INFO

W zakładce "zamówienia", którą znajdziecie po prawej stronie bloga, możecie składać zamówienia na wasze one-shoty, tak jak to do tej pory robiliście w komentarzach. Różnica będzie jedynie taka, że łatwiej będzie i nam i wam to wszystko ogarnąć i zobaczyć kto, co i ile zamawiał.
Wraz z waszymi zamówieniami powstanie w tamtym miejscu lista, na której będziecie mogli sprawdzić aktualny stan waszego zamówienia. Zachęcam do zaglądnięcia tam.

sobota, 8 grudnia 2012

025. Ucieczka


Witam! To ponownie ja: A-chan. Tak więc przyszykować się radzę ^^. No wiecie… Poduszki pobrać itd. ^^ Nie no, żartuję oczywiście.  Ale przyszykujcie się, bo rozdział trochę długi mi wyszedł. A stało się tak dlatego, gdyż jak na razie to jest to moja druga notka dopiero ^^. Co prawda chciałam dodać notkę jak będzie 5 komci, ale zmieniłam zdanie. Tak czy inaczej nie przeciągam i zapraszam do czytania.

***

Ehh… Po kolejnej akcji „duchowej” moja piękna, mądra, niesamowita i jakże skromna osoba była tak zmęczona, że poszła prosto do siebie nie zważając na głupie teksty Mr. Marchewy. Tylko czemu ja mówię o sobie w trzeciej osobie? Co ja kurde Tobiasz Budowniczy jestem?! Tch! Mniejsza o to. Byłam zła, zmęczona, padnięta, podłamana i ogólnie wszystko co możliwe. Chciałam po prostu odpocząć. Ale nie dane mi było dotrwać do owego wydarzenia. A tym bardziej w spokoju. Otóż na mojej drodze pojawił się Mr. Jam Kornik. (chyba wiadomo że o Sasora chodzi Ne?) No i oczywiście nie omieszkał mnie zaczepić jakimś bardzo „mądrym” tekstem.
Sa: Słyszałem, że nie mogłaś sobie poradzić ze złamaniem własnego zaklęcia.
Nie odezwałam się ani słowem. Pierwszy raz! Toż to cud! Trza to będzie w kalendarzu zapisać i zrobić święto narodowe! Ale mniejsza o to. Jak już mówiłam nie odezwałam się ani słowem tylko popatrzyłam na niego wzrokiem gorszym niż bazyliszek. Ten tylko się wzdrygnął i już miał coś powiedzieć kiedy moja noga posłała go hen, hen daleko w las, robiąc po drodze dziurę w ścianie i wywołując niemały huk. Oczywiście prawie całe Aka się zleciało. Z Mr. Finanse i Papą Smerfem na czele. (Kakuzu i Liderek) Oboje darli japy, że coś tam coś. A reszta tego domu wariatów gapiła się jak Kosmita na kapustę. A może Gargamel na Lorda Vadera? A zresztą! Kogo to?! Ważne, że się gapiła. Ja za to, z miną mówiącą: „mam wszystko w du… w czterech literach i nawet jakby się świat walił nie ruszy mnie to” skierowałam się do swojego pokoiku, znanego również wśród wielu „niewiernych” jako „Komnata Zagłady”. [WTF?! Skąd ja wytrzasnęłam tą nazwę?! O_O] No to idę sobie i idę ignorując w dalszym ciągu ględzenie Papy Smerfa i Papy Banku, którzy jak te dwa przysłowiowe rzepy (lub w moim słowniku sępy) lazły za mną. No i co tu zrobić? Otóż nic. Dotarłam wreszcie do celu mej podróży, otworzyłam drzwiczki do Lepszego Świata i zamknęłam ja zaraz po ich przekroczeniu. Jak się okazało zamknęłam jak tuż przed nosami moich prześladowców łamiąc przy tym jednemu z nich – Pietruszce (No Marchewie Ne? -_-) nos. Skąd wiem? Dało się usłyszeć. Resztę sobie można łatwo dopowiedzieć. Wlazłam prosto do łazienki odkręciłam kurek z wodą i czekałam jak się wanna zapełni. Nawet nie zauważyłam jak się zaczęło przelewać. Szybko zakręciłam wodę, zrzuciłam ciuchy i wskoczyłam do wanny rozchlapując wodę dookoła. Przymknęłam oczy i całkiem się rozluźniła. W końcu. Myślami byłam gdzieś daleko… A właściwie to sama nie wiedziałam gdzie. Zupełnie jakbym śniła. Po chwili (chyba) poczułam jak ktoś mną lekko potrząsa, a na swoich ramionach czułam czyjeś ciepłe ręce. Czy mi się wydaje czy coś jest nie tak? Otworzyłam moje oczęta i okazało się, że przed sobą widzę Itasia z przestraszoną miną i to on mną potrząsał. A woda, która dopiero co była cieplutka teraz była wręcz lodowata. Popatrzyłam więc niezrozumiałym wzrokiem na mojego Kotka.
I: A-chan? Wszystko dobrze? Słyszysz mnie?
A: *kiwa głową* Yhym… Coś się stało, że wszedłeś?
I: *szok* Prawie żeś się utopiła!
A: Hę?
I: Nie „hę” Tylko „tak”! Usnęłaś…
To wszystko wyjaśniało. Spojrzałam na zegarek który wisiał nad drzwiami i okazało się że siedziałam tu z 5 godzin! Popatrzyłam lekko w dół i ujrzałam w drzwiach chyba z pół Aka. No może przesadzam. Ale był tam Drewniak ze złośliwą miną, Pan Karp z krwotokiem z nosa, Dei… cały czerwony na twarzy, a obok niego Hoshi z pulsującą żyłką na czole. Dalej stał Rudzielec z Panem Pieniążkiem. Oboje z wkurzonymi minami, no bo znowu trzeba będzie forsę wydać ne? No i jeszcze Marichuanka mówiąca nawzajem do siebie coś w stylu: „Może by tak ją zjeść?” „Coś ty! Jeszcze na, się oberwie! Chociaż rzeczywiście całkiem smacznie wygląda.” „No… Tylko sosem doprawić i będzie pycha!” Za co dostali w łeb od Ho-chan. Dzięki ci. Na moim czole pojawiła się mega żyłka. Byłam wkurwiona oj tak.
A: Itachi…
I: Hm?
A: *look w stronę drzwi*
I: *Załapał o co chodzi* Grr… Wypad mi stąd! Ale już! *mordercze spojrzenia* Wszyscy!
Ostatnie słowa skierował do Lidercia i Kazia, którzy nadal stali w drzwiach. Reszta zmyła się w trybie ekspresowym.
P: Ciekawe kto za to zapłaci…
Ka: Na pewno nie ja…
A: Dobra już dobra! Ja zapłacę, a teraz wypad! *mega wnerw*
Ka&P: Oby… *wychodzą*
Westchnęłam lekko już dobudzona, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Było mi zimno jak cholera! Itachi to chyba zauważył, bo wziął gruby, czarny i co najważniejsze… cieplutki ręcznik z wieszaka i opatulił mnie nim. Kij, że wciąż jestem w tej lodowatej wodzie. Najwyżej ręczniczek będzie mokry ^^. A ja mam ich jeszcze z 5 ^^, więc nie ma problemu. Chwycił mnie tymi swoimi ciepłymi łapkami i wyciągnął z tej wodnej lodówki. Coś jest ze mną ewidentnie nie tak po tym wszystkim. Kotek wytarł mnie jako tako, tym razem już suchym ręcznikiem i ubrał w czarny, puchaty szlafroczek *.*. Wziął mnie na rączki i jak się okazało kolejnym „przystankiem” było moje cieplutkie łóżeczko ^^. Położył mnie, przykrył po szyje kołderką i kazał spać, a sam usiadł sobie w fotelu czytając książeczkę. Ale ja jak to ja nie lubię się słuchać innych. W końcu już sobie wystarczająco pospałam w tej wodzie co prawie skończyłoby się bardzo nie fajnie. Podniosłam się więc, a że zimno mi było to kołderki nie puszczałam tylko się nią opatuliłam jak jakaś roladka o popodskakiwałam w stronę Itasia, który patrzył się na moje wyczyny i mój wyszczerz ze zbolałą miną. Ja wyszczerzyłam się jeszcze bardziej.
I: Przeziębisz się…
A: Jestem wyjątkowo odporna na takie rzeczy. W końcu jestem demonem prawdaaaaaaa ^^?
I: Co nie zmienia tematu, że się o ciebie martwię.
A: Phi! Nie musisz! Nikt ci nie kazał… *foch*
I: A-chan… Co ci się stało? *zdziwiony*
A: Nic mi się nie stało baka!
I: Zachowujesz się jak nie ty.
A: Jak nie ja? Zachowuje się jak każdy demon! Czego ty oczekiwałeś?!
I: o_O Nie poznaję cię.
A: To dziwne, bo nic a nic się nie zmieniłam.
I: Wręcz przeciwnie. Zmieniłaś się… i to bardzo.
A: Zmieniałam?! Zawsze taka byłam! Czasami widocznie miałam aż nazbyt dobry humor po prostu!
I: A-chan!
Zmarszczyłam brwi, a moja mina wyrażała złość. Usłyszałam swój własny lodowaty i spokojny głos. A to nie wróżyło nic dobrego.  W końcu jak ona śmiał?!
A: Jak śmiesz?
I: Co? o_O
A: Jak śmiesz podnosić na mnie głos?! Jesteś tylko nędznym ludzkim, śmiertelnym stworzeniem! Wystarczy jedno moje słowo a stracisz swe nędzne, nic nie warte życie!
I: O_o *przerażony* C-co ty…?
Uchiha nie dokończył bo machnęłam lekko ręką a razem z fotelem poleciał na drygą stroną pokoju, gdzie uderzył o półkę z książkami i szafę. Wszystko się na niego przewróciło a ja wyszłam z pokoju dumny korkiem wcześniej zrzucając kołdrę i poprawiając szlafrok.
A: Hmm… Zgłodniałam…
Mruknęłam cicho to siebie. Po czym do moich nozdrzy dotarł ten piękny, cudowny zapach. Moje oczy zaświeciły się na czerwono, a kły obnażyły w złowrogim uśmiechu. Mój „wzrok” skierował się do źródła zapachu. Jak się okazało była to kuchnia. Ujrzałam Dei’a stojącego przy blacie kuchennym i po chwili usłyszałam jego głos.
D: Ałłłł! Ciahnąłem se palec!
Po chwili odezwała Hoshi.
Ho: Po pierwsze nie „se” tylko „sobie”, po drugie nie „ciahnąłem” tylko „uciąłem” bądź „przeciąłem” i po trzecie lepiej już nie próbuj robić kanapek, bo tak to się kończy jak chłopak bierze się do robienia posiłków.
D: Ej!
Ki: Jesteś gej ^^.
D&Ho: *zły look na Kisamca*
Ki: To ja może już pójdę… *zaczyna się wycofywać*
W tym momencie wróciłam do „siebie” i otworzyłam oczy, które wcześniej zamknęłam żeby móc to zobaczyć. Mój uśmiech stał się jeszcze bardziej złowrogi, a ja sama skierowałam swe kroki do kuchni. Moim tempem znalazłam się tam zaledwie po 2 sekundach tak, że stanęłam tuż przed Kisame który chciał wyjść z kuchni… Tyłem… I prawie władował się na mnie na co oczywiście nie pozwoliłam, bo kiedy już stracił równowagę i miał mnie przygnieść tym swoim cielskiem ja w ciągu chyba jednej dziesięciotysięcznej sekundy znalazłam się koło Dei’a szczerząc kły.
Ho:  O! A-chan! Co ty tu robisz? Myślałam, że odpoczywasz. Już się lepiej czu-
Hoshi nie dokończyła, bo jej przerwałam. A ona wtedy zauważyła mój uśmiech i kły.
A: Czuję krew… *.* Prawda Dei-cha~n
Zanuciłam słodkim głosikiem, po czym chwyciłam lekko dłoń Deidary i popatrzyłam na zraniony palec, z którego sączyła się krew.
D: A… A-chan?
Uniosłam delikatnie jego rękę, a do mojego nosa dotarł jeszcze intensywniejszy zapach jego krwi. Otworzyłam usta i polizałam lekko ranę. Oczy Deidary rozszerzyły się w przerażeniu. Ja tylko zachichotałam, po czym praktycznie przywarłam ustami do jego rany wysysając krew. Blondyn zbladł. Póki co go nie ugryzłam, więc niech się cieszy. Wszyscy w pomieszczeniu byli w szoku. Nikt się nie ruszył nawet o milimetr. Dla mnie lepiej, ale to nie zmienia faktu, ze nie rozumiem ludzi. W czasie zagrożenia życia czy coś, oni zamiast uciekać lub krzyczeć z przerażenia jakby kamienieją i stoją w miejscu jak te przysłowiowe „słupy soli”. Głupcy. Na chwilę oderwałam się od niebieskookiego, a z moich ustach spływała maleńka stróżka krwi, którą szybko starłam, co by się nie zmarnowała. Otworzyłam szerzej moje usta z zamiarem wbicia swoich kłów w nadgarstek blondyna. Prosto w żyłę, ale kiedy dzieliło mnie od celu zaledwie kilka milimetrów poczułam silne szarpnięcie męskiej dłoni i znalazłam się jakieś 2 metry od chłopaka. Owym osobnikiem, który mi nie pozwolił na dalszy posiłek był Jashinsta. Popatrzyłam na niego smutnym wzrokiem, który następnie zmienił się na tęskny i wylądował na Deidarze. A dokładniej na jego nadgarstku, który w tej chwili opadł wzdłuż ciała właściciela, a on sam upadł na 4 litery z przerażeniem wymalowanym an twarzy. Usłyszałam głos wyznawcy tego chorego zboka – Jashina, który kiedyś przez „przypadek” w piekle wpadł do damskiej łaźni.
Hi: A-chan do jasnej cholery! Co się z tobą dzieje?! Ja wiem, że jesteś wampirem, ale…!
A: No właśnie. Jestem wampirem. Wampirem-demonem. Czego tyś się spodziewał?
Hi: o_O
A: To po pierwsze. Po drugie… Nie podnoś na mnie głosu człowiecze. *lodowaty głos*
Aka: o_O
A: Ne Hidan…
Hi: T-tak?
A: Ty jesteś nieśmiertelny prawda?
Hi: Z-zgadza się. A co?
A: *lodowaty wzrok na Jashiniste* To ja tu zadaje pytania, ale skoro tak ci zależy to będę łaskawa i odpowiem. *evil smile* Po prostu tak sobie myślę, że byłbyś bardzo przydatnym sługą jakbym cię ugryzła.
Spojrzałam w jego oczy, które zrobiły się lekko matowe. Coś jak hipnoza. Chwyciłam lekko jego szyję w swoje dłonie i przyciągnęłam lekko w dół. W końcu jest ode mnie wyższy. Już miałam go ugryźć kiedy kolejny jashinista, a raczej tym razem jahinistka mi przerwała.
Ho: *odrywa od niej Hidana* Co ty odpierniczasz A-chan?! Do reszty ci odwaliło?! Hidan! Obudź się!
Hi: Hę? C-co się stało? *Wraca do siebie* Aha już pamiętam… *przestraszony look na A-chan*
A: Rany, rany… Co za niewychowane istotki. Ehh...Mówić im jedno, a oni swoje. Nie łądnie jest tak krzyczeć.
Wszyscy patrzyli na mnie nie wiedząc co się dziej i co mają robić w takiej sytuacji, czy jak się zachować. Deidara siedział dalej przerażony i trząsł się jak głupi. Cóż… Nie ma co się biedakowi dziwić. Wypito mu krew i prawie ugryzł go pół wampir, pół demon.
Sh: A-chan…
Shiru odezwała się pierwszy raz jak do tej pory. A głos miała łamiący się. Spojrzałam na nią. Miała załamany wyraz twarzy. W tym czasie Hoshi wykorzystując to, że swoją uwagę skupiłam na blondynce czmychnęła szybko obok mnie i znalazła się obok Dei’a. Biedak dalej siedzi w szoku. Ale skoro mi tak go żal, to po kiego grzyba chciałam go ugryźć?! Bo to nie tak, że nad sobą nie panuje. Gdyby tak było, to nie byliby wstanie mnie powstrzymać, a ja nie byłabym taka spokojna i tak… wredna? Złośliwa? Demoniczna? Więc to na pewno nie wina głodu. Alle co ja się tu martwię tymi sprawami… Usłyszałam swój lodowaty głos.
A: O co chodzi, Shiru?
Sh: 
A: Więc? *lekkie zniecierpliwienie*
Sh: Dlaczego taka jesteś?
A: Taka? Czyli jaka?
Sh: No taka jak nie ty…
A: Jak nie ja? No nie! Kolejni!
Hi: C-co masz na myśli mówiąc „kolejni”? o_O
A: Phi! Itachi też się o to czepiał. Czy wy nie możecie zrozumieć, że ja się nie zmieniłam i zawsze taka byłam? To, że wy odbieraliście to inaczej, to już nie moja wina.
Hi: No ale…
A: Żadnego „ale”. Jestem demonem-wampirem! Czego wyście oczekiwali?! Że będę miła i słodka jak aniołek?!
Nie poznawałam sama siebie. Przecież ja tak do nich się nie odzywałam nigdy.
Sh: Ale przecież nigdy, nikogo z nas nie zaatakowałaś!
A: Tch! Widocznie miałam dobry humor i nie byłam głodna!
Sh: Ale przecież…
A: Rany, rany… Wyście naprawdę myśleli, że jakikolwiek demon będzie wam w jakikolwiek sposób okazywał sympatię? *drwiący uśmieszek* Głupcy! Zupełnie jakbyście nie wiedzieli jakie są demony… Istoty, które wywołują zło… Diabły, które kuszą ludzi… Hehe… Dopprawdy żałosne.
Zapadłą cisza. Wszyscy patrzyli albo na mnie albo na swoje buty jakby mogły dać im odpowiedzi na dręczące ich pytania, albo jakby czekając aż usłyszą mój głupi śmiech i powiem im że to wszystko to tylko głupi żart. Całą tą cisze przerwał głos Deidary, który najwyraźniej już się jak tako uspokoił.
D: Z-zaraz! Co miałaś na myśli kiedy powiedziałaś, że Uchiha też się o to czepiał?!
Wszyscy drgnęli jakby coś ich poraziło. Doprawdy żałosne. Dopiero teraz to do nich dotarło.
A: Dokładnie to co powiedziałam. Czepiał się. O to samo.
D: *podejrzliwy wzrok* A już się nie czepia?
A: Nie czepia i nie będzie. Już nigdy
Ho: C-co masz na myśli? *Przerażenie*
A: Dokładnie to co powiedziałam.
D: J-jak to nie będzie?! Co żeś mu zrobiła?!
A: Ja? Nic… Raczej szafa i regał z książkami.
D: Co? o_O
A: Pstro. Cóż… Chyba troszku za mocno nim rzuciłam. W każdym razie jak wychodziłam z pokoju nie ruszał się, więc można z tego wywnioskować resztę.
Wszystkich wryło. Nie dość, że powiedziałam to takim obojętnym głosem jakbym mówiła o codziennym spotkaniu dwóch podopiecznych domu starców w USA.
Hi: Jasna cholera!
Hidan w trybie natychmiastowym wybył z kuchni krzycząc jeszcze coś w rodzaju „Kisame znajdź Lidera i Sasoriego! Hoshi! Piluj ich!” Ja popatrzyłam na to obojętnym wzrokiem i wzruszyłam tylko ramiona.
A: O co tyle krzyku?
Po tym, nie zważając na przerażone spojrzenia Akasiów i wybiegającego Kisame, skierowałam się w stronę okna. Otworzyłam je i z psychicznym śmiechem wyskoczyłam na zewnątrz. Zauważę że to jest… któreś piętro. W każdym razie było bardzo wysoko, ale mało mnie to obchodziło. Wylądowałam spokojnie na lekko zgiętych nogach i skierowałam się w stronę lasu. A dokładniej w kierunku jeziora znajdującego się w jego centrum. Dziwne miejsce na jezioro. Doprawdy. Sama nie wiedziałam czemu tam idę, ale czułam jakby coś mnie tam ciągnęło. Jakby ktoś lub coś tam na mnie czekało. Jak już znalazłam się nad jeziorem westchnęłam. Sama nie wiedziałam czemu. Podeszłam o tafli wody i popatrzyłam na nią. I aż się zachłysnęłam powietrzem. To co tam ujrzałam wywołało u mnie chyba większy szok niż moje dziwne zachowanie na Dei’u. Ale teraz już wszystko rozumiem. W chwili, w której TO zobaczyłam wszystko zrozumiałam. Wszystko stało się jasne. W lustrze wody, zamiast swojego odbicia, ujrzałam dziewczynkę. No może nie dziewczynkę, ale nie była to jakaś stara baba. Ubrane miała na sobie czerwone kimono, a pod spodem widać było inne kimono koloru ciemno-zielonego i białe tuż przy skórze. (No wiecie takie jakby … warstwy… tych kimon -_-) [Nie wiem czemu, ale teraz przyszło mi do głowy: „Cebula ma warstwy, ogry mają warstwy”. Wiem, że w ogóle nie pasuje to obecnego klimatu i poważnej atmosfery, ale co ja poradzę?] Oczy miała koloru… czerwonego. A przynamniej teraz. Jarzyły się tak samo jak moje. Miała ten sam wyraz twarzy co ja. Czyli lekko znudzony i zły jednocześnie. Włosy miała długie - ciemnogranatowe, a raczej czarno-granatowe. Trochę podobne to moich, ale ciut jaśniejsze i tak jak ja teraz rozpuszczone. Miała długą grzywkę zasłaniającą jej ponad pół czoła i wpadającą na oczy. [Nie wiem jak to opisać więc na końcu notki dodam zdjęcie. Różnica będzie tylko mina i kolor oczu, które na zdjęciu będą ciemnoniebieskie. Ah! I będzie jeszcze jedno zdjęcie. Ale o tym potem.] Z lewej strony włosy były spięte białą spinką do włosów, a z tyłu była wpięta czerwona kokarda. Zmarszczyłam brwi. Dziewczyna w wodzie również. Byłam wściekła. Wystawiłam w bok prawą rękę z zamiarem przywołania kosy. Ona zrobiła to samo tylko z lewą ręką. Zupełnie jak moje odbicie. Kiedy w mojej dłoni pojawił się pożądany przeze mnie przedmiot zamachnęłam się nim (ona również) burząc taflę wody. [Tego dotyczy drugie zdjęcie. Przywoływanie kosy.] Jakbym chciała, żeby ta dziewczyna zniknęła i pojawiło się moje własne odbicie. Dokładnie… MOJE. Tyle, że to co widziałam to BYŁO MOJE odbicie! Było nim, a jednocześnie nie było. Ehh… To już drugi raz. A raczej dopiero. I mam nadzieję, że następnym razem nikt nie będzie musiał mnie takim oglądać. TO dzieje się, gdy księżyc jest w pełni a planety ułożone są jakoś tam odpowiednio. Że też nie sprawdziłam wcześniej kiedy To się stanie. Od kiedy poznałam tych wszystkich ludzi, za bardzo się bawiłam. Za bardzo się rozluźniłam i zapomniałam o tak ważnych rzeczach. Szlag! Jak to się wszystko skończy, o ile dotrwam do tego czasu i nie zrobię niczego głupiego, będę musiała sprawdzić w piekle kiedy wypada następny raz. Nie chce, żeby następnym razem… Nie… Nie chcę, żeby kiedykolwiek przechodzili przeze mnie coś takiego. Żebym kiedykolwiek tak ich potraktowała. O ile zechcą mnie po tym wszystkim jeszcze znać. No i Itaś! Co ja najlepszego narobiłam?! A co jeśli zrobiłam mu coś bardzo poważnego?! Może nawet go zabiłam!!! Jak ja mogłam do tego dopuścić?! Co jeśli mini gdy nie wybaczy? Heh… Nic… Wrócę do piekła, albo zaszyję się gdzieś na tym świecie. Jeśli Itachi przeżyje, to na pewno mi nie wybaczy. Dei i Hidan również. To ich najbardziej skrzywdziłam. I to ja jestem żałosna. Zaśmiałam się smutno, sama z siebie. Odsunęłam się lekko od brzegu i usiadłam na ziemi „po turecku”. I wtedy coś do mnie dotarło. Przecież ja Itasia zaklęciem trzepnęłam! I to potężnym. Ono może nie tylko uraz taki fizyczny wywołać, ale jeśli… Ahh… Jeśli żyje to pewnie ma teraz baaardzo wysoką gorączkę! Albo nawet kaszle krwią! O Kami-sama! Co prawda jest z nią Hidan, który z racji, że jest jashinistą może wiedzieć dlaczego tak jest i co ma robić. Ale to mu tak czy siak zbyt szybko nie przejdzie. Co najmniej przez tydzień, jak nie więcej. Odpędziłam szybko od siebie te złe myśli i skupiłam się na tym co mam zamiar zrobić, póki mogę. Niebo jest zachmurzone teraz, więc w miarę nad sobą panuję. Teraz muszę dokładnie obliczyć ilość chakry jaka będzie mi potrzebna. Muszę teraz wytracić tyle energii, żeby zostało mi tylko na wykonanie tego konkretnego jutsu, bo kiedy je wykonam to mój charakter znów się trochu zmieni. I pewnie będę chciała zdjąć technikę, a na to pozwolić nie mogę. Jednak jeśli zostawię za mało energii… techniki nie wykonam. A jak za dużo… To po wykonaniu techniki, troszku tej energii automatycznie mi zostanie. A to oznacza szybsze odnowienie się mojej całej energii i zagrożenie dla innych z mojej strony. Znowu…  Skupiłam swoją energię i „wyrzuciłam” tyle ile wcześniej ustaliłam. Ta wyrzucona energia spowodowała, że wokół mnie kwiaty jakby urosły i stały się piękniejsze. Teraz powinno być idealnie. Wykonałam szybko technikę i oplotły mnie czarne łańcuchy, które przytwierdziły mnie do podłoża, a naokoło mnie z ziemi „wyrosły” cztery ściany ziemne, jakby „cztery strony świata”, które pod jakimś tam kątem łączą się u góry, tuż nade mną. Wystarczyło. Wszystko idealnie. Nie zostało mi nic energii. Oczywiście nie muszę się martwić, że umrę tak jak by to było w przypadku jakichś shinobi, ale demony tak nie mają. Właśnie demony. My to w ogóle jesteśmy pokopani. Mamy możliwość pamiętania swoich poprzednich wcieleń. Wszyscy, również ludzie i zwierzęta, mają poprzednie wcielenia, ale tylko demony je pamiętają. I tylko demony, w każdym z nich są demonami.  Raz na jakiś czas, te poprzednie wcielenia się „odzywają”. W ten dzień/noc księżyc musi być w pełni a planety ułożone w konkretny sposób. Demony pamiętają nie wszystkie swoje wcielenia, ale kilka ostatnich. Chociaż w sumie. Sama nie jestem co do tego pewna. Może po prostu nie znam demonów które istniały by tak długo. Że miałyby tak wiele wcieleń. Bo jeden żywot demona trwa naprawdę długo. W każdym razie, w ten konkretny dzień, charakter demona zmienia się na ten, z poprzedniego wcielenia. Zdarza się raz na setki, może nawet tysiące lat (jak nie więcej) taki dzień kiedy charaktery wszystkich wcieleń się mieszają i tworzy się wybuchowa mieszanka. Cóż… póki co mi to nie grozi, bo mam tylko jedną poprzednie wcielenie. Ale za to niezbyt fajne.  W każdym razie ten dzień wypada, akurat dzisiaj. I jak widać charakter mojego „ostatniego wcielenia” jest dosyć wredny. Pewnie dlatego, że wtedy żyłam wśród ludzi, choć powinnam raczej powiedzieć „musiałam żyć”, a to z kolei w pewnym sensie wpłynęło na ukształtowanie się mojego charakteru. Dlaczego? Bo ludzie niezbyt miło mnie wtedy traktowali i skończyło się na tym, że za nimi nie przepadam i tak jak widać zresztą. Poza tym nie tylko mnie źle traktowali. Wszystkie demony i inne „dziwne istoty”. Przez to i oni nie lubili ludzi. Tak czy inaczej… Spierniczyłam sprawę. Że też tak się „rozbawiłam”… Za dużo czasu spędzałam z ludźmi. Może rodzina i Starsi mieli rację. Może nie powinnam żyć wśród ludzi, tylko w piekle. Nie tylko dlatego, że się zmieniał, ale również dlatego, że stwarzam dla nich zagrożenie. Chyba.. chyba wrócę do piekła. Cholera… Zaczynam się robić śpiąca przez tą utratę energii. Technika będzie trwać 24 h. Do tego czasu mój charakter wróci do tego, który powinnam mieć obecnie. Wróci do „normalności”, bo na pewno nie jest normalny ^^”. Cóż… Przez tą utratę energii pewnie również późno się obudzę. Może nawet po dezaktywacji techniki. Wtedy chyba… Chyba pojawię się w pokoju, kiedy Itasia nie będzie. Kiedy nikogo nie będzie. Zabiorę swoje rzeczy i… i wrócę do piekła. Mam tylko nadzieję, że nikogo nie spotkam. Nie byłabym wstanie spojrzeć im w oczy. Ehh… Zaraz serio stracę przytomność. Niech… to… szlag… Nie lubię… tego wszystkiego… Tej chłodnej… lodowatej… ciemności…

***
Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. A teraz dwa obrazki pokazujące moje poprzednie wcielenie.


No i to jest to pierwsze zdjęcie. Ja w przeszłości, w moim poprzednim wcieleniu.


A tu moje odbicie podczas przywoływania kosy. Tak żeby łatwiej było to sobie wyobrazić jak wyglądałam kiedyś ^^. No i mamy te czerwone oczęta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz