INFO

W zakładce "zamówienia", którą znajdziecie po prawej stronie bloga, możecie składać zamówienia na wasze one-shoty, tak jak to do tej pory robiliście w komentarzach. Różnica będzie jedynie taka, że łatwiej będzie i nam i wam to wszystko ogarnąć i zobaczyć kto, co i ile zamawiał.
Wraz z waszymi zamówieniami powstanie w tamtym miejscu lista, na której będziecie mogli sprawdzić aktualny stan waszego zamówienia. Zachęcam do zaglądnięcia tam.

niedziela, 9 grudnia 2012

033. Spotkanie

Spoglądałam przez okno na księżyc rozmyślając co teraz robią członkowie Akatsuki. Może świętują moje odejście pod hasłem „Jedną mniej!”? Albo nawet nie zauważyli żadnej różnicy po moim odejściu? W końcu ostatnie tygodnie spędziłam w odosobnieniu na zadupiu siedziby.
Westchnęłam i starałam się odrzucić wszystkie myśli związane z dawnym życiem. Podeszłam do szafki i spojrzałam na stojące na niej zdjęcie. Były na nim trzy roześmiane dziewczyny.
Jakie wtedy wszystko było łatwe, pomyślałam. Całe moje  życie zaczęło się komplikować po dołączeniu do Akatsuki. Odstawiłam zdjęcie na miejsce i w tym samym czasie rozległo się pukanie do drzwi.
Sh: Proszę – powiedziałam, a do pomieszczenia wszedł wysoki, chudy blondyn o bladej cerze – Dracon Malfoy.
Dr: Czarny Pan cię wzywa – rzekł wypranym z emocji głosem i wyszedł.
Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz. Nie spędziłam tu dużo czasu i jeszcze ani razu nie zostałam wezwana do Czarnego Pana. Słyszałam jednak jak niektórzy Śmierciożercy o nim mówią i aż ciarki przeszły mi po plecach. Był okrutny i nie miał litości dla nikogo. Nie obchodziło go czy to kobieta, czy nawet dziecko.
Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z pokoju. Wiedziałam gdzie mam iść – do miejsca, którego unikałam jak ognia. Na końcu długiego, ciemnego korytarza, oświetlonego jedynie mdłym światłem świec znajdowały się wielkie drewniane drzwi ze złotą klamką w kształcie węża. Zapukałam i po usłyszeniu krótkiego „wejść”, nacisnęłam niepewnie klamkę i weszłam do środka.
Pokój Czarnego Pana było to ogromne pomieszczenie z wysokim sklepieniem. Na podłodze leżał okrągły zielony dywan z wyszytym srebrnym wężem.  Większą część pomieszczenia zajmowały regały pełne starych ksiąg, a na przeciwko drzwi stało biurko, za którym siedział ON, wpatrując się we mnie beznamiętnie.
Jego spojrzenie nie było chłodne ani przesycone nienawiścią. Wręcz przeciwnie, w jego oczach dostrzegłam ciekawość, a może nawet pożądanie. Tak czy inaczej byłam pewna, że to nie wróży nic dobrego.
Podeszłam niepewnie do biurka po czym usiadłam na krześle wskazane przez Czarnego Pana. Milczał jeszcze chwilę przyglądając mi się po czym zapytał:
LV: Przyjdą po ciebie?
Spojrzałam zdziwiona w jego cudowne brązowe oczy, po czym jednak szybko zmieszana odwróciłam wzrok i zaczęłam nerwowo skubać palcami rękawy szaty.
Sh: Wątpię – odrzekłam po chwili.
Ponownie spojrzałam mu w oczy i poczułam, że się rumienię. Był taki przystojny, ale wiedziałam, że muszę o nim zapomnieć. Skoro nie mogłam mieć Peina to jakim cudem mogłabym mieć Czarnego Pana.
LV: Kim on jest? – z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
Sh: K-kto? – spytałam zdezorientowana.
LV: Ten facet, o którym przed chwilą myślałaś – odrzekł spokojnie.
Zatkało mnie. Potrafi czytać w myślach?! No tak – legilimencja. Niestety ja nigdy nie znałam się na oklumencji, więc nie byłam w stanie zamknąć umysłu, zresztą byłam pewna, że w przypadku Czarnego Pana i tak by to nie pomogło.
Sh: To był… lider Akatsuki… Pein – odpowiedziałam speszona.
LV: Ile jesteś mi w stanie o nim powiedzieć? – jego bezceremonialność sprawiła, że byłam już zapewne czerwona jak burak.
I nagle przypomniałam sobie jak on mnie traktował. Wiedział co do niego czuję, ale miał to gdzieś. Zapewne cieszy się teraz, że odeszłam i być może gdybym nie zrobiła tego sama, to prędzej czy później by się mnie sam pozbył.
Jedna część mnie podpowiadała mi, że powinnam zachować honor i nie wyjawić mu żadnych informacji na temat organizacji Akatsuki, ale druga, zdecydowanie przeważająca, mówiła mi, że już nic mnie z nimi nie łączy. Od kiedy przekroczyłam granicę dzielącą Świat Magii od Świata Shinobi nie miałam już z nimi nic wspólnego – byłam kimś zupełnie innym. Skoro potrafiłam zamienić płaszcz Akatsuki na szatę Śmierciożerców, byłam w stanie również zmienić strony.
Całe moje zakłopotanie jakby wyparowało i odpowiedziałam zdecydowanie:
Sh: Sądzę, że całkiem sporo.
Czarny Pan od razu wyczuł zmianę w moim zachowaniu, ale miałam wrażenie, że tym razem nie musiał czytać mi w myślach. Jednak nic nie odpowiedział, więc uznałam, że mam mówić dalej.
Opowiedziałam mu wszystko o Peinie od wyglądu, przez charakter aż do wszystkich, a przynajmniej tych, które znałam, zdolności.
LV: A gdzie znajduje się siedziba Akatsuki?
Zawahałam się przez chwilę.
Sh: Siedziba jest… – nie dokończyłam bo nagle gdzieś na dole rozległ się odgłos wybuchu.
Czarny Pan powoli podniósł się z krzesła i ruszył w stronę drzwi, a ja nie mając innego pomysłu poszłam za nim.
- Panie! Panie! Akatsuki! – dobiegł nas głos Śmierciożercy zmierzającego w naszym kierunku.
Poczułam niemiłe ukłucie w żołądku. Chciałam stamtąd jak najszybciej uciec, ale wiedziałam, że nie mogę. Jako, że należałam teraz do Śmierciożerców moim świętym obowiązkiem było stanąć do walki z wrogiem. Nawet jeśli wrogiem byli moi dawni sojusznicy.
Sh: Ja się nimi zajmę, Panie – rzekłam chłodno, a gdy nie usłyszałam sprzeciwu ruszyłam w stronę miejsca, z którego dobiegały mnie odgłosy walki.
W wielkim salonie Malfoy Manor stali Kim, Hoshi, A-chan, Kakuzu, Deidara i… Pein. Śmierciożercy stali na przeciwko nich z wyciągniętymi różdżkami. Przecisnęłam się między nimi na sam przód i stanęłam na przeciwko moich dawnych przyjaciół i… no powiedzmy, że znajomych. Wyciągnęłam różdżkę i rzekłam:
Sh: Czego tu chcecie? – mój głos był nienaturalnie obojętny, aż sama byłam tym zdziwiona.
A-chan zrobiła wściekłą minę po czym krzyknęła:
A: Czego tu chcemy?! Przebyliśmy taki kawał drogi, a ty się pytasz „czego tu chcemy”?! Zostawiłaś nas bez słowa wyjaśnienia! Kim i Deidara zachowywali się jakby ktoś im wyrwał duszę, a ty miałaś to gdzieś! Mogłaś chociaż nas uprzedzić, że ci na nas nie zależy i że chcesz sobie tak po prostu odejść!
Widać było, że całą tą złość trzymała w sobie od dłuższego czasu. Spojrzałam na Kim. Była wyraźnie wstrząśnięta, ale wiedziałam, że zgadza się z A-chan.
Sh: Deidara, a ty? Chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy – powiedziałam chłodno.
A-chan wydawała się być „epicko” wkurzona tym, że tak ją zignorowałam, jednak nie miałam na to czasu. Chciałam tą zbędną rozmowę załatwić jak najszybciej, bo nieprzyjemne kłucie w żołądku nie dawało mi spokoju.
D: Zgodziłem się, żebyś poszła do Hogwartu, do szkoły, ale przyłączenia się do Śmierciożerców jakoś nie omówiliśmy – co mnie najbardziej zdziwiło to to, że jego głos był równie obojętny co mój.
Sh: Nie potrzebuję twojego pozwolenia, sama mogę o sobie decydować.
Zapadła chwila ciszy, którą w końcu przerwała Kim.
K: Shiru wróć do nas, proszę… – jej głos był słaby i widziałam, że jest bliska płaczu. Wiedziałam też, że to moja obojętność wobec A-chan i Deidary doprowadziła ją do tego stanu.
Spojrzałam na Peina. Nie potrafiłam określić w jaki sposób na mnie spojrzał, ale poczułam, że ogarnia mnie złość. Ścisnęłam mocniej różdżkę w ręce i już miałam wypowiedzieć formułę zaklęcia, ale w tym samym czasie poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Był to Czarny Pan.
LV: Ona już z wami nie wróci, nawet wtedy, gdybym jej na to pozwolił – jego głos był tak chłodny, że nawet A-chan drgnęła. Jedyną osobą, która pozostawała niewzruszona na jego widok, był Pein. Mierzyli się teraz wzrokiem, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że Czarny Pan miał rację. Nie mogłam wrócić, nawet gdyby mi pozwolił. Straciłam tę szansę wtedy, gdy udzieliłam mu wszystkich cennych informacji na temat Akatsuki…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz