Spoglądałam przez okno na księżyc rozmyślając co teraz
robią członkowie Akatsuki. Może świętują moje odejście pod hasłem „Jedną
mniej!”? Albo nawet nie zauważyli żadnej różnicy po moim odejściu? W
końcu ostatnie tygodnie spędziłam w odosobnieniu na zadupiu siedziby.
Westchnęłam
i starałam się odrzucić wszystkie myśli związane z dawnym życiem.
Podeszłam do szafki i spojrzałam na stojące na niej zdjęcie. Były na nim
trzy roześmiane dziewczyny.
Jakie wtedy wszystko było łatwe,
pomyślałam. Całe moje życie zaczęło się komplikować po dołączeniu do
Akatsuki. Odstawiłam zdjęcie na miejsce i w tym samym czasie rozległo
się pukanie do drzwi.
Sh: Proszę – powiedziałam, a do pomieszczenia wszedł wysoki, chudy blondyn o bladej cerze – Dracon Malfoy.
Dr: Czarny Pan cię wzywa – rzekł wypranym z emocji głosem i wyszedł.
Mimowolnie
przeszedł mnie dreszcz. Nie spędziłam tu dużo czasu i jeszcze ani razu
nie zostałam wezwana do Czarnego Pana. Słyszałam jednak jak niektórzy
Śmierciożercy o nim mówią i aż ciarki przeszły mi po plecach. Był
okrutny i nie miał litości dla nikogo. Nie obchodziło go czy to kobieta,
czy nawet dziecko.
Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z pokoju.
Wiedziałam gdzie mam iść – do miejsca, którego unikałam jak ognia. Na
końcu długiego, ciemnego korytarza, oświetlonego jedynie mdłym światłem
świec znajdowały się wielkie drewniane drzwi ze złotą klamką w kształcie
węża. Zapukałam i po usłyszeniu krótkiego „wejść”, nacisnęłam niepewnie
klamkę i weszłam do środka.
Pokój Czarnego Pana było to ogromne
pomieszczenie z wysokim sklepieniem. Na podłodze leżał okrągły zielony
dywan z wyszytym srebrnym wężem. Większą część pomieszczenia zajmowały
regały pełne starych ksiąg, a na przeciwko drzwi stało biurko, za którym
siedział ON, wpatrując się we mnie beznamiętnie.
Jego spojrzenie nie
było chłodne ani przesycone nienawiścią. Wręcz przeciwnie, w jego
oczach dostrzegłam ciekawość, a może nawet pożądanie. Tak czy inaczej
byłam pewna, że to nie wróży nic dobrego.
Podeszłam niepewnie do
biurka po czym usiadłam na krześle wskazane przez Czarnego Pana. Milczał
jeszcze chwilę przyglądając mi się po czym zapytał:
LV: Przyjdą po ciebie?
Spojrzałam
zdziwiona w jego cudowne brązowe oczy, po czym jednak szybko zmieszana
odwróciłam wzrok i zaczęłam nerwowo skubać palcami rękawy szaty.
Sh: Wątpię – odrzekłam po chwili.
Ponownie
spojrzałam mu w oczy i poczułam, że się rumienię. Był taki przystojny,
ale wiedziałam, że muszę o nim zapomnieć. Skoro nie mogłam mieć Peina to
jakim cudem mogłabym mieć Czarnego Pana.
LV: Kim on jest? – z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
Sh: K-kto? – spytałam zdezorientowana.
LV: Ten facet, o którym przed chwilą myślałaś – odrzekł spokojnie.
Zatkało
mnie. Potrafi czytać w myślach?! No tak – legilimencja. Niestety ja
nigdy nie znałam się na oklumencji, więc nie byłam w stanie zamknąć
umysłu, zresztą byłam pewna, że w przypadku Czarnego Pana i tak by to
nie pomogło.
Sh: To był… lider Akatsuki… Pein – odpowiedziałam speszona.
LV: Ile jesteś mi w stanie o nim powiedzieć? – jego bezceremonialność sprawiła, że byłam już zapewne czerwona jak burak.
I
nagle przypomniałam sobie jak on mnie traktował. Wiedział co do niego
czuję, ale miał to gdzieś. Zapewne cieszy się teraz, że odeszłam i być
może gdybym nie zrobiła tego sama, to prędzej czy później by się mnie
sam pozbył.
Jedna część mnie podpowiadała mi, że powinnam zachować
honor i nie wyjawić mu żadnych informacji na temat organizacji Akatsuki,
ale druga, zdecydowanie przeważająca, mówiła mi, że już nic mnie z nimi
nie łączy. Od kiedy przekroczyłam granicę dzielącą Świat Magii od
Świata Shinobi nie miałam już z nimi nic wspólnego – byłam kimś zupełnie
innym. Skoro potrafiłam zamienić płaszcz Akatsuki na szatę
Śmierciożerców, byłam w stanie również zmienić strony.
Całe moje zakłopotanie jakby wyparowało i odpowiedziałam zdecydowanie:
Sh: Sądzę, że całkiem sporo.
Czarny
Pan od razu wyczuł zmianę w moim zachowaniu, ale miałam wrażenie, że
tym razem nie musiał czytać mi w myślach. Jednak nic nie odpowiedział,
więc uznałam, że mam mówić dalej.
Opowiedziałam mu wszystko o Peinie od wyglądu, przez charakter aż do wszystkich, a przynajmniej tych, które znałam, zdolności.
LV: A gdzie znajduje się siedziba Akatsuki?
Zawahałam się przez chwilę.
Sh: Siedziba jest… – nie dokończyłam bo nagle gdzieś na dole rozległ się odgłos wybuchu.
Czarny Pan powoli podniósł się z krzesła i ruszył w stronę drzwi, a ja nie mając innego pomysłu poszłam za nim.
- Panie! Panie! Akatsuki! – dobiegł nas głos Śmierciożercy zmierzającego w naszym kierunku.
Poczułam
niemiłe ukłucie w żołądku. Chciałam stamtąd jak najszybciej uciec, ale
wiedziałam, że nie mogę. Jako, że należałam teraz do Śmierciożerców moim
świętym obowiązkiem było stanąć do walki z wrogiem. Nawet jeśli wrogiem
byli moi dawni sojusznicy.
Sh: Ja się nimi zajmę, Panie –
rzekłam chłodno, a gdy nie usłyszałam sprzeciwu ruszyłam w stronę
miejsca, z którego dobiegały mnie odgłosy walki.
W wielkim salonie
Malfoy Manor stali Kim, Hoshi, A-chan, Kakuzu, Deidara i… Pein.
Śmierciożercy stali na przeciwko nich z wyciągniętymi różdżkami.
Przecisnęłam się między nimi na sam przód i stanęłam na przeciwko moich
dawnych przyjaciół i… no powiedzmy, że znajomych. Wyciągnęłam różdżkę i
rzekłam:
Sh: Czego tu chcecie? – mój głos był nienaturalnie obojętny, aż sama byłam tym zdziwiona.
A-chan zrobiła wściekłą minę po czym krzyknęła:
A:
Czego tu chcemy?! Przebyliśmy taki kawał drogi, a ty się pytasz „czego
tu chcemy”?! Zostawiłaś nas bez słowa wyjaśnienia! Kim i Deidara
zachowywali się jakby ktoś im wyrwał duszę, a ty miałaś to gdzieś!
Mogłaś chociaż nas uprzedzić, że ci na nas nie zależy i że chcesz sobie
tak po prostu odejść!
Widać było, że całą tą złość trzymała w sobie
od dłuższego czasu. Spojrzałam na Kim. Była wyraźnie wstrząśnięta, ale
wiedziałam, że zgadza się z A-chan.
Sh: Deidara, a ty? Chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy – powiedziałam chłodno.
A-chan
wydawała się być „epicko” wkurzona tym, że tak ją zignorowałam, jednak
nie miałam na to czasu. Chciałam tą zbędną rozmowę załatwić jak
najszybciej, bo nieprzyjemne kłucie w żołądku nie dawało mi spokoju.
D:
Zgodziłem się, żebyś poszła do Hogwartu, do szkoły, ale przyłączenia
się do Śmierciożerców jakoś nie omówiliśmy – co mnie najbardziej
zdziwiło to to, że jego głos był równie obojętny co mój.
Sh: Nie potrzebuję twojego pozwolenia, sama mogę o sobie decydować.
Zapadła chwila ciszy, którą w końcu przerwała Kim.
K:
Shiru wróć do nas, proszę… – jej głos był słaby i widziałam, że jest
bliska płaczu. Wiedziałam też, że to moja obojętność wobec A-chan i
Deidary doprowadziła ją do tego stanu.
Spojrzałam na Peina. Nie
potrafiłam określić w jaki sposób na mnie spojrzał, ale poczułam, że
ogarnia mnie złość. Ścisnęłam mocniej różdżkę w ręce i już miałam
wypowiedzieć formułę zaklęcia, ale w tym samym czasie poczułam czyjąś
dłoń na ramieniu. Był to Czarny Pan.
LV: Ona już z wami nie
wróci, nawet wtedy, gdybym jej na to pozwolił – jego głos był tak
chłodny, że nawet A-chan drgnęła. Jedyną osobą, która pozostawała
niewzruszona na jego widok, był Pein. Mierzyli się teraz wzrokiem, a ja
zdałam sobie sprawę z tego, że Czarny Pan miał rację. Nie mogłam wrócić,
nawet gdyby mi pozwolił. Straciłam tę szansę wtedy, gdy udzieliłam mu
wszystkich cennych informacji na temat Akatsuki…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz