Odkąd Shiru odeszła minęło kilka dni, a ja nadal nie mogłam się z tym pogodzić. Jestem pewna, że nie tylko ja. Hoshi zapewne czuje się tak samo mimo, że tego nie okazuje. Przecież… ja, Hoshi i Shiru tyle lat mieszkałyśmy razem. Nigdy bym nie pomyślała, że któraś z nas może tak po prostu odejść. Odkąd Shiru odeszła czuję się okropnie… zresztą nie tylko ja… Najbardziej szkoda mi Deidary. Biedak snuję się bez życia po całej organizacji, nie mogąc sobie miejsca znaleźć. Zresztą… ja mam tak samo. A-chan już kilka razy próbowała nas pocieszyć, ale nie na wiele się to zdało. Szłam właśnie korytarzem nie myśląc o tym gdzie idę, co skończyło się tym, że do kogoś dobiłam. Ową osobą okazał się Deidara. Spojrzałam na niego smutna. Jego oczy były takie bez wyrazu, takie puste… zresztą moje pewnie tez takie były. Blondyn akurat otwierał drzwi swojego pokoju. Otworzył je i ruchem głowy zaprosił mnie do środka. Siedzieliśmy chwilę w ciszy na łóżku blondyna. Po upływie kilku minut odezwałam się
K: Wiem jak się czujesz…
D: Nie wiesz…
Spojrzałam na niego. Nie patrzył na mnie, tylko wpatrywał się w okno
D: Wiem, że cierpisz nie mniej niż ja, bo Shiru to twoja przyjaciółka, ale… to nie to samo
K: Czujesz się smutny, przygnębiony i rozdarty prawda? Tak jakbyś stracił na zawsze kogoś bardzo ważnego. Z jednej strony chciałbyś pójść jej szukać, ale z drugiej strony wiesz, że miała jakiś powód by odejść. Gdy się ma rodzeństwo to jest ono dla ciebie najważniejsze i przede wszystkim chcesz jego szczęścia… nawet jeśli tym samym miałbyś unieszczęśliwić siebie…
Deidara powoli odwrócił głowę w moją stronę. W jego oczach dostrzegłam łzy, które jednak szybko otarł
D: Skąd ty…?
K: Czułam się dokładnie tak samo kiedy Kakuzu zostawił mnie gdy byłam mała…
D: Dlaczego… dlaczego cie zostawił?
Patrzyłam na niego przez chwilę. Nikomu jeszcze nie opowiadałam tej historii. Nawet Shiru, Hoshi i A-chan jej nie znają, jednak… czułam w głębi duszy, że Deidarze potrzebne jest terać coś co choć na chwile pozwoli mu nie myśleć o Shiru. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić
K: Wiesz co się z nami dzieje podczas pełni prawda?
D: Ty tracisz moc, z tego co pamiętam… i jesteś osłabiona. A Kakuzu… nie może być długo w formie wilka, bo zmieni się w bestię… tak?
K: Dokładnie. Widzisz… gdy miałam osiem lat, pewnego dnia pojawiła mi się na rękach jakaś dziwna wysypka. Kakuzu, który miał wtedy dziewiętnaście lat, tak się tym przejął, że zaczął szukać po różnych książkach leku na to. Znalazł go. Był nim pewien kwiat, który rósł dość daleko od naszego domu. Było już po północy gdy Kakuzu zmienił się w wilka i pobiegł po niego. Niestety… nie zauważył, że tej nocy była pełnia. Gdy długo nie wracał poszłam go szukać… i znalazłam go. Niestety było za późno. Stracił nad sobą kontrole i zaatakował mnie. Nie wiem jakim cudem to przeżyłam. Może to dlatego, że Kakuzu rzadko zmieniał się w wilka i nie był zbytnio przyzwyczajony do tej formy, a może po prostu miałam szczęście. Jakoś udało mi się przed nim uciekać aż do wschodu słońca. Byłam cała posiniaczona i poraniona. Gdy słońce wzeszło Kakuzu zmienił się z powrotem w człowieka. Gdy zobaczył mnie całą we krwi i tak straszliwie poranioną wiedział już co się stało. Wziął mnie natychmiast do domu i się mną zajął… a kilka dni później mnie zostawił. Gdy odchodził powiedział tylko „To dla twojego dobra. Nie chcę by to się znowu powtórzyło” i odszedł…
Podczas tej opowieści łzy zbierały mi się w oczach. Nie lubiłam tego wspominać. To wspomnienie było dla mnie zbyt bolesne. Deidara objął mnie jedną ręką i przytulił lekko. Gdy mnie puścił powiedział
D: Przykro mi Kim… to musiało być dla ciebie straszne przeżycie. Moim zdaniem Kakuzu źle zrobił zostawiając cię samą.
K: No… powiedz mi co to za głupie rozumowanie? Kakuzu zrobił jedną głupią rzecz i myśli że najlepszym wyjściem jest zostawić wszystko i odejść! Przecież to takie głupie! Niby zrobił to dla mojego dobra! Akurat! Jak chciał mojego dobra to powinien ze mną zostać, a nie zostawiać mnie samą! Przecież oprócz niego nie mam już żadnej rodziny!
Łzy same napływały mi do oczu. Nagle poczułam, że Daidara kładzie mi rękę na głowie. Spojrzałam na niego. Po raz pierwszy od bardzo dawna uśmiechał się, a jego oczy w końcu nabrały wyrazu
D: Co ty gadasz Kim… przecież teraz Akatsuki to twoja rodzina
Łzy nadal spływały mi po policzkach, ale uśmiechnęłam się szeroko i pod wpływem impulsu rzuciłam się blondynowi na szyję. Skończyło to się tym, że Deidara wyładował na łóżku, a ja na nim. Z boku to mogło trochę dwuznacznie wyglądać więc szybko z niego zeszłam
K: Przepraszam… – powiedziałam lekko czerwona i uśmiechnęłam się do niego przepraszająco
D: Nic się nie stało – Deidara także się do mnie uśmiechnął. Wstałam z łóżka i powiedziałam
K: Pojdę już. Zasiedziałam się trochę.
Deidara uśmiechnął się jeszcze szerzej i pomachał mi na pożegnanie. Wyszłam z jego pokoju i w tej samej chwili z za rogu wybiegł Tobi z… miską budyniu w ręce. Szybko zrobiłam kilka kroków w tył. Zapewne gdybym zareagowała o sekundę później cała zawartość miski wyładowałaby na moich włosach. Tobi przebiegł o centymetr przede mną i pognał dalej. Spojrzałam za nim i… zobaczyłam Kakuzu. Stał zaraz koło drzwi pokoju Deidary. Był odwrócony do mnie tyłem. Po chwili odwrócił się do mnie. Jego oczy były przepełnione smutkiem, żalem i wyrzutami sumienia
Ka: Słyszałem… słyszałem całą twoją rozmowę z Deidarą…
Zrobiłam zdziwioną minę. On to słyszał? Nie spodziewałam się, że mógł to słyszeć. Pewnie czuje się teraz strasznie… zresztą widać to po jego minie
K: Kakuzu…
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo mój brat przytulił mnie najmocniej jak tylko potrafił
Ka: Ja wiem, że ty mi tego nigdy nie wybaczysz i nie dziwię ci się, ale… chciałbym coś zrobić żeby ci to jakoś wynagrodzić
K: Kakuzu ja…
Ka: Proszę cię nie przerywaj mi. Wiem, że to co zrobiłem jest straszne, zachowałem się okropnie. Jak kompletny idiota! Ale… ja po prosu nie chciałem, żebyś znowu cierpiała z mojego powodu… jednak wyszło na opak. Cierpiałaś dlatego, że cię zostawiłem. Wiesz że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie i zawsze chcę twojego dobra. – W tym momencie Kakuzu westchnął – Jestem beznadziejnym bratem…
Uśmiechnęłam się i wtuliłam się w niego
K: Nie prawda. Jesteś najlepszym bratem na świecie. Wiesz… ja już dawno ci to wybaczyłam. Nadal jest to dla mnie bolesne, ale przecież nie mogę być na ciebie zła wiedząc, że chciałeś tylko mojego dobra
Ka: Kim… obiecuję ci… przyrzekam ci, że już nigdy nie pozwolę byś była sama! Nigdy!
Puściłam Kakuzu, a on mnie. Po jego policzku spłynęła łza którą jednak szybo otarł. Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się do niego ciepło. W tej chwili pomyślałam, że jestem cholerną szczęściarą. Taki brat to prawdziwy skarb.
Ka: Kim… wiesz, ja ci to jakoś wynagrodzę. Jeszcze nie wiem jak, ale jakoś to zrobię.
Zaśmiałam się krótko i powiedziałam
K: Nie bądź głupi. Całkowicie wystarczy mi to, że tu jesteś.
Uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie i jeszcze raz mnie przytulił. W chwili w której mnie puścił usłyszałam jakiś huk za oknem. Wymieniłam z Kakuzu zdziwione spojrzenia i oboje szybko wybiegliśmy na zewnątrz. To co zobaczyłam naprawdę mnie zdziwiło. A mianowicie zobaczyłam Suzie, która leciała w naszą stronę na miotle. Zapewne przywitałabym ją bardzo nie miło gdyby nie jej stan. Jej ubranie było poszarpane, a ona sama była cała poraniona. W dodatku wyglądała na kompletnie wykończoną. Kątem oka zobaczyłam, że na zewnątrz wybiegł także Deidara. Blondyn stanął obok mnie.
K: Co ci się stało? – spytałam gdy Suzie wyładowała przed nami
Su: To… to nie ważne… chodzi… chodzi o waszą przyjaciółkę… chodzi o Shiru…
Ja i Deidara wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia.
D: Co jest z Shiru?
Su: Ona… ona jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie!
Suzie nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo upadła na ziemię i zemdlała
***
Deidara zaniósł Suzie do sali szpitalnej, a Kakuzu opatrzył jej rany. W czasie w którym rudowłosa była nieprzytomna ja i blondyn cały czas byliśmy zdenerwowani. Shiru była w jakimś niebezpieczeństwie, a my nawet nie wiedzieliśmy co się stało! Oczywiście wieść o tym, że Suzie przyniosła jakieś wieści o Shiru błyskawicznie rozeszła się po całej organizacji. Nie minęło pięć minut odkąd przynieśliśmy Suzie do sali szpitalnej, a do pomieszczenia już, niczym strzała, wpadła Hoshi i zaczęła wypytywać co się dokładnie stało. Niestety sami nie wiedzieliśmy zbyt wiele wiec pozostało nam jedynie czekać. Suzie obudziła się jakieś pół godziny później. Na szczęście nie musieliśmy jej nawet prosić by opowiedziała nam co się stało, bo sama do razu przeszła do rzeczy. Wszyscy słuchaliśmy opowieści w milczeniu, ale wraz z jej rozwojem w moim sercu rósł coraz większy niepokój.
Su: … myślałam, że już po mnie. Ale śmierciożercy mnie uwolnili, oczywiście nie mogli obyć się bez kilku tortur. Jeden z nich, gdy mnie wypuszczał powiedział „ Ciesz się, że twoja koleżaneczka zechciała z nami współpracować, bo inaczej już byłabyś martwa!” Nie wiem, co ona im obiecała, ale to nie wygląda za dobrze dla niej.
Nie czekając na nic więcej, zerwałam się z krzesła na którym dotychczas siedziałam i krzyknęłam.
K: Trzeba ją ratować! I to już! Teraz! Zaraz! Natychmiast!
D: Oczywiście, że tak! Trzeba jak najszybciej ruszyć jej z pomocą!
W tym momencie jakaś osoba z hukiem otworzyła drzwi do sali szpitalnej. Ową osobą okazała się oczywiście A-chan. No bo kto inny mógłby otworzyć wielkie drzwi „z kopa”? =_=
A: Dobrze prawicie moi kochani! Ruszamy z misją ratunkową! ^^
Ka: Chwila, nie rozpędzajcie się tak…
Wszyscy spojrzeliśmy na Kakuzu, który jak dotąd siedział cicho
Ka: Jak wy chcecie ją ratować, skoro nawet nie wiecie gdzie ona jest?
A: O to się nie martw! Mój demonki już się tym zajęły! Niedługo ich wytropią, a wtedy ruszymy! ^^
K: A-chan! Ty jesteś po prosu niesamowita! Kiedy twoje demony ją znają?!
A: Zapewne niedługo ^^
I jak na zawołanie w pomieszczeniu pojawił się demon. Pokłonił się A-chan, podał jej jakąś kartkę i zniknął. A-chan przeczytała to co było na kartce, a na jej ustach pojawił się wielki uśmiech
A: No! Już wiemy gdzie jest Shi-chan! Możemy ruszać!
Ka: Poczekajcie chwile.
Kakuzu wstał z krzesła. Stanął naprzeciwko mnie z poważną miną i spytał:
Ka: Nic cię nie powstrzyma przed ruszeniem jej na pomoc, mam racje? Nawet jeśli to niebezpieczne to i tak pójdziesz, prawda?
Spojrzałam na niego stanowczo. Nie wahałam się z odpowiedzią ani sekundy.
K: Oczywiście, że pójdę!
Kakuzu westchnął po czym zwrócił się do A-chan
Ka: Jak daleko znajduje się to miejsce? Długo zajmie nam dotarcie tam?
K: Chwila! „Nam”?! – Nawet nie ukrywałam mojego zdziwienia. Kakuzu zaśmiał się i położył mi rękę na głowę
Ka: Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci iść samej.
Uśmiechnęłam się do niego, ale po chwili spoważniałam. Już otwierałam usta by zadać pytanie A-chan, ale uprzedziła mnie Hoshi
Ho: W takim razie gdzie mamy się udać?
A: Moi kochani… jedziemy do Francji! ^^
Ho, K, Ka, D: GDZIE!?
K: Przecież to jest cholernie daleko!
D: Jak my się tam dostaniemy!? Przecież nie pójdziemy tam na nogach!
W tym momencie Hoshi uderzyła Deia po głowie. Dość mocno bo blondynowi, aż łzy się w oczach zebrały.
D: A to za co!?
Ho: *pulsująca żyłka* Za twoją głupotę! Oczywiście, że nie pójdziemy tam na nogach. Możemy przecież polecieć na twoich glinianych ptakach! =_=
Deidara zamrugał dwa razy, a potem podrapał się nerwowo w tył głowy i uśmiechnął się do białowłosej przepraszająco.
D: No tak, masz racje Hoshi ^^’’
Ho: I zapamiętaj to sobie Dei, ja zawsze mam rację ^^
K: Ruszamy!
Su: Czekajcie! Idę z wami! To poniekąd moja wina, że Shiru dostała się w łapy śmierciożerców!
Spojrzałam na nią. Już podnosiła się z łóżka. Podeszłam do niej i stanowczym ruchem położyłam ją z powrotem a łóżku.
K: Nie ma mowy! Zostajesz! Jesteś zbyt słaba na taką wyprawę!
Suzie spojrzała na mnie. Nawet nie próbowała ukryć zdziwienia, jakie malowało jej się na twarzy.
Su: Ty przejmujesz się moim zdrowiem? Jestem w szoku!
Ka: Nie tylko ty… – mruknął prawie niedosłyszalnie
Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam
K: W końcu, jakby nie patrzeć jesteśmy rodziną. Może i nie jesteśmy złączone więzami krwi, ale jednak jesteśmy rodziną…
Już wyjaśniam. Otóż Suzie jest moją kuzynką, ale nie jest ze mną spokrewniona. Mama Suzie, jest siostrą mojej mamy, tyle że nie biologiczną. Została adoptowana, przez moich dziadków, więc co za tym idzie, także Suzie nie jest ze mną spokrewniona. Jednak mama Suzie nie mieszkała długo w naszym rodzinnym domu. Niedługo po tym jak osiągnęła pełnoletniość wyprowadziła się i zamieszkała w świecie magii. Widziałam ją tylko kilka razy i to było gdy jeszcze byłam mała. Raczej nie utrzymywaliśmy z nimi kontaktu.
K: Po za tym… przybyłaś tu by na powiedzieć co się stało, choć wcale nie musiałaś. Hmm… może nie jesteś taka zła jak zawsze myślałam. – Uśmiechnęłam się lekko. Suzie patrzyła na mnie jeszcze przez chwile z szokiem wymalowanym na twarzy, a potem także się uśmiechnęła.
Su: A ja, może nie potrzebnie zawsze się tak przechwalałam.
Uśmiechnęłam się do niej, a potem odwróciłam się do reszty
K: Dobra! Nie marnujmy więcej czasu! W drogę!
K: Wiem jak się czujesz…
D: Nie wiesz…
Spojrzałam na niego. Nie patrzył na mnie, tylko wpatrywał się w okno
D: Wiem, że cierpisz nie mniej niż ja, bo Shiru to twoja przyjaciółka, ale… to nie to samo
K: Czujesz się smutny, przygnębiony i rozdarty prawda? Tak jakbyś stracił na zawsze kogoś bardzo ważnego. Z jednej strony chciałbyś pójść jej szukać, ale z drugiej strony wiesz, że miała jakiś powód by odejść. Gdy się ma rodzeństwo to jest ono dla ciebie najważniejsze i przede wszystkim chcesz jego szczęścia… nawet jeśli tym samym miałbyś unieszczęśliwić siebie…
Deidara powoli odwrócił głowę w moją stronę. W jego oczach dostrzegłam łzy, które jednak szybko otarł
D: Skąd ty…?
K: Czułam się dokładnie tak samo kiedy Kakuzu zostawił mnie gdy byłam mała…
D: Dlaczego… dlaczego cie zostawił?
Patrzyłam na niego przez chwilę. Nikomu jeszcze nie opowiadałam tej historii. Nawet Shiru, Hoshi i A-chan jej nie znają, jednak… czułam w głębi duszy, że Deidarze potrzebne jest terać coś co choć na chwile pozwoli mu nie myśleć o Shiru. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić
K: Wiesz co się z nami dzieje podczas pełni prawda?
D: Ty tracisz moc, z tego co pamiętam… i jesteś osłabiona. A Kakuzu… nie może być długo w formie wilka, bo zmieni się w bestię… tak?
K: Dokładnie. Widzisz… gdy miałam osiem lat, pewnego dnia pojawiła mi się na rękach jakaś dziwna wysypka. Kakuzu, który miał wtedy dziewiętnaście lat, tak się tym przejął, że zaczął szukać po różnych książkach leku na to. Znalazł go. Był nim pewien kwiat, który rósł dość daleko od naszego domu. Było już po północy gdy Kakuzu zmienił się w wilka i pobiegł po niego. Niestety… nie zauważył, że tej nocy była pełnia. Gdy długo nie wracał poszłam go szukać… i znalazłam go. Niestety było za późno. Stracił nad sobą kontrole i zaatakował mnie. Nie wiem jakim cudem to przeżyłam. Może to dlatego, że Kakuzu rzadko zmieniał się w wilka i nie był zbytnio przyzwyczajony do tej formy, a może po prostu miałam szczęście. Jakoś udało mi się przed nim uciekać aż do wschodu słońca. Byłam cała posiniaczona i poraniona. Gdy słońce wzeszło Kakuzu zmienił się z powrotem w człowieka. Gdy zobaczył mnie całą we krwi i tak straszliwie poranioną wiedział już co się stało. Wziął mnie natychmiast do domu i się mną zajął… a kilka dni później mnie zostawił. Gdy odchodził powiedział tylko „To dla twojego dobra. Nie chcę by to się znowu powtórzyło” i odszedł…
Podczas tej opowieści łzy zbierały mi się w oczach. Nie lubiłam tego wspominać. To wspomnienie było dla mnie zbyt bolesne. Deidara objął mnie jedną ręką i przytulił lekko. Gdy mnie puścił powiedział
D: Przykro mi Kim… to musiało być dla ciebie straszne przeżycie. Moim zdaniem Kakuzu źle zrobił zostawiając cię samą.
K: No… powiedz mi co to za głupie rozumowanie? Kakuzu zrobił jedną głupią rzecz i myśli że najlepszym wyjściem jest zostawić wszystko i odejść! Przecież to takie głupie! Niby zrobił to dla mojego dobra! Akurat! Jak chciał mojego dobra to powinien ze mną zostać, a nie zostawiać mnie samą! Przecież oprócz niego nie mam już żadnej rodziny!
Łzy same napływały mi do oczu. Nagle poczułam, że Daidara kładzie mi rękę na głowie. Spojrzałam na niego. Po raz pierwszy od bardzo dawna uśmiechał się, a jego oczy w końcu nabrały wyrazu
D: Co ty gadasz Kim… przecież teraz Akatsuki to twoja rodzina
Łzy nadal spływały mi po policzkach, ale uśmiechnęłam się szeroko i pod wpływem impulsu rzuciłam się blondynowi na szyję. Skończyło to się tym, że Deidara wyładował na łóżku, a ja na nim. Z boku to mogło trochę dwuznacznie wyglądać więc szybko z niego zeszłam
K: Przepraszam… – powiedziałam lekko czerwona i uśmiechnęłam się do niego przepraszająco
D: Nic się nie stało – Deidara także się do mnie uśmiechnął. Wstałam z łóżka i powiedziałam
K: Pojdę już. Zasiedziałam się trochę.
Deidara uśmiechnął się jeszcze szerzej i pomachał mi na pożegnanie. Wyszłam z jego pokoju i w tej samej chwili z za rogu wybiegł Tobi z… miską budyniu w ręce. Szybko zrobiłam kilka kroków w tył. Zapewne gdybym zareagowała o sekundę później cała zawartość miski wyładowałaby na moich włosach. Tobi przebiegł o centymetr przede mną i pognał dalej. Spojrzałam za nim i… zobaczyłam Kakuzu. Stał zaraz koło drzwi pokoju Deidary. Był odwrócony do mnie tyłem. Po chwili odwrócił się do mnie. Jego oczy były przepełnione smutkiem, żalem i wyrzutami sumienia
Ka: Słyszałem… słyszałem całą twoją rozmowę z Deidarą…
Zrobiłam zdziwioną minę. On to słyszał? Nie spodziewałam się, że mógł to słyszeć. Pewnie czuje się teraz strasznie… zresztą widać to po jego minie
K: Kakuzu…
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo mój brat przytulił mnie najmocniej jak tylko potrafił
Ka: Ja wiem, że ty mi tego nigdy nie wybaczysz i nie dziwię ci się, ale… chciałbym coś zrobić żeby ci to jakoś wynagrodzić
K: Kakuzu ja…
Ka: Proszę cię nie przerywaj mi. Wiem, że to co zrobiłem jest straszne, zachowałem się okropnie. Jak kompletny idiota! Ale… ja po prosu nie chciałem, żebyś znowu cierpiała z mojego powodu… jednak wyszło na opak. Cierpiałaś dlatego, że cię zostawiłem. Wiesz że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie i zawsze chcę twojego dobra. – W tym momencie Kakuzu westchnął – Jestem beznadziejnym bratem…
Uśmiechnęłam się i wtuliłam się w niego
K: Nie prawda. Jesteś najlepszym bratem na świecie. Wiesz… ja już dawno ci to wybaczyłam. Nadal jest to dla mnie bolesne, ale przecież nie mogę być na ciebie zła wiedząc, że chciałeś tylko mojego dobra
Ka: Kim… obiecuję ci… przyrzekam ci, że już nigdy nie pozwolę byś była sama! Nigdy!
Puściłam Kakuzu, a on mnie. Po jego policzku spłynęła łza którą jednak szybo otarł. Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się do niego ciepło. W tej chwili pomyślałam, że jestem cholerną szczęściarą. Taki brat to prawdziwy skarb.
Ka: Kim… wiesz, ja ci to jakoś wynagrodzę. Jeszcze nie wiem jak, ale jakoś to zrobię.
Zaśmiałam się krótko i powiedziałam
K: Nie bądź głupi. Całkowicie wystarczy mi to, że tu jesteś.
Uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie i jeszcze raz mnie przytulił. W chwili w której mnie puścił usłyszałam jakiś huk za oknem. Wymieniłam z Kakuzu zdziwione spojrzenia i oboje szybko wybiegliśmy na zewnątrz. To co zobaczyłam naprawdę mnie zdziwiło. A mianowicie zobaczyłam Suzie, która leciała w naszą stronę na miotle. Zapewne przywitałabym ją bardzo nie miło gdyby nie jej stan. Jej ubranie było poszarpane, a ona sama była cała poraniona. W dodatku wyglądała na kompletnie wykończoną. Kątem oka zobaczyłam, że na zewnątrz wybiegł także Deidara. Blondyn stanął obok mnie.
K: Co ci się stało? – spytałam gdy Suzie wyładowała przed nami
Su: To… to nie ważne… chodzi… chodzi o waszą przyjaciółkę… chodzi o Shiru…
Ja i Deidara wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia.
D: Co jest z Shiru?
Su: Ona… ona jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie!
Suzie nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo upadła na ziemię i zemdlała
***
Deidara zaniósł Suzie do sali szpitalnej, a Kakuzu opatrzył jej rany. W czasie w którym rudowłosa była nieprzytomna ja i blondyn cały czas byliśmy zdenerwowani. Shiru była w jakimś niebezpieczeństwie, a my nawet nie wiedzieliśmy co się stało! Oczywiście wieść o tym, że Suzie przyniosła jakieś wieści o Shiru błyskawicznie rozeszła się po całej organizacji. Nie minęło pięć minut odkąd przynieśliśmy Suzie do sali szpitalnej, a do pomieszczenia już, niczym strzała, wpadła Hoshi i zaczęła wypytywać co się dokładnie stało. Niestety sami nie wiedzieliśmy zbyt wiele wiec pozostało nam jedynie czekać. Suzie obudziła się jakieś pół godziny później. Na szczęście nie musieliśmy jej nawet prosić by opowiedziała nam co się stało, bo sama do razu przeszła do rzeczy. Wszyscy słuchaliśmy opowieści w milczeniu, ale wraz z jej rozwojem w moim sercu rósł coraz większy niepokój.
Su: … myślałam, że już po mnie. Ale śmierciożercy mnie uwolnili, oczywiście nie mogli obyć się bez kilku tortur. Jeden z nich, gdy mnie wypuszczał powiedział „ Ciesz się, że twoja koleżaneczka zechciała z nami współpracować, bo inaczej już byłabyś martwa!” Nie wiem, co ona im obiecała, ale to nie wygląda za dobrze dla niej.
Nie czekając na nic więcej, zerwałam się z krzesła na którym dotychczas siedziałam i krzyknęłam.
K: Trzeba ją ratować! I to już! Teraz! Zaraz! Natychmiast!
D: Oczywiście, że tak! Trzeba jak najszybciej ruszyć jej z pomocą!
W tym momencie jakaś osoba z hukiem otworzyła drzwi do sali szpitalnej. Ową osobą okazała się oczywiście A-chan. No bo kto inny mógłby otworzyć wielkie drzwi „z kopa”? =_=
A: Dobrze prawicie moi kochani! Ruszamy z misją ratunkową! ^^
Ka: Chwila, nie rozpędzajcie się tak…
Wszyscy spojrzeliśmy na Kakuzu, który jak dotąd siedział cicho
Ka: Jak wy chcecie ją ratować, skoro nawet nie wiecie gdzie ona jest?
A: O to się nie martw! Mój demonki już się tym zajęły! Niedługo ich wytropią, a wtedy ruszymy! ^^
K: A-chan! Ty jesteś po prosu niesamowita! Kiedy twoje demony ją znają?!
A: Zapewne niedługo ^^
I jak na zawołanie w pomieszczeniu pojawił się demon. Pokłonił się A-chan, podał jej jakąś kartkę i zniknął. A-chan przeczytała to co było na kartce, a na jej ustach pojawił się wielki uśmiech
A: No! Już wiemy gdzie jest Shi-chan! Możemy ruszać!
Ka: Poczekajcie chwile.
Kakuzu wstał z krzesła. Stanął naprzeciwko mnie z poważną miną i spytał:
Ka: Nic cię nie powstrzyma przed ruszeniem jej na pomoc, mam racje? Nawet jeśli to niebezpieczne to i tak pójdziesz, prawda?
Spojrzałam na niego stanowczo. Nie wahałam się z odpowiedzią ani sekundy.
K: Oczywiście, że pójdę!
Kakuzu westchnął po czym zwrócił się do A-chan
Ka: Jak daleko znajduje się to miejsce? Długo zajmie nam dotarcie tam?
K: Chwila! „Nam”?! – Nawet nie ukrywałam mojego zdziwienia. Kakuzu zaśmiał się i położył mi rękę na głowę
Ka: Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci iść samej.
Uśmiechnęłam się do niego, ale po chwili spoważniałam. Już otwierałam usta by zadać pytanie A-chan, ale uprzedziła mnie Hoshi
Ho: W takim razie gdzie mamy się udać?
A: Moi kochani… jedziemy do Francji! ^^
Ho, K, Ka, D: GDZIE!?
K: Przecież to jest cholernie daleko!
D: Jak my się tam dostaniemy!? Przecież nie pójdziemy tam na nogach!
W tym momencie Hoshi uderzyła Deia po głowie. Dość mocno bo blondynowi, aż łzy się w oczach zebrały.
D: A to za co!?
Ho: *pulsująca żyłka* Za twoją głupotę! Oczywiście, że nie pójdziemy tam na nogach. Możemy przecież polecieć na twoich glinianych ptakach! =_=
Deidara zamrugał dwa razy, a potem podrapał się nerwowo w tył głowy i uśmiechnął się do białowłosej przepraszająco.
D: No tak, masz racje Hoshi ^^’’
Ho: I zapamiętaj to sobie Dei, ja zawsze mam rację ^^
K: Ruszamy!
Su: Czekajcie! Idę z wami! To poniekąd moja wina, że Shiru dostała się w łapy śmierciożerców!
Spojrzałam na nią. Już podnosiła się z łóżka. Podeszłam do niej i stanowczym ruchem położyłam ją z powrotem a łóżku.
K: Nie ma mowy! Zostajesz! Jesteś zbyt słaba na taką wyprawę!
Suzie spojrzała na mnie. Nawet nie próbowała ukryć zdziwienia, jakie malowało jej się na twarzy.
Su: Ty przejmujesz się moim zdrowiem? Jestem w szoku!
Ka: Nie tylko ty… – mruknął prawie niedosłyszalnie
Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam
K: W końcu, jakby nie patrzeć jesteśmy rodziną. Może i nie jesteśmy złączone więzami krwi, ale jednak jesteśmy rodziną…
Już wyjaśniam. Otóż Suzie jest moją kuzynką, ale nie jest ze mną spokrewniona. Mama Suzie, jest siostrą mojej mamy, tyle że nie biologiczną. Została adoptowana, przez moich dziadków, więc co za tym idzie, także Suzie nie jest ze mną spokrewniona. Jednak mama Suzie nie mieszkała długo w naszym rodzinnym domu. Niedługo po tym jak osiągnęła pełnoletniość wyprowadziła się i zamieszkała w świecie magii. Widziałam ją tylko kilka razy i to było gdy jeszcze byłam mała. Raczej nie utrzymywaliśmy z nimi kontaktu.
K: Po za tym… przybyłaś tu by na powiedzieć co się stało, choć wcale nie musiałaś. Hmm… może nie jesteś taka zła jak zawsze myślałam. – Uśmiechnęłam się lekko. Suzie patrzyła na mnie jeszcze przez chwile z szokiem wymalowanym na twarzy, a potem także się uśmiechnęła.
Su: A ja, może nie potrzebnie zawsze się tak przechwalałam.
Uśmiechnęłam się do niej, a potem odwróciłam się do reszty
K: Dobra! Nie marnujmy więcej czasu! W drogę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz