INFO

W zakładce "zamówienia", którą znajdziecie po prawej stronie bloga, możecie składać zamówienia na wasze one-shoty, tak jak to do tej pory robiliście w komentarzach. Różnica będzie jedynie taka, że łatwiej będzie i nam i wam to wszystko ogarnąć i zobaczyć kto, co i ile zamawiał.
Wraz z waszymi zamówieniami powstanie w tamtym miejscu lista, na której będziecie mogli sprawdzić aktualny stan waszego zamówienia. Zachęcam do zaglądnięcia tam.

wtorek, 12 lutego 2013

041. Tyrion


***Narrator***

Pain powoli podniósł głowę i jęknął cicho. Czuł się jakby czaszka miała mu eksplodować od środka. Podniósł głowę do pionu i uświadomił sobie czemu czuł taki cholery ból. Na jego biurku leżało chyba z piętnaście pustych butelek po sake. Rudy podrapał się w tył głowy i opadł na swój fotel z głośnym westchnięciem. To chyba mój rekord, tyle jeszcze chyba nigdy nie wpiłem – pomyślał i w tej samej chwili usłyszał jakiś cichy dźwięk. Spojrzał w bok i to co zobaczył tak go zdziwiło, że aż poderwał się z miejsca. Otóż na kanapie pod ścianą w najlepsze spała sobie Kim. Na twarzy miała szeroki uśmiech i mruczała coś przez sen. A ona co tu robi do cholery!? Skąd ona się wzięła w moim gabinecie!? I dlaczego tu śpi!? Czy… ona piła razem ze mną? To by wyjaśniało ilość butelek. Nawet ja nie wypiłbym piętnastu butelek sake. Ale… skoro ona tu była kiedy ja byłem pijany to… o kurwa! Nawet nie chcę myśleć o tym co mogłem nagadać! Mam tylko nadzieje, ze ona nic nie pamięta. Właściwie… to ja nic nie pamiętam. „Ciebie też się to tyczy! Wkurzasz mnie! Okaż trochę szacunku! Czy ja o tak wiele proszę?” A to co było!? Jakiś przebłysk pamięci? Powiedziałem coś takiego…? W sumie to prawda… Zarówno ona jak i pozostałe dziewczyny powinna mi okazywać szacunek! Przez nie reszta też przestaje okazywać mi respekt! A to głównie przez A-chan! Ona cały czas mnie poniża! To takie frustrujące i irytujące! Ja tu jestem liderem do jasnej cholery i należy mi się szacunek! Mam tego serdecznie dość! Nie będę tego dłużej znosił! Pain podszedł do Kim z dwoma teczkami w ręce po czym uderzył jedna o drugą tuż przy uchu śpiącej dziewczyny. Zielonooka gwałtownie się obudziła i jęknęła cicho po czym spojrzała na Lidera z wyrzutem
K: Delikatniej się nie dało?
P: Nie. – Uciął lodowatym tonem po czym obrzucił ją zimnym spojrzeniem – Następnym razem nie śpij w moim gabinecie to nie będziesz miała takich nieprzyjemnych pobudek. A teraz łaskawie wynocha z mojego gabinetu!
Kim zamrugała kilka razy, a potem zeszła z kanapy. Westchnęła cicho i skierowała się w stronę drzwi. W progu rzuciła jeszcze
K: Wiesz co Pain… jak chcesz naszego szacunku to musisz na niego zasłużyć. A takim zachowaniem na pewno tego nie zrobisz… - Po tych słowach wyszła z gabinetu zostawiając Lidera osłupiałego

***Kim***

Zamknęłam za sobą drzwi gabinetu Paina i westchnęłam cicho. A-chan… ja nie jestem przekonana co do tego czy twój plan się sprawdzi. Może tak być że tego rudzielca nie da się zmienić. Ruszyłam korytarzem nadal o tym rozmyślając. Przechodząc obok jednego z okien zatrzymałam się na chwilkę. Na zewnątrz było już ciemno, ale miałam wrażenie, że coś się poruszyło przed siedzibą. Jakby ktoś się tam czaił, ale zaraz potem schował się za drzewem. Zmrużyłam oczy i wbiłam wzrok w ciemność przede mną. Na początek nie dostrzegałam nic, ale po kilku sekundach znowu dostrzegłam ruch. Teraz byłam w stu procentach pewna, że ktoś tam jest! Mógł to być ktoś z Aka, ale równie dobrze to mógł być jakiś szpieg! Postanowiłam to sprawdzić. Szybko pobiegłam do wyjścia z siedziby i już po kilku minutach byłam na zewnątrz. Od razu stanęłam bez ruchu by osoba czająca się tam mnie nie dostrzegła. Znowu ją dostrzegłam. Zobaczyłam tylko ciemny kształt gdyż osoba ta była za daleko. Stała koło jednego z drzew. Niepostrzeżenie podbiegłam do drzewa które znajdowało się obok i przyległam do niego. Niestety owa osoba najwidoczniej mnie zauważyła, bo schowała się. Wyjrzałam zza pnia, ale nic nie dostrzegłam, więc podbiegłam do drzewa za którym kryła się owa osoba. Pień był bardzo gruby więc nic nie widziałam. Wzięłam cichy oddech i z kunai’em w ręce wyszłam zza drzewa. Owa osoba najwidoczniej postanowiła zrobić dokładnie to samo i to w tym samym czasie, bo zderzyliśmy się ze sobą. Od razu zorientowałam się, że ten człowiek to mężczyzna, bo przywaliłam w czyjąś klatkę piersiową. Szybko podniosłam wzrok do góry i od razu moja twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora.
K: Hidan! To ty! – odskoczyłam od niego jak oparzona, co skończyło się tym że potknęłam się o jakiś korzeń i wylądowałam na ziemi. Białowłosy uśmiechnął się do mnie słodko i podał mi rękę
H: Spokojnie. Coś ty taka nerwowa?
Ja jednak zignorowałam jego pytanie i spytałam trochę głośniej niż zamierzałam
K: Co ty w ogóle robisz na zewnątrz tak późno?!
W tej chwili chwycił mnie za rękę i postawił do pionu a potem uśmiechnął się do mnie w… dziwny sposób…
H: A czy to ważne, słońce? *dziwny, lubieżny uśmieszek*
Moja twarz od razu zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, a serce biło mi jak szalone. Jednak po kilku sekundach coś do mnie dotarło. Zaraz… Hidan by przecież tak do mnie nie powiedział. On… on zawsze był dla mnie taki miły i nigdy nie patrzył na mnie… w ten sposób. Coś tu jest nie tak!
K: Przestań… nie mów do mnie słońce.
On znowu posłał mi ten chory uśmiech i powiedział
H: Oh, a to dlaczego? Przecież jesteśmy razem.
Teraz miałam stu procentowa pewność! To nie jest Hidan, tylko jakiś łajdak, który się pod niego podszywa! Uśmiechnęłam się udając że wszystko jest w porządku, ale wcale tak nie było. Odwróciłam się i zrobiłam krok do przodu, a potem skumulowałam chakrę w dłoni, odwróciłam się na pięcie i wymierzyłam cios w tego oszusta, zamykając przy tym oczy. Może to nie jest Hidan, ale wygląda jak on, gdybym miała otwarte oczy byłoby mi trudniej. Gość poleciał kawałek do przodu i dobił do drzewa przy okazji wracając do swojej normalnej postaci. Teraz widziałam jakiegoś cholernego szpiega, który miał czelność podszywać się pod mojego u… pod Hidana! Złożyłam dłonie w pieczęci i przywołałam Hideki’ego. Odwróciłam się tyłem to tego łajdaka i rzuciłam do mojego wilka
K: Hideki zajmij się nim. Nie mam zamiaru patrzeć na tego śmiecia.
Hideki skinął głową i wziął się do roboty, a ja ruszyłam do siedziby nawet się nie oglądając. Zacisnęłam usta, a po moim policzku spłynęła jedna łza. Jak ta gnida śmiała zrobić coś takiego!? Weszłam do siedziby zła, smutna, zdenerwowana i przygnębiona na raz. Skierowałam się do gabinetu tego rudego idioty i weszłam do środka nawet nie pukając. Odchyliłam głowę w bok i w tym samym momencie na ścianie za mną rozbił się wazon, który Liderek rzucił w moją stronę. Rudy zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem i już chciał coś powiedzieć, ale ja go uprzedziłam i odezwałam się poirytowanym głosem
K: Daruj sobie dobra? Chciałam ci tylko przekazać Liderze, że dobrze byś zrobił jakbyś wysłał kogoś na zwiady, bo koło naszej siedziby kręcił się jakiś cholerny szpieg. Już się nim zajęłam, ale może być ich tu więcej. Tylko tyle chciałam powiedzieć  
Nie czekając na reakcje lidera wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi. Nie miałam sił użerać się z tym rudzielcem. Ruszyłam korytarzem, ale zatrzymałam się przy jednym z okien. Oparłam się o parapet i westchnęłam głęboko. Spojrzałam na nocne niebo i skrzywiłam się. Niedługo znowu będzie pełnia. Jak ja nienawidzę tego czasu! Jestem wtedy taka… taka cholernie bezbronna! Każdy może wtedy wykorzystać moją słabość! Westchnęłam ponownie i jeszcze raz spojrzałam na księżyc. Z tego co się orientuje pełnia będzie jutrzejszej nocy. A to znaczy że już jutro zacznie się ten koszmar! To moje rozmyślanie przypomniało mi o jednej sprawie. Szybko ruszyłam korytarzem i już po kilku minutach stałam pod jednym z pokoi. Przez szparę pod dziwami widziałam, że światło się świeci wiec zapukałam, a po cichym „proszę” weszłam do środka
Ka: Kim? Coś się stało? – Spytał wyraźnie zdziwiony. Siedział na łóżku, a obok niego leżała książka. Zmrużyłam oczy i przyjrzałam się mu. Był blady. Z poważną miną podeszłam do niego i przyłożyłam mu rękę do czoła. Mój braciszek zamrugał kilka razy zdezorientowany, a potem spytał
Ka: Kim… co ty robisz?
K: Sprawdzam czy nie masz gorączki.
Kakuzu patrzył na mnie przez chwile zdziwiony, a potem parsknął śmiechem. Usiadłam obok niego na łóżku i spojrzałam na niego zła.
K: No i z czego ty się śmiejesz? Miałeś wysoką gorączkę, myślisz że to zabawne!?
Ka: Przepraszam… ale to taka ironia, nie uważasz? To zawsze ja się o ciebie troszczę i cię pilnuje, a teraz co? Zamiana ról?
Uśmiechnęłam się lekko i powiedziałam
K: Ta, masz racje. Ale czy ciebie to dziwi? Ja też się o ciebie martwię!
Ka: Wiem, wiem… a tak swoją drogą… - Kakuzu zmierzył mnie przenikliwym spojrzeniem i spytał - … dlaczego ty jeszcze nie śpisz o tak później porze?
Zmierzyłam go takim samym spojrzeniem i uniosłam lekko głowę
K: Mogłabym cię spytać o to samo! To w końcu ty tu jesteś chory!
On tylko uśmiechnął się niewinnie i wzruszył ramionami. Gwałtownie wstałam i wycelowałam w niego palcem wskazującym
K: Kładź się spać! Teraz!
On także wstał, spojrzał na mnie z góry i próbując robić groźną minę (co nie bardzo mu wychodziło) powiedział
Ka: To chyba ja powinienem kazać ci iść się położyć. W końcu ja tu jestem starszy, powinnaś się mnie słuchać.
Mierzyliśmy się wzrokiem chyba z pięć minut, aż w końcu nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Mój braciszek tylko się uśmiechnął
K: Dobrze, chyba masz racje. Jestem trochę zmęczona. Ale ty też się już połóż!
Kakuzu tylko pokiwał głową i posłał mi pobłażliwy uśmiech. Gdy miałam już wychodzić stanęłam jeszcze i odwróciłam się
K: Naprawdę odpocznij. Jutro jest pełnia, nie zapomnij.
Ka: Wiem, wiem… ale na ciebie pełnia działa gorzej niż na mnie, wiec nie przemęczaj się jutro
Uśmiechnęłam się tylko i powiedziałam
K: Oczywiście, wiem o tym.
Po tych słowach wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do swojego pokoju. Gdy już tam byłam wzięłam szybki prysznic, a potem rzuciłam się na łóżko. Leżałam przez chwilę gapiąc się w sufit, a potem uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy. Nie minęło kilka minut, a zasnęłam

***


Obudziłam się z potwornym słaba i zmęczona. Ah, no tak, dzisiaj jest pełnia. Głęboko westchnęłam i wstałam z łóżka przeciągają się przy tym. Zgarnęłam czyste ubrania i udałam się do łazienki. Po załatwieniu wszystkich porannych czynności spojrzałam na zegarek i rozszerzyłam lekko oczy. Była jedenasta! Aż tak długo spałam?! Westchnęłam ponownie i wyszłam z pokoju. Skierowałam się do kuchni. Podejrzewałam, że nie będzie tam nikogo, więc zdziwiłam się lekko gdy zastałam tam Itachiego, który popijał sobie herbatę. Spojrzał na mnie, a potem uniósł lekko jedną brew i spytał
I: Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blada.
Oparłam się o blat gdyż nagle zakręciło mi się w głowie i powiedziałam
K: Tak… wszystko dobrze… po prostu dzisiaj jest pełnia, to ona tak na mnie działa 
I: Może lepiej usiądź, bo się zaraz przewrócisz. Zrobić ci herbaty?
Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam
K: Gdybyś mógł? Byłabym wdzięczna.
Itachi kiwnął głową, a ja usiadłam przy stole. Po chwili czarnowłosy postawił przede mną cudownie pachnący napój. Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam
K: Dzięki
A: No co ja widzę! Kimcia! Ładnie to tak wykorzystywać mojego Itasia!?
Nie wiadomo kiedy w kuchni pojawiła się A-chan. Najpierw spojrzała na mnie a potem na Itachiego. Wymieniłam z Uchihą spojrzenie a potem mój wzrok spoczął na A-chan
K: Daj spokój A-chan. To tylko herbata
Ona przez chwile patrzyła na mnie „złym” wzrokiem, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko
A: Przecież żartuje!
K: No ja myślę… bo ty w stosunku do niego się przewrażliwiona robisz!
A: Oj tam! Przesadzasz!
I: Nie byłbym taki pewny… - mruknął cicho jednak jako, że stał koło mnie usłyszałam to. Mimowolnie się uśmiechnęłam. A-chan zmierzyła go mrocznym spojrzeniem i spytała słodko
A: Coś mówiłeś kotku? *złowroga aura*
Itachi wyprostował się niczym struna i zaprzeczył pośpiesznie
I: Nie! Ależ skąd, nic nie mówiłem!
Po tych słowach odwrócił się na pięcie i sekundę później już go nie było. Zaśmiałam się cicho i spojrzałam na A-chan która kręciła głową.
A: Ja już sobie z nim pogadam.
A-chan ruszyła z Itachim i po chwili już jej nie było. Ja wypiłam moją herbatę i wyszłam z kuchni. Gdy przechodziłam obok wyjścia z organizacji zastygłam w bezruchu. Wytężyłam wszystkie moje zmysły na tyle na ile to było dzisiaj możliwe i skupiłam się. Może i jestem dzisiaj osłabiona i nie mam mocy, a moje zmysły są przytępione, ale jedno wiem na pewno. W pobliżu organizacji kręci się jakiś wilkołak! Wyszłam na zewnątrz i rozejrzałam się jednak nikogo nie dostrzegłam. Ruszyłam przed siebie kierując się moim węchem, który niestety nie był tak wyostrzony jak zawsze. Przeszłam dość spory kawałek i zatrzymałam się obok wielkiego dębu. Zmarszczyłam brwi i skupiłam się. Zapach, choć słaby prowadził w to miejsce. Nagle usłyszałam za sobą szyderczy głos
- Mnie szukasz?
Odwróciłam się gwałtownie i aż cofnęłam się o krok. Jasna cholera! A ten tu czego!? I dlaczego akurat dzisiaj!? Odsunęłam się od niego i zlustrowałam go wzrokiem. Przede mną stał wysoki mężczyzna z długimi lekko kręconymi blond włosami. Miał grzywkę która opadał mu na lewe oko, a jego loki były spięte w wysoki kucyk. Na sobie miał czarne spodnie, oraz białą bluzę z wysokim, postawionym kołnierzem, oraz z szerokimi rękawami. Była rozpięta do połowy. Miał także czarne jak smoła wilcze uszy i ogon. U pasa miał jeszcze przymocowany mały skurzany woreczek. Uśmiechnął się do mnie drwiąco.
- Widzę, że mnie poznajesz. Jak miło.
K: A jakże miałabym cie nie poznać Tyrion. Czego tu chcesz!?
Tyr(ion): Oh, powinnaś wiedzieć czego tu chcę. Ty i twój brat jesteście zakałą całego wilczego gatunku! Przyszedłem się was pozbyć! A zacznę od ciebie!
Nim zdążyłam choćby pomyśleć o ucieczce, blondyn chwycił swój skurzany woreczek i wyciągnął coś z niego, a potem podsunął mi to pod nos. Zobaczyłam przed sobą roślinę z białym kwiatem o dość dziwnych płatkach. Od razu odsunęłam się od tego i zakryłam sobie usta i nos dłońmi jednak nie na wiele się to zdało. Zaczęłam kaszleć i ciężko oddychać
K: Kwiat *kaszle* kwiat Armandii!? Skąd… *kaszle* skąd ty to wziąłeś!? Myślałam, że ta roślina *kaszle*… została zniszczona!
On tylko uśmiechnął się szyderczo i powiedział
Tyr: Ale jak widzisz mam całkiem ładny jej egzemplarz. Czyż nie jest piękna? I tak zabójczo działa na wilkołaki.
K: Ale dlaczego *kaszle* dlaczego nie działa na *kaszle* ciebie!?
On tylko uśmiechnął się złowieszczo i szepnął mi do ucha
Tyr: To już pozostanie moją, słodką tajemnicą
Po tych słowach przyłożył mi tą roślinę do nosa. Szarpałam się, ale przez tą cholerną pełnię byłam osłabiona. Powoli zaczęło mi ciemnieć przed oczami. Próbowałam stawać opór, ale nie na wiele się to zdało. Przez tą cholerną Armandiię, nie tylko nie mogłam oddychać, ale też czułam paraliżujący ból w całym ciele, oraz kręciło mi się w głowie. Powoli zaczęłam tracić grunt pod stopami i osunęłam się na ziemie. Ostatnie co zapamiętałam to triumfalny uśmiech tego łajdaka.

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział! Co będzie Kim? Nie mogę się doczekać następnej notki! Pozdrawiam i weny życzę. ;p

    OdpowiedzUsuń