‘Sup guys! Oto ja! Jakimś cudem, nieznanym mi zupełnie i kompletnie niezrozumiałym, udało mi się napisać rozdział. Tak - w końcu. Nie jestem pewna efektu, ale… cóż… sami ocenicie. Wybaczcie, że tyle to trwało.
A teraz, kiedy już odrobinę moja Wena się obudziła, będę musiała zabrać się za “zemstę” oraz AnE, więc nie liczyłabym zbyt prędko na coś tutaj. A przynajmniej nie ode mnie. Nie wiem jeszcze kiedy Fadziulka napisze swój rozdział, ani kiedy go dodamy, ale wolę już teraz “zapowiedzieć”, że przed “zemstą” i AnE odstawiam na bok “inne oblicze” (no chyba, że Wena oszaleje nagle i mnie przyciśnie).
PS. Rozdział dokończyłam pisać w Nowy Rok - to chyba dobry znak, co nie?
Enjoy~!
***
Nie trudno było zgadnąć, że w siedzibie coś się dzieje. Coś innego niż zazwyczaj. Od dłuższego czasu członkowie Brzasku albo snuli po kątach niczym cienie, albo zabijali wzrokiem każdą napotkaną osobę i praktycznie nikt się do nikogo nie odzywał. Czasami tylko ktoś wybuchał. Zazwyczaj był to Pain, który jednak nie miał dość siły żeby okazywać swoją złość zbyt długo i zazwyczaj wściekał się na mnie. Czasami była to Hoshi, która obwiniała mnie o wiele rzeczy i przyznaję, że częściowo miała rację. A czasami był to Deidara, który… najzwyczajniej w świecie się załamał.
Ale wszystkie tego typu sytuacje były raczej szybko łagodzone. Jakoś… A tym razem było inaczej. Po pierwsze nikt na nikogo nie wrzeszczał ani nie obwiniał, jednak w siedzibie panowało jakieś takie poruszenie. I dość szybko zrozumiałam czemu. Pewnie powinnam być zdziwiona, że niczego nie wyczułam wcześniej, ale od tamtego feralnego dnia… moje zmysły zaczęły się przytępiać. Chociaż ciężko to wytłumaczyć.
Nie powiedziałam Akatsuki o moim śnie, ani o moich przeczuciach. Tak było lepiej. Wiem, że zraniło ich to, co się stało, ale jeszcze większą głupotą było dawać im nadzieję i pozwolić na ślepe poszukiwania Shiru. Fakt - rozważałam tę opcję, jednak nie mogłam pozwolić, żeby wpakowali Shiru w tarapaty, z których tym razem mogła nie wyjść. Jeśli żyje, to pewnego dnia wróci. A tak… teoretycznie mogliby zrozumieć, że szukając jej sprawią jej kłopot, ale… Czy to nie byłoby dla nich jeszcze bardziej męczące?
Nie raz rozważałam odejście z organizacji. Nie chciałam, żeby musieli codziennie oglądać twarz osoby, którą obwiniali za śmierć Shiru. Ale nawet jeśli… nie mogłam ich zostawić. Postanowiłam o nich dbać, nawet jeśli mieliby mnie nienawidzić.
Może to głupie z mojej strony, może naiwne… ale zbyt wiele rzeczy stracili i zbyt wiele rzeczy ja straciłam, żeby się poddawać o tak po prostu to wszystko porzucić. No i ktoś musiał wyjaśnić wszystko Kim, kiedy wróci i zaopiekować się tą bandą przynajmniej do jej powrotu. Postanowiłam sobie, że do jej powrotu na pewno nie odejdę, a potem… potem może zniknę i będę ich chronić z cienia. Przyznam, że chwilami miałam nadzieję, że jej powrót nie nastąpi zbyt prędko. Ale potem karciłam się w duchu za to głupie i samolubne myślenie. Zastanawiałam się też czy w ogóle powinnam być tą, która jej wszystko opowie, ale… no cóż… zawsze są jakieś za i przeciw.
Ciężko było mi określić ile czasu minęło od pamiętnego zdarzenia z Crissem, Shiru i pożarem. Czas leciał zbyt wolno, chwilami miałam wrażenie, że wszystko miało miejsce zaledwie parę dni temu, chociaż mijały miesiące. A może tygodnie… Życie w Akatsuki toczyło się dziwną pętlą przez bardzo długi czas.
Ale jak już wspomniałam ten dzień był inny. Czemu? Tylko dlatego, że panowało poruszenie? Nie - chodziło raczej o powód tego poruszenia. A mianowicie przybycie pewnego…. gościa. Sama nie wiem czy byłam bardziej szczęśliwa, niepewna czy zawiedziona, ale na pewno byłam zaskoczona. Tak - to Kimiko wróciła ze swojego treningu. A co za tym idzie… pora na wyjaśnienia. A potem może nawet i odejście. To miał jednocześnie koniec, jak i początek pewnego etapu.
Po cichu wyszłam z pokoju, w którym rezydowałam od jakiegoś czasu, a który znajdował się w innej części siedziby niż pozostałe pokoje mieszkalne. Właściwie to nie do końca miało być tego rodzaju pomieszczenie. Po prostu przerobiłam je z małego magazynu na malutki pokoik z łóżkiem, biurkiem i szafą. Nie było tu łazienki, a na przebudowę nie miałam ani ochoty, ani siły, ani… za bardzo czasu. Całe piętro było przeznaczone raczej na jakieś składowiska, pseudo-biura, graciarnie, czy inne duperele. Dalej korzystałam z mojej starej łazienki, używając najzwyczajniej demonicznych mocy, żeby się tam przenieść.
Skierowałam się niepewnie w stronę schodów, a potem powoli krętymi korytarzami, w dużej mierze osmolonymi, w stronę salonu, będąc jednak czujna. Byłam prawie pewna, że Akatsuki zabrało Kim do salonu, ale kto wie czy nie zachciało im się szwędać po siedzibie, a chciałam uniknąć niepotrzebnych konfrontacji i kłótni. Na szczęście nikogo nie spotkałam po drodze. Stojąc za drzwiami wzięłam głęboki oddech. Słyszałam słabe rozmowy zza drzwi, ale nic nie wskazywało na to, że padło pytanie o Shiru. Złapałam za klamkę i w tym momencie Kim coś powiedziała, a w pokoju zapanowała martwa cisza. Otworzyłam cicho drzwi i niezauważona przez nikogo weszłam do salonu. Kimiko patrzyła po członkach Akatsuki z narastającą dezorientacją i niepokojem. Deidara leżał na wyblakłej kanapie, chyba nieprzytomny. Pozostali byli bladzi, niemrawi i odwracali wzrok. Hoshi zagryzała wargę prawie do krwi.
Ja i moje wyczucie…
Zebrałam się w sobie, żeby jakoś zacząć, ale mogłam jedynie powiedzieć ciche “Kim”, a potem w gardle stanęła mi gula. Kimiko natychmiast odwróciła się w moją stroną. Na jej ustach wykwitł szeroki uśmiech, ale bardzo szybko się to zmieniło.
K: A-chan… gdzie jest Shiru? - spytała, wbijając we mnie swoje zielone spojrzenie, a ja nie byłam w stanie nic powiedzieć. Tyle czasu przygotowywałam się do tej rozmowy, ale gdy przyszło co do czego, nie byłam w stanie wydusić słowa. Jak miałam jej to powiedzieć prosto w oczy? I na dodatek skłamać, wiedząc, że Shiru jednak gdzieś tam żyję, a ta śmierć… była po części upozorowana? Czułam na sobie wzrok reszty członków organizacji, ale nie popatrzyłam na nich. Przez chwili miałam ochotę uciec stamtąd, odwrócić przynajmniej wzrok… ale nie zrobiłam tego.
A: Kim… Shiru… nie żyje. I niestety w dużej mierze przeze mnie.
P: W dużej mierze?! Przecież to przez ciebie-
A: Pain! - podniosłam głos, ale szybko się uspokoiłam. To nie był czas na kłótnie. Wiem, ze go to bolało… wiem, że szukał winnego… ale nawet jeśli by naprawdę zginęła… to z neutralnego punktu widzenia nie byłam jedyną winną. - Daj mi wszystko opowiedzieć.
Kim patrzyła na mnie, jakby myślała, że zaraz ja wyśmieję i powiem, że to żart, a Shiru zrobi dziurę w suficie wpadając prosto na nią. Ale tak się nie miało stać. To wszystko była prawda.
Pomyślałam, że najpierw powinniśmy usiąść, wypić herbatę na uspokojenie, ale… nie wszyscy potrafią zachować tak bardzo zimną krew jak ja. Na szczęście… Chociaż czasami dawało to negatywny efekt.
A: Shiru… została porwana przez Crissa, wkrótce po tym jak wyruszyłaś na trening. Chcieliśmy ją odbić, ale Criss to niebezpieczny człowiek. Poczyniłam pewne kroki, przygotowania i… zbierałam informację. Kiedy już wszystko wiedziałam… a przynajmniej wystarczająco.
Sa: Najwyraźniej nie wystarczająco - wtrącił Sasori, ale Itachi zdzielił go lekko i skutecznie uciszył. Jakby nie patrzeć Sasori w dużym stopniu przyczynił się do porwania Shiru i wiedział więcej niż nam mówił.Już pominę to, że jakimś cudem udało mu się wykaraskać z podróży na drugą stronę.
A: Ułożyłam plan, który jednak opierał się na działaniu po cichu i w jak najmniejszej ilości osób. Odpowiednio się zabezpieczyłam, upewniając się by Akatsuki dowiedziało się o tym jak najpóźniej. Itachi pomagał mi. Tylko on, bo wiedziałam, że jako jedyny będzie mógł trzeźwo myśleć w tej sytuacji. Jako jedyny wiedział o ostatniej fazie poszukiwań, ale błagałam go żeby nic nie powiedział. Chociaż bardzo nie chciałam ukrywać przed nimi tej akcji, to jednak… Akatsuki działa zbyt pochopnie w całości… i raczej nie po cichu, kiedy są w emocjach. A tu na pewno by byli. I nie chcę się tym usprawiedliwiać. Popełniłam błąd na tym etapie. Powinnam była bardziej to… “przedłużyć”... przewidzieć i upewnić się, że nie dowiedzą tak szybko. Ale się dowiedzieli. W momencie, w którym… cóż… już niewiele brakowało bym znalazła Shiru, pojawili się. Próbowałam obrócić to na nasza korzyść, ale niestety… Criss był sprytny. Z jakiegoś powodu moje demoniczne moce nie działały na niego tak, jak powinny, a na dodatek… uciekł, podczas gdy jego ludzie zajęli mnie, a inni wpadli do pomieszczenia gdzie była Shiru. W pewnym momencie nastąpił wybuch. Nie wiem czy za sprawą Crissa, przez przypadek w wyniku walki, czy ktoś rzucił bombę. Ale wtedy zapanował chaos. Wszystko zaczęło się walić i płonąć. Ludzie Crissa, albo leżeli martwi, albo uciekli. Chciałam znaleźć Shiru, ruszyłam w tamtym kierunku gdzie powinna być, ale… pierwsze co zobaczyłam to zakrwawioną rękę. A potem… potem ciało blondynki… Chciałam ją wydostać spod gruzu, ale ogień był zbyt silny, a moje mocy… nie działały. Ktoś mnie złapał, nawet nie pamiętam kto… Potem… wszędzie były już tylko zgliszcza, spopielone zwłoki i plamy krwi. Wiem, że odpowiadam za to, co się stało z Shiru… nie usprawiedliwiam się. Ale powinnaś wszystko wiedzieć i…
Zanim dokończyłam, Kim jednym susem znalazła się przy mnie i mocno przytuliła. Poczułam jak moje ramię robi się powoli mokre. Płakała. Przez moją głupotę. Zacisnęłam zęby. Powinnam była to wszystko przewidzieć.
A: Przepraszam Kim… Ja
K: To nie jest twoja wina! W żadnym stopniu! Starałaś się jak mogłaś, ale w niczym nie zawiniłaś! Starałaś się jak mogłaś by odzyskać Shiru! To ten drań Criss jest wszystkiemu winny! Pewnego dnia dorwiemy go i odpłaciły odpowiednio! Ale ty nie jesteś winna! Robiłaś wszystko żeby odzyskać Shiru, podczas gdy ja… myślałam jedynie o treningu… ja…
A: Ani mi się waż myśleć w ten sposób, Kim! Zawsze się obwiniasz, nawet o rzeczy, na które nie masz wpływu…
K: A ty o te, których nie jesteś winna! - zacisnęłam oczy. Nawet jeśli ona tak mówiła… to tak czy inaczej byłam winna. Temu co się zdarzyło i temu, że znowu ukrywałam przed nimi prawdę. Nie miałam prawa do łez. Nie miałam… - Ani ty, ani Itachi nie jesteście nieczemu winni. Reszta na pewno tez tak myśli. A gdy mówią inaczej… to po prostu jest dla nich na pewno bardzo ciężkie…
Poczułam dłoń na ramieniu i zobaczyłam Hoshi, która zaciskała zęby żeby się powstrzymać… ale nie od złości, tylko od płaczu. Nikt z nas nie miał łatwo ostatnimi czasy. Oparłam czoło na ramieniu Kim i zacisnęłam palce na jej płaszczu.
Chwilę później wszyscy zebraliśmy się w salonie ze szklankami herbaty w dłoniach. Czułam się trochę nieswojo. Jakby nie patrzeć od dłuższego czasu jedynym moim towarzyszem był Itachi. No nie wliczając Gurena i Yoru, którzy pojawiali się raz na jakiś czas, ale to nie ma co porównywać. Czasami wpadał jeszcze Senshi… jakoś raz na tydzień. Ale zazwyczaj wychodził zdezorientowany - nawet nie rzucałam w niego butami. Momentami można było odnieść wrażenie, że jest masochistą. Albo po prostu głupkiem, który stara się na swój dziwaczny sposób przywrócić komuś humor… raczej to drugie.
W każdym bądź razie mimo, że co nieco sobie już wyjaśniliśmy (a raczej, ja wyjaśniłam Kim, a ona starała się odgonić ode mnie poczucie winy i przerzucić je na siebie), to wciąż nie usłyszeliśmy tego co w tej chwili najważniejsze. I nie, nie mam na myśli obiadu, tylko treningu Kim. Dopiero teraz zauważyłam jak się zmieniła. Co właściwie raczej nie było zaskoczeniem, ale jakoś do tej pory o tym nie myślałam. Pierwsza rzecz jaka rzucała się w oczu (oprócz potarganego płaszcza i innego ubioru), to krótsze włosy. Tak - krótsze. Co prawda dużo jej brakowało do moich, czy tym bardziej Hoshi, ale i tak były sporo krótsze niż kiedyś. Zmieniła się też jej postawa - była zdecydowanie bardziej pewna siebie. Albo może raczej powinnam powiedzieć - bardziej pewna swoich umiejętności. Ale to raczej nie był czas, żeby pytać o jej przygody. Chociaż jedno było zastanawiające - miałam wrażenie, że wyczuwałam od niej… wampiry? Czy powinnam się jednak martwić?
K: Zastanawia mnie jedna rzecz - zaczęła Kimiko, wbijając spojrzenie w swój napój - Kiedy byłam na treningu… spotkałam Itachiego i Senshiego. Czy wtedy… Shiru już… czy to się już wtedy stało?
Senshi jakby zmalał i wbił się w fotel, na którym siedział. Patrzył wszędzie byleby nie na Kimiko, a Itachi jedynie odchrząknął. Zupełnie wypadło mi z głowy to wydarzenie, ale fakt faktem, że byłam pod wrażeniem, jakim cudem Itachiemu i Senshiemu udało się nie dać nic po sobie znać. A szczególnie tym drugim. Czy powinni byli jej powiedzieć? I przeszkodzić w treningu? Czymś, na co tak ciężko było jej się zdecydować? Lepiej, że zachowali to dla siebie wtedy. Nic dobrego nie wynikłoby z powiedzenia o tym wcześniej. A prędzej czy później i tak by się dowiedziała… więc chyba lepiej, że później.
Kim westchnęła i popatrzyła Itachiemu prosto w oczy.
K: Mam rację, prawda? I to dlatego byliście we dwoje… i do tego tacy dziwni, tak?
Itachi nic nie powiedział, ale wyprostowany i cały nagle spięty Senshi, wystarczył jako odpowiedź. Kimiko ponownie westchnęła, ale ku mojemu zaskoczeniu wcale nie zdenerwowała się na chłopaków. A może powinnam powiedzieć “jeszcze”?
W kilka dni przeczytałam wszystkie notki. Strasznie podobają mi się... Te ostatnie są takie smutne 😖😭. Czekam na dalsze losy dziewczyn ...
OdpowiedzUsuńShiruu wróć :(
OdpowiedzUsuń