INFO

W zakładce "zamówienia", którą znajdziecie po prawej stronie bloga, możecie składać zamówienia na wasze one-shoty, tak jak to do tej pory robiliście w komentarzach. Różnica będzie jedynie taka, że łatwiej będzie i nam i wam to wszystko ogarnąć i zobaczyć kto, co i ile zamawiał.
Wraz z waszymi zamówieniami powstanie w tamtym miejscu lista, na której będziecie mogli sprawdzić aktualny stan waszego zamówienia. Zachęcam do zaglądnięcia tam.

niedziela, 9 grudnia 2012

029. Rozstanie

Mieszkałam na zadupiu organizacji już prawie miesiąc. Nie miałam właściwie żadnego kontaktu z innymi członkami Akatsuki, bo nikt się w te rejony nie zapuszczał. Innymi słowy, organizacja jest tak wielka, że nawet sam lider nie wie gdzie się kończy i kto jeszcze w niej mieszka. Ale tak to już jest, jak kupuje się dom (który okazuje się być grotą!) od dilera narkotyków…
Był to prawdopodobnie mój ostatni dzień w tym miejscu i ostatni dzień, w którym mogłam spędzić trochę czasu z moimi przyjaciółmi.


WTF?! Że kim?! O co to, to nie! Nigdy w życiu nie uważałam tej zgrai idiotów za przyjaciół! Tak więc, obejdzie się bez pożegnań i tego typu głupich spraw. Zaczęłam pakować moje rzeczy, wyjmując je z „rozpierdolonej szafki na buty”, którą niestety musiałam zająć, bo mój uparty współlokator nie chciał ustąpić mi szafy.
Rozejrzałam się ten ostatni raz po pokoju, po czym zdmuchnęłam wszystkie świeczki i zapadła ciemność. Westchnęłam i wyszłam z pokoju ciągnąc za sobą wielką walizkę.
Przemierzałam długie, ciemne korytarze organizacji coraz bardziej zbliżając się do „cywilizacji”, gdy nagle usłyszałam rozmowy. Po tym jak A-chan wprowadziła nową dyscyplinę, członkowie Akatsuki krzątali się po korytarzach. Wyjrzałam zza rogu i ujrzałam Peina i Kisame, którzy zapewne „obsmarowywali” A-chan. Nie chciałam się wtrącać w nieswoje sprawy, więc jak najciszej ruszyłam dalej. A „jak najciszej” u mnie jak zwykle musiało skończyć się głośną glebą na tą „cholernie zimną i twardą podłogę”. Wszyscy spojrzeli w moją stronę.
P: Shiru, co ty wyprawiasz, kobieto? – zapytał lider.
Sh: To już wywalić się nie można? Przecież znasz mnie – jestem kaleką jakich mało – odpowiedziałam chłodno, podniosłam się z ziemi i ruszyłam dalej.
Walizka na kółkach niestety robiła duży hałas, więc wszyscy wyszli popatrzeć.
Mijałam właśnie salon, kiedy na drodze stanął mi Deidara. Spojrzał na mnie gniewnie i skrzyżował ręce na piersi. Zatrzymałam się czekając, aż zacznie przemówienie.
D: Nie mów, że znowu zamierzasz do tego wrócić – zaczął mój brat, ale widząc moją zdeterminowaną minę westchnął tylko i ciągnął dalej. – Przecież było ci tu dobrze, masz tu przyjaciół, to dlaczego chcesz to zrobić?
Zaśmiałam się krótko.
Sh: Nigdy nie powiedziałam, że jest mi tu dobrze. Deidara, doskonale wiesz, że nie tu jest moje miejsce. Nigdy nie będę taka jak ty, czy nasi rodzice. Ja zawsze byłam inna, a mimo to, zostałam zmuszona do bycia kunoichi. Ale ja nie tego chcę i dobrze wiesz, że póki nie będę mogła być sobą, nie będę szczęśliwa – spojrzałam mu prosto w oczy. – Dlatego proszę, nie stawaj mi na drodze.
W oczach Deidary zobaczyłam prawdziwy ból. Nigdy nie sądziłam, że tak bardzo obchodzi go co się ze mną stanie. Był on prawdopodobnie jedyną osobą na świecie, której na mnie zależało, a ja zamierzałam go tak zranić, zostawić. Poza mną nie miał już żadnej rodziny. Ale po prostu musiałam to zrobić. Kiedyś o mnie zapomni i znowu będzie mógł żyć normalnie.
Dla mnie to rozstanie też nie należało do najłatwiejszych. Mimo woli do oczu napłynęły mi łzy. Postawiłam walizkę i mocno przytuliłam się do Deidary. Było to nasze ostatnie pożegnanie. Mimo naszych ciągłych kłótni byliśmy sobie na prawdę bliscy.
Sh: Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy z Hoshi – wydukałam dławiąc się łzami i ciągle przytulając się do torsu mojego brata.
D: A ja mam nadzieję, że gdziekolwiek zamierzasz teraz pójść, znajdziesz to, czego tak na prawdę chcesz i w końcu będziesz sobą – wyszeptał Deidara przytulając mnie mocno do siebie.
Nagle usłyszałam za sobą ciche łkanie. Odsunęłam się lekko od Deidary i odwróciłam. Za nami stało całe Akatsuki, a osobą, która płakała był Kisame. Reszta wpatrywała się w nas nie wiedząc co zrobić.
D: Chyba zapomniałaś się pożegnać z resztą – powiedział Dei uśmiechając się do mnie.
Spojrzałam na nich wszystkich obojętnie i rzuciłam w ich stronę tylko krótkie „pa”, po czym chwyciłam rączkę od walizki już chciałam wyminąć Deidarę, gdy usłyszałam ten chłodny głos.
P: Powiedziałem ci już chyba, że bez mojej zgody nikt nie odchodzi z organizacji – rzekł Pein mierząc mnie spojrzeniem.
Sh: Daj spokój, doskonale wiem, że mnie tu nie chcesz – odpowiedziałam chłodno i ruszyłam ku wyjściu. Na szczęście nikt mnie już nie zatrzymywał. Wykonałam pieczęci i wielki głaz zaczął się unosić do góry. Nie zaszczycając członków Akatsuki nawet spojrzeniem, ruszyłam przed siebie.
Teraz zaczyna się nowy rozdział w moim życiu, pomyślałam.
Zimny wiatr rozwiewał moje długie blond włosy, w chłodne krople deszczu kapały mi na twarz. Słońce przykryły ciemne chmury, a ja stałam na dziedzińcu w Londynie z głową uniesioną ku nim. Musiałam wyglądać nieco dziwnie wśród tych wszystkich „normalnych” ludzi. Nikt z nich nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że istnieje coś takiego jak „świat shinobi”, czy „świat magii”. Były to światy niedostępne dla zwykłych ludzi, mugoli. Z taką tylko różnicą, że czarodzieje ze świata magii żyli wśród mugoli, niezauważalni. A shinobi mieli miejsce, do którego dostępu nie mieli zwykli ludzie, i którego nigdy nie znajdą.
Rozejrzałam się dookoła zafascynowana innym światem, zupełnie innym. Czy był on tym, czego chciałam? Czy na prawdę potrafiłam na dobre porzucić moje dawne życie i rozpocząć zupełnie nowe, jako ktoś zupełnie inny? Nie miałam pojęcia, ale teraz nie było już odwrotu.
- Shiru!
Głos dziewczyny wołającej moje imię wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłam się i zobaczyłam Suzie, kuzynkę Kim, biegnącą w moją stronę. Nie wyróżniała się niczym od mugoli, w odróżnieniu do mnie.
Su: Hm, przepraszam, to znaczy, Mia – poprawiła się gdy dobiegła już do mnie.
Tak, w rzeczywistości nazywałam się Mia, a nie Shiru. Lecz gdy tylko rodzice uznali, że powinnam tak jak brat zostać shinobi, zaczęli mnie nazywać bardziej pasującym do kunoichi imieniem „Shiru”. A jak tylko dowiedzieli się kim jestem, za wszelką cenę starali się mi wpoić, że to wcale nie jest powód do dumy. Że shinobi są lepsi. Jakież to bzdury!
Sh: To co z tym transportem? – spytałam, chcąc odwrócić uwagę dziewczyny od mojego stroju. Widocznie nie tylko ona zauważyła, że zbytnio odstaję od reszty.
Miałam na sobie krótką, czarną sukienkę z jednym długim rękawem, na nodze sakwę na kunai’e i shuriken’y, buty odpowiednie dla kunoichi oraz katanę przypiętą do paska.
Su: Najpierw pójdziemy ci kupić jakieś ciuchy, a później teleportujemy się do Hogsmeade – odrzekła i pociągnęła mnie za rękę w stronę wielkiej galerii handlowej.
Nigdy nie widziałam aż tylu sklepów w jednym miejscu! Świat mugoli na prawdę sporo różnił się od świata shinobi nawet pod względem wielkości sklepów.
Po kilku godzinach łażenia po galerii, kupiłam mugolskie ubrania i poszłam się przebrać do łazienki.
Sh: I jak? Wyglądam jak mugol? – spytałam Suzie kiedy już się przebrałam i wyszłam z toalety.
Su: Zdecydowanie tak – uśmiechnęła się do mnie.
Miałam na sobie dżinsowe szorty, białą, luźną bluzkę z nadrukiem oraz buty za kostkę. Moje stare ubranie wrzuciłam do walizki.
Razem z Suzie poszłyśmy szukać odpowiedniego miejsca do teleportacji i w końcu, po długich poszukiwaniach, skręciłyśmy w ciemną, pustą uliczkę, z której Suzi deportowała nas prosto do Hogsmeade.
Teleportacja nie była przyjemna. Wszystko wokół mnie się rozmazywało i kręciło, więc zamknęłam oczy. Po krótkiej chwili poczułam ziemię pod nogami i dziwny hałas. Jakby alarm. Czyjeś krzyki i tupot wielu nóg. Poczułam, że ktoś ciągnie mnie za rękę, więc otworzyłam oczy. Ujrzałam wioskę czarodziejów – Hogsmeade – pełną drewnianych domków, w których w  żadnym z okien nie paliło się światło. Suzi ciągnęła mnie coraz mocniej za rękę. Spojrzałam na jej przerażoną twarz. Nie zdążyłam zadać żadnego pytania, bo ktoś złapał mnie od tyłu, zatkał usta i zawiązał czymś oczy. Znowu nastała ciemność. Znowu słyszałam tylko wycie głośnego alarmu, krzyki, ale teraz słyszałam też cichy szloch. Domyśliłam się, że to Suzie. Chwilę później ktoś krzyknął „drętwota!” i straciłam przytomność.
***
Taak, ja zostawię ten rozdział bez komentarza o.o

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz