Widziałam przed sobą wyspę średniej wielkości, która mieściła się na morzu krwi na powierzchni, którego stałam. Na niebie latały kruki i krążyły nad zupełnie nagim i podgniłym drzewem rosnącym na owej wysepce. A na owy drzewie wisiało pełno… ciał. Zwłoki te były zmasakrowane i pokryte niezliczoną ilością krwi. Jednak nie to było najgorsze. Te ciała to były ciała wszystkich członków Akatsuki. Niestety nie tylko ich… była tam tez moja matka, Arissa oraz Damon, Mikeru i Senshi moi starzy przyjaciele. Wszyscy mieli zamknięte oczy i wisieli na tym drzewie powieszeni na sznurach. Nie mogłam po prostu znieść tego widoku. Moja mama, mój brat i wszyscy moi przyjaciele byli… martwi. Nagle kruki, które do tej pory krążyły nad drzewem usiadły na gałęziach, jeden obok każdego ciała i po chwili zaczęły przeraźliwie skrzeczeć. Był to dźwięk tak okropny, że zasłoniłam sobie uszy. Trwało to chyba dziesięć minut, po czym kruki ucichły. Nagle jedna osoba poruszyła się. Był to Kakuzu. Spojrzałam na niego, a on otworzy oczy. Mało nie krzyknęłam i cofnęłam się kilka kroków do tyłu z przerażenia. Jego oczu… nie było. Były same puste oczodoły, z których zaczęła sączyć się krew. Mój brat odwrócił głowę w moją stronę i odezwał się. Odezwał się głosem cichym i gniewnym, ale przepełnionym bólem i rozpaczą. Jego głos brzmiał dość dziwnie, tak jakby dobiegał ze wszystkich stron jednocześnie
Ka: To wszystko twoja wina, Kim! Mogłaś do tego nie dopuścić, mogłaś go powstrzymać! Ale nie zrobiłaś tego! Kim! Nie zależy ci na nas?
Głos ugrzązł mi w gardle. Po chwili wydusiłam z siebie.
K: Zależy… oczywiście, że mi zależy…
- Nie zależy ci wcale!
Odwróciłam się w bok. Teraz patrzyłam na A-chan, która odwróciła do mnie swoją twarz
A: Nie zależy ci! Jesteśmy dla ciebie nikim! Nikt z nas się dla ciebie nie liczy!
Teraz po kolei każdy zwracał się do mnie, a z ich oczodołów ciekła krew. Wszyscy na raz, jak jeden mąż zaczęli krzyczeć „ To wszystko twoja wina, Kim! Ty do tego dopuściłaś!”. Chwyciłam się za głowę i krzyknęłam
K: Nie!!! To nie prawda!!!
Nagle w powietrzu rozległ się złowieszczy śmiech. Po chwili zorientowałam się, że ten głos należy do Julio! Jednak był inny. Teraz jego głos był bardziej głęboki i złowieszczy oraz bardziej szorstki. Rozejrzałam się, ale nigdzie go nie widziałam. Nagle przestał się śmiać i zaczął mówić ociekającym od kpiny głosem
J: Mogłaś im pomóc. Mogłaś ich uratować. Tylko ty mogłaś mnie powstrzymać. Ale nie! Wolałaś uciec! Jak tchórz! Jesteś nic nie warta! Jak śmieć… - Ostatnie dwa słowa powiedział szeptem, ale i tak go usłyszałam. Poczułam czyjś oddech na karku. Nie mogłam się ruszyć z miejsca, więc obróciłam głowę w bok. Za mną stał Julio. Trzymał mnie za nadgarstki, a swoją twarz miał tuz przy mojej
J: Witaj skarbie. – Po tych słowach odwrócił mnie ku sobie. Nie mogłam się ruszyć, byłam jak sparaliżowana. Julio uniósł mój podbródek tak, że musiałam spojrzeć mu w oczy. Nasze nosy niemal stykały się. Julio uśmiechnął się do mnie, ale nie był to bynajmniej uśmiech wesoły. Raczej złośliwy. Julio kątem oka spojrzał w bok i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Chwycił mój podbródek i gwałtownie obrócił moją głowę w bok, tak, że patrzyłam teraz tam gdzie on.
J: Spójrz… twoi przyjaciele…
Wszyscy, którzy wisieli na drzewie, teraz otaczali nas ze wszystkich stron i w kółko powtarzali „To twoja wina!” Julio pościł mnie i zaczął się złowrogo śmiać, a ja upadłam na kolana. Łzy spływały po moich policzkach niczym strumień. Myślałam, że dłużej tego nie wytrzymam, gdy nagle…
- Kim…
Był to cichy, prawie niedosłyszalny szept, który po chwili przerodził się w głośny krzyk.
- Kim! Nie poddawaj się!
Po czym nastała cisza. Spojrzałam w górę. Wszystko zniknęło. Julio, wyspa, może krwi, wszyscy pozostali. Już ich nie było. Teraz widziałam tylko czarna przestrzeń. Nagle zobaczyłam małe światełko w oddali, a potem usłyszałam całkiem wyraźny śmiech
- Aaaa! Nie! Pzestań! To łaskocze!
Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Przecież to był mój głos! Ten radosny dziecięcy pisk to był mój głos! Ruszyłam w stronę światła, które z każdym krokiem stawało się coraz większe. Przyspieszyłam jeszcze bardziej, gdy usłyszałam głos mojej mamy.
Ke(ira): Kakuzu, przestać ją łaskotać i chodź mi z tym pomóc!
Ka: Już idę!
Teraz już biegłam. Po chwili byłam na miejscu. Byłam… w domu. W naszym kochanym domu w wiosce wodospadu. Zobaczyłam pięcioletnią siebie, siedzącą na kanapie i nadal się śmiejącą. Mój brat (który, tutaj miał 16 lat) właśnie wstał z kanapy, podszedł do naszej mamy i wziął od niej jakieś pudła. Zrozumiałam, że jakimś sposobem udało mi się przywołać radosne wspomnienie. Niby to nie było nic takiego, ot zwykły dzień w naszym domku, ale na ten widok uśmiechnęłam się i cały strach zniknął. Czasami naprawdę brakuje mi tych dni spędzonych w rodzinnej wiosce.
Ka: Powinnaś trochę odpocząć mamo. – Powiedział z troską w głosie. Nasza mama uśmiechnęła się do niego
Ke: Daj spokój Kakuzu. Nic mi nie jest. Nie jestem jeszcze taka stara.
Ka: Tego nie powiedziałem. Co nie zmienia faktu, że wczoraj miałaś ciężki dzień i powinnaś odpocząć
Nasza mama już miała zaprotestować, ale nie powiedział nic tylko spojrzała w dół. Zobaczyła mnie, przytulająca się do swojej nogi.
K: Odpocznij
Mama westchnęła i powiedziała
Ke: Widzę, że zostałam przegłosowana. No dobrze, chwila przerwy nie zaszkodzi.
W tej chwili wszystko się rozmazało. Po chwili zobaczyłam kolejne wspomnienie. Znowu zobaczyłam siebie. Tym razem miałam 8 lat. Siedziałam smutna na huśtawce. Niebo było ciemne i padał deszcz. Nagle zobaczyłam niewiele starszą ode mnie dziewczynę, która przewróciła się i wpadła w błoto. Podeszłam do niej i pomogłam jej wstać.
K: Nic ci nie jest?
- Yhh… nie. Dzięki za pomoc. Nie wiesz może czy jest tu jakieś miejsce w którym mogłabym przenocować?
K: Możesz iść do mnie – Uśmiechnęłam się do niej
- A twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko?
K: Ja… mieszkam sama. To co idziesz?
- Jasne! Dzięki
K: Jestem Kim, a ty? – Spytałam wyciągając do niej rękę. Ona uścisnęła ją i powiedziała
- Hoshi
Obraz znowu stał się rozmazany. Tym razem ujrzałam siebie w wieku 11 lat. Byłam w jakiejś wiosce i uciekałam przed czymś. To był potwór, którego… „niechcący” wkurzyłam. Już prawie mnie dogonił gdy czyjaś ręka chwyciła mnie i wciągnęła do zaułka, a potwór pobiegł dalej. Osoba, która mnie uratowała była skryta w cieniu więc jej nie widziałam.
K: Dzięki za pomoc
- Nie ma sprawy.
Po głosie rozpoznałam, że to dziewczyna.
K: Dlaczego mi pomogłaś? – Spytałam
Dziewczyna zaśmiała się i powiedziała
- Powiedzmy, że mi się nudziło, a dawno nie tworzyłam mojej sztuki.
K: He?
W tym momencie rozległ się wielki wybuch i wycie tego potwora. Dziewczyna znowu zaśmiała się
- Oto moja sztuka.
Spojrzałam na nią czy raczej na cieć w którym stała. Po chwili wyciągnęłam do niej rękę i powiedziałam
K: Nazywam się Kim, a ty?
Dziewczyna przez chwile nie odzywała się. Po chwili wyszła z cienia i uścisnęła moją dłoń
- Shiru
Obraz ponownie się rozmazał. Tym razem miałam 14 lat. Byłam w wiosce księżyca. Stałam pod wielkim drzewem podobnie jak grupka innych ludzi. Na dworze szalała burza. Wszyscy ludzie, którzy tam stali krzyczeli jeden przez drugiego. Na owym drzewie było dwoje ludzi. Mały chłopiec mniej więcej pięcioletni, oraz czarnowłosa dziewczyna. Czarnowłosa próbowała zdjąć chłopca z drzewa, ale przez szalejącą wichurę nie było to takie łatwe. Ponadto nikt nie chciał pomóc dziewczynie, ale nie dla tego, że nie obchodziło ich to. Wszyscy bali się ponieważ owo drzewo było przeklęte. W tej właśnie chwili drzewo ożyło. Jedna z gałęzi oplotła nogę dziewczyny i szarpnęła nią gwałtownie w górę. Czarnowłosa poleciała w górę razem z chłopcem, który kurczowo się jej trzymał i zawisła kilkanaście metrów nad ziemią. Gałąź rozluźniła się i gdyby nie szybki refleks dziewczyny oboje by spadli. Czarnowłosa kurczowo chwyciła się gałęzi, która zaczęła się trząść, żeby ich zrzucić
- Do jasnej cholery! – Krzyknęła dziewczyna, gdy chłopiec zaczął się jej wyślizgiwać.
Przecisnęłam się przez tłum i stanęłam tuż pod nimi. Krzyknęłam do dziewczyny, a ona spojrzała na mnie
K: Skacz! Złapię cię!
Dziewczyna przez chwile wahała się, po czym zamknęła oczy i puściła się gałęzi. Chłopiec zaczął krzyczeć. Ja zmieniłam się w wilka i za pomocą jutsu powiększyłam swoje rozmiary, po czym odwróciłam się na grzbiet. Dziewczyna wraz z chłopcem spadli na mój brzuch i nic im się nie stało. Chłopiec szybko zsunął się na ziemie i pobiegł do jakiejś kobiety, która zapewnie była jego matką. Kobieta pośpiesznie podziękowała i oddaliła się, a zbiegowisko zaczęło się rozchodzić. Dziewczyna zeszła na ziemie, a ja wróciłam do normalnych rozmiarów i do ludzkiej formy. Dziewczyna spojrzała na mnie i powiedziała
- Dzięki za pomoc
K: Nie ma sprawy. – Wyciągnęłam do niej rękę i powiedziała – Nazywam się Kim, a ty?
Dziewczyna uścisnęła moją dłoń
- A-chan.
Dziwiłam się
K: A-chan? Trochę dziwne imię.
Czarnowłosa zaśmiała się i powiedziała
A: No, bo to właściwie skrót, ale możesz mi tak mówić
Obraz ponownie się rozmazał. Teraz byłam w siedzibie Akatsuki. Od razu wiedziałam jaki to dzień. To był ten dzień w którym ja, Shiru i Hoshi dołączyłyśmy do Akatsuki. Dzień w którym poznałam ich wszystkich. I dzień w którym w końcu znów spotkałam mojego brata. Po zobaczeniu tych wszystkich wspomnieć zrobiło mi się ciepło na sercu i poczułam się jakoś tak lekko. Zamknęłam oczy. Po chwili poczułam jakiś ucisk w klatce piersiowej. Gwałtownie otworzyłam oczy i usiadłam łapiąc głęboki oddech. Zobaczyłam cztery pary zaniepokojonych oczu wpatrujących się we mnie. A-chan odetchnęła z ulgą i stanęła na ziemi, bo do tej pory lewitowała nad łóżkiem na którym siedziałam. Itachi opadł na krzesło i przetarł sobie pot z czoła. Pain westchnął głęboko. Natomiast Kakuzu od razu przypadł do mnie i mnie przytulił
Ka: Całe szczęście nic ci nie jest!
Byłam lekko otumaniona, ale wiedziałam doskonale co się działo. To wszystko co widziałam nie było prawdą. Wyspa, morze krwi, drzewo. To się nie stało naprawdę! I całe szczęście! Gdy tylko pomyślę o tym, ze to mogła być prawda… Przytuliłam się do mojego braciszka, a po moim policzku spłynęła łza. Nawet nie chcę o tym myśleć. Oderwałam się od mojego braciszka i w tej samej chwili usłyszałam głośny huk. Okazało się, że A-chan zemdlała! Po chwili udało nam się ją obudzić
K: Nic ci nie jest?
A: Nie... w porządku. A ty powinnaś odpocząć! Śpij!
K: Ale...
A: Śpij!
Po tych słowach A-chan gwałtownie się odwróciła i wyszła trzaskając drzwiami. Spojrzałam za nią zdziwiona. Nigdy się tak nie zachowywała. Po chwili Pain, Itachi I Kakuzu także wyszli. Wzruszyłam ramionami i się położyłam. Po chwili już spałam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz