, że jesteś z rodziny królewskiej, a popełniasz tak podstawowy błąd? Doprawdy żałosne! – Hexon pochylił się lekko w stronę A-chan i zmierzył ją przeszywającym spojrzeniem – Nie wiesz, że niedocenienie przeciwnika może równać się klęską? Naprawdę myślisz, że wilkołaki są tak słabe? Masz racje z tym, że jest was więcej, ale… nawet sobie nie wyobrażasz do czego my jesteśmy zdolni.
A: Oh! Ależ zdaję sobie sprawę! I to chyba ty nas nie doceniasz. Cóż... ale masz rację... działałam nieobiektywnie. W końcu nie mam zamiaru stawać po ich stronie. Innymi słowy wasz szanse rosną o jakieś 5%. I mówię to jako osoba całkowicie neutralna miedzy tymi dwoma stronami. MY *wskazuje na siebie i Aka* jesteśmy pośrodku. jesteśmy trzecią stroną, która nie będzie się mieszać jeśli to nie będzie konieczne. Ale! Jeśli ktoś z nas ucierpi i zaatakujecie nas... nie ręczę za siebie...A wasz szanse zmaleją do ledwie 5% przez jednego, „małego”, wkurzonego półwampira-półdemona z rodziny królewskiej.
A-chan odwróciła się do nas przodem, a tyłem do Hexona.
A: Myślę, że wszystko zostało już powiedziane. Nic tu po nas!
A-chan wyszła z pomieszczenia, ale nikt jej nie zatrzymywał. Reszta Aka po chwili ruszyła za nią. Ja jeszcze przez chwilę stałam w miejscu. Spojrzałam przez ramie na Hexona i resztę wilkołaków obecnych w pomieszczeniu. Westchnęłam i ruszyłam za resztą. Dlaczego… dlaczego musiało do tego dojść? Szłam trochę z tyłu za resztą. Nagle poczułam jakiś ruch za sobą. Odwróciłam się by stanąć twarzą w twarz z Tyrionem
K: Nawet nie próbuj! – Warknęłam. On tylko prychnął i powiedział
Tyr: Daj spokój. Nie będę z tobą walczył w siedzibie Rady, jeszcze nie zwariowałem. Powiem ci tylko jedno… ty, twój brat, ta cholerna wampirzyca i wszyscy ci nędzni ludzie z którymi się zadajesz… obiecuję ci, że wszyscy już niedługo będziecie pławić się w kałuży własnej krwi. Przysięgam ci, że…
Jednak nie dane mu było dokończyć. Już po chwili był wbity w jedną ze ścian, a ja trzymałam go za gardło przy okazji wbijając mu pazury w szyję. Mój ogon oraz włosy powiewały choć znajdowaliśmy się w budynku. Moje kły oraz pazury stały się długie, a oczy przybrały krwisty kolor. W tym samym momencie również mój śnieżnobiały ogon oraz uszy zaczęły zmieniać barwę. Stały się krwisto czerwone i wydłużyły się. Tyrion nie krył strachu gdy zobaczył co się ze mną dzieje
Tyr: T… ty… ty potrafisz TO zrobić…!? Ale jakim cudem!? Nie byłabyś w stanie zabić któregoś z…
Uśmiechnęłam się tylko złowieszczo i jeszcze bardziej zacisnęłam ręce na jego szyi. Spod moich pazurów wypłynęły cienkie stróżki krwi
K: Zamknij się. *syknęłam słodkim głosem* Jak sam widzisz umiem to zrobić…
Tyr: Ale… to nie możliwe! Ty… nie zrobiłabyś tego dla mocy! Nie byłabyś w stanie poświecić…
K: Zamilcz!
Tyr: Sama zamilcz! Nie nabierzesz mnie! Nie zabijesz mnie w siedzibie Wilczej Rady! Po za tym trochę cię znam! Ty nie byłabyś w stanie tego zrobić! Jesteś za miękka! Warunek uzyskania tej mocy jest dla ciebie niewykonalny!
K: Och, czyżby? Dlaczego tak uparcie twierdzisz, że cię nabieram?
Tyr: *lekki uśmieszek* Bo zdążyłem cię trochę poznać. Po za tym wiem, że nie byłabyś w stanie tego zrobić. TO widać na pierwszy rzut oka. TO twoja słabość. Nie zrobiłabyś tego. Jestem pewny. Jesteś po prostu za miękka! I zbyt żałosna!
K: *złowieszczy, mroczny głos* Czyżby? Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. I się nie dowiesz. Za bardzo mi przeszkadzasz! Giń!
Ka: Nie Kim! Nie rób tego!
Usłyszałam, ale było za późno. Zacisnęłam swoje ręce tak mocno jak potrafiłam. Krew Tyriona prysnęła na mnie, a on sam wydał z siebie tylko cichy dźwięk, a potem padł martwy na ziemię. Odsunęłam się od niego i złapałam się za głowę. Moje uszy i ogon z powrotem stały się białe, oczy wróciły do normalnego stanu. Spojrzałam na martwe ciało wilkołaka i dopiero teraz dotarło do mnie co zrobiłam. Mój braciszek podbiegł do mnie i posłał mi zaniepokojone spojrzenie. Ja spojrzałam na niego ze strachem i powiedziałam cicho
K: Kakuzu… czy ja… czy stało się to o czym myślę…? Czy… czy ja to zrobiłam…?
Ka: Obawiam się, że tak…
K: Ale mój ogon i uszy chyba nie stały się…
Ka: Czerwone? Owszem stały się. Tak samo jak oczy.
Zamrugałam kilka razy, a potem, ze strachem spojrzałam na resztę Akatsuki. Wszyscy patrzyli na mnie zszokowani i zdezorientowani. Tylko A-chan wyglądała normalnie. Podeszła do nas i powiedziała
A: Nie przejmuj się Kim, należało mu się.
K: Ale ja nie o to się…
Jednak urwałam. Kakuzu pokręcił głową i powiedział do mnie prawie bezgłośnie
Ka: Jeszcze nie wiadomo czy to się stało. Trzeba będzie to sprawdzić.
Kiwnęłam głową, lecz nie odpowiedziałam nic. Bałam się, że głos odmówi mi posłuszeństwa. A-chan patrzyła to na mnie to na Kakuzu
A: Co się stało?
K: Nieważne. Proszę, możemy już wracać? – Spytałam i spojrzałam na nią zmęczona. Miałam dość tego dnia. A-chan kiwnęła głową i odwróciła się, lecz wiedziałam, że tak łatwo nie da mi spokoju i będzie chciała dowiedzieć się co się stało. Właściwie ja sama nie wiem czy coś się stało. Mam nadzieje, że nie… Tylko, że… czerwone uszy i ogon i… oczy… to mówi samo za siebie. Czy… to naprawdę się stało? Mój wewnętrzny wilkołak… moja wewnętrzna bestia… się uwolniła? Błagam niech to nie będzie prawda! Przecież… jeśli to prawda to ja… stanę się niebezpieczna. Dla wszystkich… Spojrzałam na członków Akatsuki, którzy szli przede mną, a potem przeniosłam wzrok na swoją dłoń. Czy… czy ta ręka mogłaby skrzywdzić, któregokolwiek z nich? Mam nadzieje, że nie… Nagle Hidan stanął, rozejrzał się na boki, a potem odwrócił się do mnie i uśmiechnął się. Podbiegł do mnie i spytał
H: Wszystko dobrze? Nie martw się tym wszystkim, damy sobie radę!
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko.
K: Mam taką nadzieję.
W tej chwili usłyszałam w głowie śmiech. Mroczny, przepełniony złem śmiech…mój śmiech. To był mój głos. Ten śmiech dźwięczał mi w głowie, czułam jakby rozsadzał mi czaszkę od środka. Złapałam się za głowę i opadłam na kolana
K: Przestań! – krzyknęłam. Hidan pochylił się na de mną i spyta z niepokojem
H: Kim, co ci jest!?
Ja jednak nie odpowiedziałam. Śmiech stał się jeszcze głośniejszy, nie do wytrzymania. Nie mogłam już tego wytrzymać. Dostrzegam jeszcze tylko, jak reszta Akatsuki podbiega do mnie, a potem już nic. Zemdlałam


***





- Boisz się…
K: Nie!
- Wiem, że się boisz…
K: Nie!!!
- Nie zgrywaj się *drwiący ton* Wiem, że się tego boisz. Jak cholera!
K: Zamknij się!
- Nie widzisz tego? Boisz się tego, że jesteś taka naprawdę… ale przed prawdą nie uciekniesz…
K: Przestań! Ja taka nie jestem!
- Jesteś, jesteś. Tylko jeszcze o tym nie wiesz. Ale dowiesz się… niebawem…
K: N… niebawem…?
- O tak! Już niedługo! Twoje pazury… zatopią się w ciała tych nic nie wartych ludzi, których zwiesz swymi przyjaciółmi. Będziesz ich zabijać jednego po drugim!
K: Nie! To kłamstwo! Nigdy nie zrobię czegoś takiego!
- Zrobisz, zrobisz… już niedługo… a zaczniesz od…




***


Gwałtownie podniosła się do siadu. Po moim karku spływał pot. Co to było do cholery!? Sen? Tak… to był tylko sen… Rozejrzałam się. Byłam w swoim pokoju. Spojrzałam w okno. Musiał być środek dnia, bo słońce było wysoko. Zeszłam z łóżka i wyszłam z pokoju. O dziwo czułam się bardzo dobrze. Weszłam do kuchni i zastałam tam kilka osób. Chyba była pora obiadu
A: Kimcia! *szeroki uśmiech* Obudziłaś się w końcu! Spałaś od wczoraj!
K: Tak długo? Ale w każdym razie czuję się wyśmienicie!
„Wyśmienicie, mówisz?” Usłyszałam znowu ten sam głos. Głos tak łudząco podobny do mojego własnego głosu.  Rozejrzałam się, ale nikogo nie dostrzegłam. „ Oh daj spokój! Tylko ty mnie słyszysz! Nawet A-chan czy Pain by mnie nie usłyszeli gdyby zachciało im się grzebać ci w głowie” Kim jesteś!? Krzyknęłam w myślach. Dostrzegłam, że A-chan mówi cos do mnie, ale nie słyszałam co. Po chwili nic nie widziałam, tylko czerń. Ale cały czas byłam przytomna. Miałam wrażenie jakbym przeniosła się do innego wymiaru. Nagle z tej czerni zaczęła wyłaniać się jakaś postać. Cofnęłam się o krok, ale postać tylko się zaśmiała
- Daj spokój. Nie uciekniesz przede mną… nie uciekniesz przed SOBĄ!
Postać pokazała się całkowicie i zobaczyłam… siebie. Siebie, ale za razem kogoś zupełnie innego. Druga ja miała krwisto czerwone, wilcze uszy i ogon, oraz tak samo krwiste oczy. Jej włosy falowały choć wcale nie było wiatru. Również ubranie miała inne niż ja. Miała fioletową bluzkę bez rękawów, odsłaniającą brzuch, oraz krótką niebieską spódnicę. Unosiła się kilka centymetrów nad ziemią i patrzyła na mnie szyderczo
K2: Co, nie poznajesz mnie? Jestem TOBĄ! A raczej… PRAWDZIWĄ tobą! Jestem twoim prawdziwym JA! Tak naprawdę jesteś zła do szpiku, a ci nędzni ludzie z którymi się zadajesz… tak naprawdę nic dla ciebie nie znaczą. Zobaczysz… już niedługo będziesz ich zabijać. Jednego po drugim.
K: Nie, nie prawda! *łapie się za głowę i upada na kolana*
K2: Wiem, że to widzisz… wiem, że się tego boisz
K: N… nie… prawda
K2: Prawda, prawda… boisz się, że nie zapanujesz nad swoją wewnętrzną bestią, swoim dzikim wilkołakiem
K: Nie!
K2: Widzisz to, prawda? Siebie zmieniająca się w dziką bestię i… pochylającą się nad zakrwawionym ciałem Kakuzu. Twój brat, którego tak kochasz już ledwo żyje i jedyne co może robić to patrzeć na ciebie bezsilnym i zbolałym wzrokiem. Ale ciebie to nie obchodzi. Dobijasz go! A potem… na następny cel wybierasz sobie Hidana… on nie jest w stanie cię zranić i tylko uśmiecha się bezsilnie, nawet wtedy gdy przebijasz go swoimi pazurami na wylot. Może i jest nieśmiertelny, ale to nie znaczy, że nie czuje bólu. A ból przebitego serca jest tak niewyobrażalny, że nawet on tego nie zniesie. Wiem też, że widzisz A-chan, która nie wie co robić. Nie wie czy ma ratować siebie i innych, ale tym samym zabić ciebie. A potem… twoja następna ofiara. Itachi. Powalasz go na ziemię. On próbuje do ciebie przemówić, próbuje cię obudzić, ale na nic się to nie zdaje. Zabijasz go! A wtedy… A-chan wpada w szał! Jest tak wściekła, że cię zabija! Wracasz do swojej normalnej formy, ale jest za późno. Nie żyjesz. Gdy A-chan orientuje się co zrobiła, nie może sobie tego wybaczyć. Widzisz to wszystko, prawda? Boisz się, że kiedyś się to stanie…
K: Nie!!!
W tej chwili wróciłam do rzeczywistości. Jednak nadal miałam w głowie te obrazy. To wszystko o czym mówiła druga ja… ja to widziałam. Tak wyraźnie, jakby to była prawda.
H: Kim, dobrze się czujesz? – spytał z niepokojem, ale ja tylko złapałam się za głowę i upadłam na kolana. Te wszystkie obrazy cały czas krążyły mi po głowie! Nagle poczułam na swojej głowie czyjąś dłoń i otworzyłam zdezorientowana oczy. Przed sobą zobaczyłam uśmiechniętą Hoshi, a za nią A-chan z gorącą czekoladą, którą mi podała.
Ho: Kim... Powiedz... o co chodzi? Co się dzieje? Powiedz nam. Nie ważne co by to nie było, pomożemy ci. A wojnę wygramy, więc się nie przejmuj. A teraz mów o co chodzi. *uparty wzrok*
Spojrzałam na nie obie, a potem spuściłam wzrok
K: O nic…
Ho: Kim! *nieugięty wzrok*
K: Ja… ja się boję… - w moich oczach pojawiły się łzy. Podniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie Kakuzu – Ona się wydostała!
Mój braciszek rozszerzył oczy i już po chwili kucał obok mnie.
Ka: Jesteś pewna?
K: Tak! – nie wytrzymałam i przytuliłam się do niego –Mój wewnętrzny wilkołak, moja bestia sie uwolniła!  Ty nie wiesz jakie ona strasznie obrazy mi pokazywała! Mówiła, że jest prawdziwą mną, że jestem zła do szpiku kości, a wy nic dla mnie nie znaczycie! P… pokazywała mi jak zmieniam się w dziką bestię! I… pokazała mi, że zabijam ciebie Kakuzu! A potem ranię Hidana! I…i… i zabijam Itachiego! A przez to A-chan wpada w szał i mnie zabija! Ona wszystko to mi pokazywała! Ja to widziałam tak jakby to było prawdą! B…boję się… że ona może mieć rację! Że to się kiedyś stanie!
Mój braciszek przytulił mnie mocno. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętą A-chan
A: Kim, daj spokój. Do czegoś takiego w życiu nie dojdzie. Ja, miałabym zabić ciebie? Nie żartuj! Coś takiego nie ma prawa się stać. I nie stanie się! Tak samo jak ty na pewno nie zabijesz ani Kakuzu, ani Itachiego, ani też nie skrzywdzisz Hidana. Przecież to niemożliwe.
K: A…ale… ale co jeśli…
A: Żadnych „ale”! *zły wzrok* Do czegoś takiego nie dojdzie! Kim… nie wiem co się dzieje, ale do czegoś takiego nigdy nie dojdzie. A chcesz wiedzieć czemu? Bo my jesteśmy z tobą!
Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, ale wciąż nie byłam pewna. Już miałam coś dodać, kiedy coś, a raczej ktoś uderzył mnie w tył głowy. Popatrzyłam zła na tą osobę i zobaczyłam Pein'a.
P: Za kogo ty nas masz? Jesteśmy niepokonani! Nie chcę tutaj żadnych tchórzy! I nie przypominam sobie żebym jakichś przyjmował! Więc nie zachowuj się w ten sposób! *zirytowany* 
Podniosłam się gwałtownie i spojrzałam na niego zła
K: Tchórzy!? Ja jestem tchórzem!? Ja się tylko martwię czy przy napadzie wściekłości nie rozerwę ci tego pomarańczowego łba na milion kawałeczków!
Spojrzałam kątem oka na A-chan i zobaczyłam na jej twarzy dziwny... triumfalny uśmiech. Ona mu nie da spokoju w tym swoim planie chyba nigdy. Jednak nie przełam się tym. Teraz byłam zła na Paina
P: Ty, miałabyś coś zrobić mnie? Nie rozśmieszaj mnie! Nie dałabyś mi rady!
K: Jesteś pewien!?
W tym momencie poczułam jak kły i pazury mi się wydłużają oraz rosną mi wilcze uszy i ogon. O nie, nie, nie! Właśnie tego się obawiałam! Właśnie tego się bałam! Złapałam się za głowę i zgięłam się w pół. Próbowałam nad tym zapanować, ale bez skutku. Nagle, znowu usłyszałam w głowie ten śmiech
K2: Nareszcie! Pozwól, że teraz ja przejmę stery! Czas się trochę zabawić!
K: Nie! Odczep się ode mnie! – krzyknęłam na głos. Czułam, że ogon i uszy całkowicie mi już urosły, a teraz zaczęły zmieniać barwę na czerwień… tak samo jak moje oczy. Straciłam kontrolę. Teraz to druga ja miała władzę.

3 komentarze:

  1. Nie spodziewałam się że nasza mała Kimcia jest zdolna do czegoś takiego.I jeszcze :"TO" przejęło nad nią władze! Ale Pain mógłby się powstrzymać od prowokowania Kim.To musiało być cierpienie oglądać te sceny.Oby zdążyła się opanować i nie doszło do rozlewu krwi. Tak wiem przynudzam już ;> A wiec notka wspaniała jak każda ! Nie mogę się doczekać następnej i życzę dużo pomysłów i weny ! :)

    Buziaki ~Nox

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze? Nie spodziewałam się takich obrotów spraw. Nie dość, że nie wiadomo co z tą cała wojną i konsekwencjami dla Kim za zabicie wilkołaka (o ile takowe będą) to na dodatek jeszcze "TO" przejęło nad biedną Kimcią kontrolę ;< Jejku jestem ciekawa co będzie dalej! Piszcie, piszcie bo nie wytrzymam! Normalnie kocham tego bloga *_* ! Mam nadzieję, że w najbliższym czasie pojawi się nowy rozdział! Pozdrawiam i życzę duuuużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za akcja! Co za akcja! :3
    Ale Dei'a i Hoshi nie było... *zawiedziona*
    Ale może przy rozlewie krwi do czegoś dojdzie... *rozmarzony wzrok*
    Strasznie było... Te sceny takie... Brrr... Aż zimno mi się zrobiło. :3 To było straaaszne... *nie może się pozbierać*
    Szczypta romansu do tego i... "Badum!" Dzieło wyszło! :D

    Pozdrawiam i weny życzę
    NyrimChan

    OdpowiedzUsuń